𝚃𝚒𝚛𝚎𝚍𝚗𝚎𝚜𝚜

661 59 7
                                    

- Hej, Jongie! - Minchae rzuciła się na chłopaka, zawisając na jego szyi. Starszy złapał ją w pasie, okręcając się dookoła. Na jej delikatnym policzku złożył szybkiego buziaka, po czym odstawił ją na ziemię. - Jak minął ci dzień? Wiesz, mi strasznie ciężko. Jestem taka zmęczona! Babka od matmy znowu zrobiła nam kartkówkę, a ta od koreańskiego pytała połowę klasy! Rozumiesz to? Mam ich tak bardzo dość, w ogóle nie zauważają, że nie mam ochoty być na tych lekcjach!

Oburzona dziewczyna zaczęła ciągnąć swojego chłopaka w stronę szkolnej bramy, zapominając o tym, że w ogóle zapytała o to, jak się ma. Jongho nadal miał lekko uchylone usta, jakby chciał wyrzucić z siebie trud dzisiejszego dnia, jednak zamknął je chwilę później. Chae kontynuowała swój monolog, nawet nie zaprzątając sobie głowy tym, co chciałby dorzucić Ho. Chłopak nie miał jej tego za złe, jakby w ogóle mógł? Zdążył zorientować się, że dziewczyna jest strasznie gadatliwa, a kim był, żeby przerywać coś, co sprawia przyjemność jego bratniej duszy? Wolał cicho kroczyć u jej boku, w dłoni trzymając tę mniejszą łapkę i cieszyć się obecnością swojej drugiej połówki.

Coś było nie tak.

Jongho był naprawdę szczęśliwy przez fakt, że nareszcie znalazł swoją bratnią duszę. Lubił spędzać z nią czas, słuchać, jak opowiada o wielu rzeczach i stara się podzielić się z nim jak największą częścią swojego życia. Choi nie miał z tym problemu, a wspólne wieczory czy bardziej eleganckie randki były jak najbardziej pożądane.

Jednak chłopak miał wrażenie, że z dnia na dzień gadanina dziewczyny staje się coraz nudniejsza, spotkania są bardziej nużące, a obecność Minchae nie jest tą, jakiej potrzebował. Bo gdy trzymał ją w ramionach, wcale nie czuł, jakby trzymał cały świat. Gdy łapał za jej rękę, nie wydawało mu się, by jego stres magicznie opadał. Gdy na policzku składał delikatne pocałunki, wcale nie doświadczał tańczących w brzuchu motyli. Zwiększało się jedynie uczucie, które czerwonymi, neonowymi literami krzyczało, że coś jest nie tak.

I może faktycznie było, bo w sercu nadal nie przybyło przestrzeni, zawiasy nadal się nie poruszyły, a problemy nie zniknęły. Ale chłopak był zbyt zaślepiony algorytmem ustalonym przez los, by jakkolwiek spróbować zmienić przebieg tego całego przedstawienia. Jego oczy skryły się za mgłą zero-jedynkowego myślenia, a wszelkie myśli były blokowane przez gęsty dym.

I właśnie dlatego nadal trwał w tej relacji. Bo chociaż serce krzyczało, umysł nadal gubił się podczas tej szalonej wędrówki, nie pozwalając na zejście z głównej ścieżki.

***

Gdy para przechodziła obok skatepark'u, na którym aktualnie znajdowało się wyjątkowo dużo osób, wzrok dziewczyny od razu powędrował w tamtą stronę. Jej paplanina ustała, a oczy się zwężały, gdy ze skupieniem zaczęła szukać kogoś w tłumie. Przynajmniej to mógł wywnioskować Jongho, który zaalarmowany nagłą ciszą od razu przerzucił swoją uwagę na Minchae. Gdy dziewczyna w końcu coś dostrzegła, gwałtownie przyciągnęła do siebie Jongho, łapiąc za jego barki i stając na palcach. Wszystko działo się szybko, a starszy nawet nie zorientował się, kiedy twarz Chae znalazła się tuż przed jego nosem. Za to zdążył zarejestrować moment, w którym zaczęła się niebezpiecznie przybliżać, więc od razu odepchnął od siebie niższą, patrząc na nią ze zdezorientowaniem.

- Co ty robisz? - zapytał, szeroko otwierając oczy. Był zakłopotany i nie do końca wiedział, co miała oznaczać cała ta sytuacja.

- Dlaczego nie mogę cię pocałować, co?! - Minchae krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści. - Przecież jesteśmy parą, bratnimi duszami, to normalne!

- J-ja... - chłopak zarumienił się, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. Całą prawdę? Nie mógłby jej tego zrobić. - Chyba po prostu nie jestem gotowy. Wiesz, to wyjątkowo duży krok...

Dziewczyna prychnęła, gdy koło nich przeszedł wysoki blondyn. Nieznajomy posłał jej rozbawione spojrzenie, na co ta fuknęła, odchodząc w stronę swojego domu.

- Minchae! - Jongho ruszył z miejsca, będąc gotowym pobiec za dziewczyną, jednak zanim zdążył podbiec dalej niż metr, otrzymał głośne "Zostaw mnie w spokoju!", po którym zatrzymał się, z westchnieniem kierując się w swoją stronę.

Może powinien pobiec, jak każdy dobry chłopak. Może lepszą opcją byłaby rozmowa i wspólny wieczór. Może ta cała kłótnia nie była nawet istotna i Chae czekała tylko, aż jej bratnia dusza złapie ją za nadgarstek, krzycząc głośne „Kocham cię!”. Ale Jongho miał już dość ciągłych humorków i bezustannego gadania, więc ze zmarszczonymi brwiami udał się do domu, schowane w kieszeniach bluzy dłonie zaciskając w pięści.

***

- Cholera, Joong, ona nie może być moją bratnią duszą! - głowa młodszego opadła na ramię przyjaciela, który jedynie westchnął, odchylając głowę do tyłu.

- Hoho, nie oszukasz przeznaczenia, wiesz o tym.

- Ale to niemożliwe! - Choi zamknął oczy, przegryzając wargę. - Nie dogadujemy się już teraz, jak moglibyśmy spędzić ze sobą całe życie?

- Przykro mi, słońce, ale nie mogę ci w tym pomóc. Zawsze możecie się rozstać, na pewno znajdzie się ktoś w podobnej sytuacji, ale nie wiesz, czy się dogadacie. W końcu ma się tylko jedną bratnią duszę - Hongjoong złapał za dłoń chłopca, delikatnie ją gładząc. Był pewien, że Jongho zaraz ją wyrwie, jednak nic takiego się nie stało, a do kima dotarło, jak wielkiego wsparcia potrzebował jego mały brat. Odwrócił się w jego stronę, zamykając chłopaka w swoich ramionach. - Wszystko się ułoży, zobaczysz.

***

Dni mijały za wolno. Godziny niemiłosiernie się dłużyły, a Jongho miał wrażenie, że z każdą sekundą staje się coraz większym wrakiem.

Ale nie tak powinno być.

Powinien być szczęśliwy jak nigdy. Dlaczego więc noce spędzał na tępym wpatrywaniu się w ścianę, a do szkoły przychodził bez jakichkolwiek chęci do spotkania z Minchae? Dlaczego unikał dziewczyny, skoro to ona powinna być całym jego światem?

Nie wiedział, jednak był świadomy, że jest coraz bliżej krańca swoich możliwości. Znajdował się nad przepaścią, a w dłoni dzierżył jedyną linę, która nadal chroniła go od upadku. Tak, jego przyjaciele zdecydowanie byli dla niego największym wsparciem.

I właśnie dlatego, leżąc na łóżku ze wzrokiem wbitym w pustą przestrzeń przed sobą, trzęsącymi się ze zmartwienia dłońmi złapał za telefon, wybierając numer Hongjoonga. Chłopak odebrał po trzech sygnałach, radosnym głosem rzucając energiczne „Halo?”.

- Joongie... - głos Jongho lekko się załamał. - Przyjedź, proszę.

Po drugiej stronie nastała chwila ciszy i wydawać by się mogło, że Kim już dawno zostawił gdzieś telefon, odchodząc w innym kierunku. Ale Jongho dobrze wiedział, że na swojego przyjaciela mógł liczyć zawsze. Dlatego nawet nie zdziwił się, gdy po kilkudziesięciosekundowej ciszy usłyszał zmartwionego Honga.

- Zaraz będę, nie rób nic głupiego, tak? - mimo zadanego pytania nawet nie czekał na odpowiedź. Jongho był mądry, wiedział, że nie powinien podejmować żadnych pochopnych decyzji. Dlatego, gdy połączenie się urwało, westchnął, odkładając telefon obok siebie. Wszystko się ułoży.

***

- Joongie? - młodszy od razu po przyjściu starszego mocno się w niego wtulił, szukając ukojenia w znajomych ramionach. Hongjoong musiał przez kupę czasu uspakajać Choi, do którego wyobraźni napływały coraz to nowsze scenariusze. Chłopak nie wiedział, co powinien myśleć o tym wszystkim. W końcu gdzieś głęboko w sercu czuł, że to nie Minchae powinna być jego bratnią duszą; że jest to ktoś inny, a ta sytuacja to nie do końca udany żart. Jednak na ten moment nie mógł nic zrobić, więc każdego dnia biegł za uciekającym spomiędzy jego palców spokojem, znajdując jego części w osobach swoich bliskich.

- Tak? - starszy już od paru minut powoli kołysał młodszego w objęciach, delikatnie gładząc go po plecach.

- Co, jeśli los się pomylił? Jeśli akurat tym razem mu nie wyszło? - zapytał, podnosząc głowę z ramienia starszego, by na spokojnie móc patrzeć prosto w jego oczy.

- Musiałbyś mieć naprawdę dużo szczęścia, żeby to okazało się prawdą, słońce - roztrzepał włosy Jongho, ze smutkiem patrząc w jego ciemne tęczówki.

𝙲𝚊𝚕𝚕 𝚖𝚎 𝚙𝚛𝚒𝚗𝚌𝚎𝚜𝚜 | ᴶᵒⁿᵍᵍⁱOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz