2. KONWALIE

969 106 72
                                    


ANTHROFOBIA
strach przed ludźmi i społeczeństwem

•••

Neville zupełnie nie wiedział po co jest na tej imprezie. Przyszedł tutaj, żeby się bawić? Złożyć gratulacje drużynie Quidditcha za wygrany mecz? Najchętniej poszedłby do biblioteki, albo zaszyłby się w jakiejś kryjówce i czytałby książkę. Tak, myślenie o książkach jest teraz chyba najlepszym rozwiązaniem.

  Miodowłosy spuścił wzrok na butelkę piwa kremowego, którą trzymał w ręku. Delikatnie dotkną ustami zimnego szkła i wypił duszkiem słodką ciecz. Rozejrzał się po całym Pokoju Wspólnym. Każdy tutaj skakał w dźwięk muzyki, rozmawiał i śmiał się z drugą osobą, albo nawet próbował śpiewać tekst piosenki co wychodziło beznadziejnie i tworzyło jeszcze większy harmider. Nevill nie lubił harmidru. Nie lubił wielu osób w jednym miejscu, a akurat znajdował się na największej imprezie organizowanej przez Gryffindor - najmniej pożądanej przez niego sytuacji.

Jego piwne oczy znów spojrzały pod siebie, a dokładniej na czerwono-złotą bransoletkę ze sznurków przewiązaną na bladym nadgarstku. Parę tygodni temu Parvati i Lavender rozdały je dla wszystkich Gryfonów z ich rocznika, ale Neville był pewien, że tylko on i te dwie dziewczyny je noszą. Był pewien, że najmniej na nią zasługiwał, tak samo jak na nazywanie siebie Gryfonem.

   Czasem myślał, że Tiara Przydziału z niego zażartowała, albo najzwyczajniej w świecie się pomyliła. Longbottom nie był odważny, nie był dziki, po prostu tu nie pasował. Wolał przesiadywać sam z górą lektur do przeczytania przy miejscach gdzie są (o ironio) skupiska ludzi, na przykład na ławkach lub dużych parapetach pod witrażowymi oknami na korytarzu. Wolał obserwować jak jego ropucha ukrywa się między roślinami, które sam wyhodował.  Wolał spacery w ciszy po lesie. Zupełnie tu nie pasował.

   Na Lwach zawsze można polegać, bo zawsze im się udaje. Chłopak był tego zupełnym przeciwieństwem. Ciągle wszystko wypadało mu z rąk, ciągle coś psuł lub doprowadzał do ruiny. Nie umiał rozmawiać z ludźmi, nawiązywać kontaktów, nawet nie potrafił być głośno! Spojrzał na środek Wieży gdzie nastolatkowie radośnie pląsali do przebojów Queen, nie był taki jak oni.

   Często myślał, że ludziom byłoby tu lepiej bez niego. Rówieśnicy go omijali, nauczyciele woleli zapisywać coś w dzienniku, niż słuchać jego pytań, a nawet nie obchodził swojej rodziny. Jego rodzice pewnie nie wiedzieli kim jest, oni sami nie wiedzieli kim są, przecież siedzieli zamknięci w Mungu z wypranymi umysłami. Znał ich w większości z opowieści babci, albo starych albumów. Wiedział, że oboje byli utalentowani i odważni, przecież walczyli przeciwko złu o lepsze jutro. Mama ponoć była urocza i inteligentna, a tata wysportowany i męski. Tęsknił za nimi, bo może gdyby oni go wychowywali wyrósłby na coś lepszego. Na coś bardziej gryfońskiego, podobnego do nich. Nawet jego babcia - jedyna osoba, która go wychowywała - wstydziła się jego.

Jedyną istotą, która go lubiła była jego ropucha. Ona zresztą też była jego najlepszą przyjaciółką, jedyną. Zawsze go wysłuchiwała i towarzyszyła w spacerach. Uczył się z nią, a czasem nawet czytał książki na głos, kiedy byli sami. Tylko ten mały brązowy płaz mieszkający w doniczkach na parapecie go rozumiał, tylko przy nim czuł się szczęśliwy. Chciał tak porozmawiać z kimś, kto może mu też dać pare rad, ale nikt nie chciałby go wysłuchać.

  Nagle po sali rozniósł się pisk dziewcząt i dźwięk tłuczonego szkła. Jedyną rzeczą, jaką Nevill mógł zobaczyć był mały tłumek zbierający się wokół miejsca wypadku i etykieta po ognistej na jednym z kawałków dawnej butelki. Ktoś na kogoś krzyknął, ktoś kogoś uderzył, ktoś skomentował jak wiele drogocennego alkoholu zmarnowano. Po chwili wszyscy wrócili do tańca, a parę osób zaczęło wrzeszczeć ze szczęścia po usłyszeniu pierwszych nut I love Rock 'N Roll. Nikt nie zawracał sobie głowy rozlaną cieczą albo szkłem. Ta ignorancja go denerwowała, ale nikomu tego nie powie, za bardzo się boi.

Kwiaty HogwartuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz