2. Spotkanie po latach

12 0 0
                                    

Po ponad 2000 lat miasto już nie wygląda tak jak je zapamiętałam. Z małej wioski przerodziło się w miasto tętniące życiem. Nadal nie było pokroju Nowego Yorku czy Paryża ale miało swój urok.

Gdy się narodziłam poznałam bardzo miłego człowieka, nazywał się Gilbert. Był starym schorowanym staruszkiem który przygarnął zmarzniętą, zdezorientowaną mnie i dał dach nad głową w początkach mojego istnienia. Zmarł zaledwie 10 lat później. Nie rozumiałam jeszcze wtedy tego że był człowiekiem, śmiertelnym zwykłym człowiekiem, którzy są podatni na krzywdy i choroby i także na czas który płynął w zastraszającym tempie. Był pierwszą osobą którą poznałam i stał się moim najlepszym przyjacielem, przeżyłam tą stratę najbardziej na całym tym popieprzonym świecie i to właśnie wtedy zrozumiałam, że ból w środku nie równa się z bólem na zewnątrz na przykład po cięciu ostrym nożem. Po jego śmierci świat mi się zawalił, byłam załamana. To właśnie ta chwila sprawiła, że moje oczy znów zmieniły kolor, tym razem na lodowaty błękit i świecą tak po dziś dzień.

Gilbert nie miał rodziny ani przyjaciół więc wszystko co należało do niego po śmierci dostałam ja, jako jego podopieczna, która opiekowała się nim tak jak on nią. Nie miał zbyt wiele, kilka złotych monet i mały drewniany domek z niewielkim ogródkiem. Po mojej ucieczce z tego miasta zostawiłam dom który stał opuszczony przez lata. Odszukałam miejsce gdzie stał i kupiłam posiadłość która znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu co dom Gilberta.

***

Wyjechałam właśnie z Londynu spakowana w jedną niedużą torbę. Po tylu latach rzeczy materialne straciły dla mnie sens. Ale tym razem będzie inaczej, czuję to. Mój nowy dom i miasto w którym zaczęłam te swoje nędzne życie. 

Siedziałam sama w przedziale ze słuchawkami w uszach i patrzyłam za okno. Było jeszcze dość ciemno, gdy przejeżdżaliśmy obok lasku niedaleko mojego miejsca docelowego wtedy właśnie zauważyłam szybki ruch między drzewami. Podniosłam się przez co jedna z słuchawek wypadła mi z ucha. Przyglądałam się uważniej czy aby na pewno to widziałam czy może mi się wydawało, jednak oświeciła mnie jedna z pasażerek.

-Widziałeś to?! - krzyknęła nieznajoma mi kobieta.

-To pewnie wilk. Pełno ich tutaj. - burknął tylko jej partner nie wysuwając nosa po za książkę.

Wzruszyłam ramionami i z powrotem założyłam słuchawkę rozkoszując się Laną De Le Rey. Do Colchester dojechałam z samego rana gdy słońce zaczęło pojawiać się na niebie. Przeciskając się przez tłum spoconych ludzi wydostałam się w końcu z pociągu rozprostując kości. Zaciągnęłam się chłodnym porannym powietrzem i udałam prosto na postój taksówek niedaleko peronu.

-Na Brinkley Ln 54. - Powiedziałam do taksówkarza usadawiając się na tylnym siedzeniu.

Po 10 minutach byliśmy już na miejscu. Piękny ogromny dom stał przede mną. Był jasny z czarnym dachem, przez wielkie okna mogłam zobaczyć jego wnętrze. Przed nim znajdował się piękny ogród z kilkoma drzewami i kamienna ścieżką prowadzącą prosto do wejścia na ganek.

Trochę mi zajęło znalezienie tego domu bo gdy widziałam go po raz ostatni była to dość mała drewniana chatka z zabitymi oknami. A teraz to coś zupełnie innego. Dom był wystawiony na sprzedaż już od dwóch miesięcy. Kupiłam go kilka dni temu, w końcu był on dla mnie sentymentalny chodź wiedziałam że nie zostało z niego już nic z tamtych czasów, to jednak moja jedyna pamiątka po zmarłym przyjacielu.
Gdy weszłam do środka rozglądnęłam się po wnętrzu. Ciepłe kolory ścian otulały salon połączony z kuchnią, błyszczące panele na podłodze i czerwona cegła na jednej ze ścian dodawała klimatu. Meble w kolorze ciemnego dębu i piękny, ogromny kominek nad którym wisiał telewizor. Podeszłam do kanapy dotykając miękkie poduszki które na niej leżały gdy nagle wskoczył na nią kot cicho mrucząc.

Oczy W CiemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz