36. Abonent jest czasowo niedostępny

312 18 36
                                    

– Lepiej? - zapytał krótko, lustrując ją od stóp do głów i podał jej napełniony kieliszek, kiedy tylko usiadła na kanapie, odwracając się od razu przodem w kierunku ogromnych okien.

– Nadal nie wierzę, że tu jestem... - pokręciła energicznie głową, jakby chciała wybudzić się ze snu i spojrzała na Kubę szklistymi oczami. – To jest takie nierealne... Mamy Islandię za oknem. - z niedowierzaniem machnęła ręką na oświetlony ulicznymi latarniami Reykjavík.

– Niedługo zaczynamy koncerty z Filipem... - stanął tuż za nią i pochylił się, wtulając twarz w jej wilgotne włosy. – Chciałbym, żebyś pojechała z nami, ze mną. - doprecyzował, kiedy gwałtownie się odwróciła i zmarszczyła brwi, zaskoczona nagłą zmianą tematu. – I żebyś wróciła do QueQuality... - dodał dużo ciszej i zamarł w bezruchu, głośno przełykając ślinę, bo obawiał się jej reakcji. Z jednej strony, był przygotowany na natychmiastową odmowę, wiedząc, że broni się przed pracowaniem dla niego po raz kolejny. Z drugiej strony, nie chciał dłużej pracować z kimś, kto zawala prawie wszystkie zadania, nie potrafi ogarnąć kilku rzeczy naraz i nie rozumie go tak dobrze, jak Zoja, a takie przygody fundowała mu nowa dziewczyna, którą jakiś czas temu przyjęli do firmy.

– Nie za bardzo rozumiem, po co ja wam tam jestem potrzebna... - wzruszyła ramionami i wygięła usta w grymasie na myśl o wszystkich imprezach i kursowaniu po całej Polsce z walizką. – Jako kto mam tam niby jechać? Jako asys... - chciała dopytać o szczegóły, oczekując poniekąd jakiejś deklaracji ze strony Kuby, która wyjaśniłaby w końcu jej aktualny status.

– Jako Zoja. - wszedł jej w słowo i skwitował dość pewnie, akcentując wyraźnie jej imię, zakładając, że właśnie to chciała usłyszeć. Nie chciał, żeby jechała tam w roli asystentki, menadżerki, sekretarki. Chciał po prostu, żeby była z nim podczas tych najbardziej ekscytujących momentów. Oczami wyobraźni widział ją obok siebie po koncertach. Z nikim nigdy tak bardzo nie pragnął dzielić emocji.

– Jako Zoja, no tak... - wymusiła sztuczny uśmiech i cudem wytrzymała jego przenikliwe spojrzenie, za wszelką cenę starając się powstrzymać łzy, które zasygnalizowały swoją obecność pod powiekami, powodując znajome pieczenie.

– Powiedziałem coś nie tak? - czuł, że stąpa po kruchym lodzie i w głowie odliczał już sekundy do wybuchu za zły dobór słów, ale nic takiego się nie stało.

– Nie, nie, absolutnie. Oczywiście, że jako Zoja. - poderwała się z kanapy, modląc się w duchu, żeby nagle nie wybuchnąć płaczem. Nie miała logicznego powodu. To był tylko jej problem, że akurat spodziewała się zupełnie innej odpowiedzi i po raz kolejny nie dowiedziała się niczego, co pozwoliłoby jej ogarnąć ten uczuciowy chaos. Nie mogła przecież wymagać od niego, żeby mówił to, co jej wydawało się słuszne w danej sytuacji. Nie czytał jej w myślach. – Muszę się zastanowić, dobrze? Dam ci znać. - była dumna z samej siebie, że tak dobrze udawało jej się ukryć wszystkie emocje. Nie sądziła, że potrafi zgrywać obojętną, nie wzbudzając przy tym większych podejrzeń.

Nie chciała kontynuować tej dyskusji, bojąc się, że po jakimś czasie przestanie panować nad sobą i żałośnie się rozpłacze, wyjąc jak zranione dziecko. Może oczekiwała zbyt wiele? Co tak naprawdę chciała usłyszeć? Że jest miłością jego życia? Że niespodziewanie jej się oświadczy po kilku miesiącach burzliwej znajomości? Odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie miała podstaw, żeby się złościć, a jednak czuła dziwną frustrację, która rosła z każdą sekundą. W tempie błyskawicy przemknęła do drugiej części apartamentu i niemal bezszelestnie wsunęła się pod chłodną kołdrę, wbijając wzrok w księżyc za oknem. Przytuliła głowę do miękkiej poduszki i wcisnęła swoją część pościeli między nogi, bo tylko w taki sposób była w stanie zasnąć. Słyszała jeszcze, jak Kuba krząta się po pokoju i dłuższą chwilę przerzuca rzeczy w swojej torbie, ale on sam też już się nie odezwał, nie chcąc dolewać oliwy do ognia. Doszedł do wniosku, że lepiej na tym wyjdzie, jeśli zostawi ją w spokoju i pozwoli odpocząć po dniu pełnym wrażeń. Szkoda tylko, że to nie zmęczenie było głównym powodem jej nagłej zmiany nastroju, ale tego nie mógł przecież wiedzieć.

– Śpisz już? - usłyszała za sobą chwilę po tym, jak poczuła, że obok ugina się materac. Zapobiegawczo skuliła się na samym skraju łóżka i starała się oddychać miarowo, chociaż ciężko jej było opanować przyspieszone tętno. – Wrócisz do nas? Wszyscy za tobą tęsknią, mam nawet dla ciebie gotową umowę. Nie chcę pracować bez ciebie... - jęknął żałośnie, ale nie odpowiedziała. Sama nie była pewna, jak powinna postąpić. Miała na wyciągnięcie ręki stanowisko, o którym od zawsze marzyła, ale perspektywa pracy dla Kuby przypominała jej, jak na tym wyszła ostatnim razem. – Wszystko ogarniałaś idealnie, miałaś najlepszy kontakt z ludźmi, pilnowałaś terminów... Teraz to jest jakiś armagedon, Zoja. - ledwie powstrzymała się przed głośnym prychnięciem z zażenowania, kiedy usłyszała jego argumentację.

Bo naprawdę na dużo mnie stać... | QuebonafideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz