sześć

20.8K 1.5K 195
                                    

Od dzisiaj swoją opinię możecie też wyrazić na Twitterze, używając hasztagu #paktFF

- Naprawdę nie mam pojęcia co dzieje się z tą cholerną pogodą – westchnął Sean, posyłając stęsknione spojrzenie w stronę okna, gdzie krople deszczu toczyły leniwe wyścigi w spływaniu po przeźroczystej powierzchni. 

To było jedno z gorszych lat w historii. Kraj powoli zaczął obawiać się zagrożenia powodziowego, które z każdym dniem stawało się coraz bardziej realne. Ulewy nie odpuszczały prawie żadnego dnia i pojawiały się znikąd. W jednej chwili upał był nie do zniesienia, a chwilę później nie można było znaleźć sobie suchego miejsca.

Razem z tym pojawiły się braki ciągłości z dostawą prądu. Zdarzało się, że wieczorami cała dzielnica była pozbawiona oświetlenia. 

Niestety, najnowsze prognozy pogody nie pozostawiały złudzeń – przez kolejne tygodnie nie ma szans na zmiany. W konsekwencji rodzice utknęli na pustkowiu Merlin wie gdzie i ich „wycieczka" została zawieszona. Na szczęście dostęp do ich konta nie był utrudniony, co uchroniło mnie przed sponsorowaniem codziennych przekąsek Seana, jakimi były zgrzewki piwa i śmieciowe żarcie. Jego przemiana materii już od dzieciństwa stanowiła obiekt mojej ogromnej zazdrości. 

Westchnęłam cicho i odłożyłam czytaną przez siebie książkę. Obecna pogoda miała na mnie też nie za dobry wpływ. Przez większość czasu siedziałam w pokoju, zwinięta w kulkę. Gdy nie byłam zajęta rozstrzyganiem dylematów tematyki egzystencjalnej, starałam się naprawić relacje z bratem. Zaczynaliśmy od małych rzeczy jak na przykład siedzenie w tym samym pokoju czy wspólne posiłki. To zawsze coś. Może zanim się zabiję, uda nam się zacząć rozmawiać tak, jak kiedyś. 

Z każdym dniem perspektywa rychłej śmierci zaczynała mnie coraz bardziej oswajać. Może to depresja na powrót zawładnęła moim umysłem, a może jednak to wina pogody. 

Pewnie dalej tkwiłabym zawieszona gdzieś we wnętrzu własnego mroku, gdyby na mojej twarzy nie wylądowało coś miękkiego. Jak się okazało była to ścierka. Spojrzałam pytająco na sprawcę tego ataku, który tak się składa był moim bratem. Stał nade mną, z rękami na biodrach i zaciętą miną. 

- Ruszaj się, siostra. Mam dosyć życia w brudzie. – oznajmił poważnie, co skwitowałam wybuchem śmiechu.

- TY masz dosyć życia w brudzie? Większość tego brudu jest twoja, więc zrób z siebie użytek i posprzątaj.

- Mam zamiar – powiedział, chwytając mnie za stopę – Ale ty mi w tym pomożesz.

Zaskoczona starałam się zaprzeć, aby nie ściągnął mnie z kanapy, co skończyłoby się nieprzyjemnym spotkaniem mojego tyłka z podłogą, ale niestety mój brak mięśni dał o sobie znać i chwilę później masowałam swoje obolałe podwozie. Obiecałam sobie, że postaram się zemścić, ale jedyne co chyba byłabym w stanie zrobić to podmienić krem do golenia na bitą śmietanę.

Sean, niewzruszony, odwrócił się ode mnie i podszedł do komody, po czym włączył stojący na niej odtwarzacz. Z głośników od razu zaczęły wypływać głośne takty piosenki Anberlin. Oczywiście, mój brat nigdy nie słuchał muzyki cicho, więc odniosłam wrażenie, że bas może rozkruszyć mi żebra. Wywróciłam oczami, starając pozbierać się z podłogi. Chcąc nie chcąc porządki w domu trzeba było zrobić. Opakowania po pizzy, chińszczyźnie i puszki po piwach powoli stawały się domem dla coraz to nowszych gatunków bakterii. Niedługo mogłyby zacząć planować jakiś przewrót i przejąć całą posiadłość, a my bylibyśmy skazani na zamieszkanie w ogrodzie. 

Na początku od niechcenia strącałam wszystkie śmieci na podłogę, z politowaniem obserwując poczynania mojego brata, który kręcąc biodrami na wszystkie strony świata, zbierał wszystko, co ja zrzucałam. Wystarczyła chwila, abym wczuła się w rytm piosenki i sama zaczęła wywijać po salonie, jakby był to parkiet jakiegoś klubu. 

pakt samobójców ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz