Więzienie , trzy lata wcześniej.
Kocham cię dwa puste słowa, które dla mnie nic nie znaczą. Siedzę na pryczy na przeciwko Kapsla. Patrzę na niego i na widok jego udręczonej miny, chce mi się śmiać . Panna, która "niby" tak go kochała poszła w tany z innym. Puściła się a on teraz płacze. Po kim kurwa się pytam? Bo przecież to nie była kobieta a zwykła dziwka. Za bardzo ufał tej pieprzonej zdzirze. Kogo interesuje taka panna, która się puszcza ?Co ona jest warta? Nic nie jest warta.
Nie była na tyle odważna, żeby powiedzieć mu to w twarz na widzeniu. Wybrała prostsze i mniej bolesne rozwiązanie . Dla niej oczywiście, nie dla niego. Bo jak go znam to by się chłop nie cackał i uderzył by ją w twarz.I na jednym razie by się na pewno nie skończyło. List parę marnych słów w wole ścisłości wyjaśnienia jej postępowania. Teraz ten głupek siedzi i dołuje się tym, że ta pizda poszła w tany z innym, zamiast czekać na niego.
- Kapsel, nie możesz wymagać od dupy, żeby czekała na ciebie parę lat, aż ty wyjdziesz na wolność.
- Stul ryj! - warczy na mnie jak pies. Może i jestem jego kolegą , ale szacunek musi do mnie mieć. Nie pozwolę sobie, aby taki marny śmieć jak on na mnie kurwa warczał. Zanim on doda coś jeszcze, doskakuję do niego i walę sierpowym prosto w jego nos. Gdy moja pięść spotyka się z jego nosem, słychać tylko głośne chrzęśnięcie, a później jego twarz zalewa się krwią. Łapie go za koszulkę i mocno nim potrząsam.
- Zapamiętaj sobie jedno śmieciu, że nie jestem twoją byłą suką, na którą możesz warczeć. Zrób tak jeszcze raz a wybiję ci wszystkie zęby.
Puszczam go jak by był śmierdzącym brudem, który splamił moje dłonie. Zostawiam go na podłodze i idę umyć ręce. Po tym, co zaszło w celi do końca dnia miałem już spokój.
Czas w więzieniu płynie jednostajnie, bez rachuby. Dzień za dniem. Innym płynie od apelu do apelu. Od listu do listu czy od widzenia do widzenia. Ja go nie liczę w cale. Siedzę na pryczy, kiedy otwierają się drzwi, a do celi wchodzi starszy dozorca Korzeniowski. Wywołuje moje nazwisko. Idę za nim do sali widzeń. Mam się tam spotkać z moim bratem, którego nie widziałem ponad dwa lata. Czy czuję radość ? sam nie wiem, mógłbym odpowiedzieć banałem. Ale tak naprawdę to mam w sercu ból i gniew. To te emocje szaleją teraz w moim sercu, a nie radość z widzenia ukochanego braciszka. Od razu go dostrzegam, kiedy tylko wchodzę na salę. Siedzi przy stoliku na samym środku. Powoli do niego podchodzę, kiedy czuje na sobie mój wzrok podnosi na mnie twarz. Patrzę na niego obojętnie. Jednego czego nauczyło mnie, życie to tego żeby mnie pokazywać swoich emocji.
- Cześć - wstaje i wyciąga do mnie rękę, którą ignoruję. Siadam na przeciwko niego i czekam na to co ma mi do powiedzenia. Patrzę w jego czarne oczy, które są tej samej barwy co moje. Jesteśmy do siebie bardzo podobni z tym, że Patryk jest ode mnie o dobre dwadzieścia centymetrów niższy. Czarne włosy i śniada cera. Na tym podobieństwa się kończą, ponieważ Patryk to chuchro w porównaniu ze mną. Widząc, że nie mam zamiaru się do niego odezwać zaczyna mówić.
- U ojca wykryto raka płuc. Dowiedzieliśmy się o tym trzy tygodnie temu. Mama jest załamana, wiesz jak bardzo go kocha.
" Kocha " znowu to puste słowo. które dla mnie jest kompletnie obce. Ja nigdy nie zaznałem miłości w domu, i może dla tego wybrałem życie na pograniczu prawa. Kiedy Patryk wyjaśnia mi co z ojcem i opowiada o jego leczeniu, kątem oka dostrzegam dziewczynę, która przechodzi obok naszego stolika. Ma plecy napięte niczym struna w gitarze. Mam wrażenie, że wystarczyłby jeden dotyk a by pękły. Widzę jaka jest spięta, kiedy ktoś przechodzi obok. Po jej zachowaniu wnioskuje , że jest tu po raz pierwszy. Nie wiem co jest w tej dziewczynie, ale coś przyciąga mnie do niej. Siedzę w więzieniu już osiem lat i jeszcze nigdy tak nie reagowałem, na żadną dziewczynę jak na nią. Nie widziałem jej twarzy i jestem ciekawy jak wygląda.Ma ciemne włosy związane u góry głowy w koka. Mam ochotę je rozpuścić i sprawdzić, czy jej włosy są tak miękkie jak mi się wydaje.
- Ojciec jutro ma chemię- kontynuuje dalej mój brat nie świadom moich myśli związanych z dziewczyną z sąsiedniego stolika. Aż mnie zatyka, kiedy widzę kto do niej podchodzi. Sztycha, mój największy wróg.
- Córeczko- widzę ,że dziewczyna cała się spina, kiedy przytula ją do siebie.
Patryk dalej wygłasza swój wykład na temat naszej rodziny, a ja próbuję coś uchwycić z rozmowy Sztychy z córką. Jestem zły bo ich rozmowa to pieprzony szept.
- Masz pozdrowienia od Magdy- kiwam tylko głową.
- Może ... zaczynam, ale moje słowa przerywa nagły wybuch złości brunetki.
- Nie jestem twoją marionetką ! - krzyczy po czym wstaje. Sztycha łapie ją za ramię próbując zatrzymać , kiedy odwraca się w moją stronę i nasze oczy się spotykają jestem jak rażony piorunem. W życiu nie widziałem takich oczu, są jak granatowe szafiry. Działam pod wpływem impulsu. Nie myśląc o konsekwencjach wstaję i podchodzę do dziewczyny osłaniając ją własnym ciałem.
- Nie wpierdalaj się Kaszczenko !- patrzę na niego zimnym wzrokiem
- Moim zdaniem ona chce już wyjść.- Czuję jak dziewczyna drży przytulona do moich pleców. Nie wiem czy ze strachu czy ze złości. A może z jednego i drugiego powodu. Jakaś cząstka mnie chce ją chronić. Chociaż tak naprawdę ona nie powinna mnie wcale obchodzić.
- Co tu się dzieje? - jak zawsze klawisz wie, kiedy przyjść.
- Nic- odpowiada pewnie Sztycha i podchodzi do córki.
-Widzimy się na następnym widzeniu.- Po tych słowach niczym biskup, opuszcza ambonę. Kiedy znika za drzwiami słyszę cichy głos dziewczyny dziękuję. Kiedy się odwracam widzę jak wyprowadza ją strażnik.
Nie mam ochoty na rozmowę z bratem. Kiwam mu tylko głową i opuszczam salę widzeń. Idąc do celi nie mogę przestać o niej myśleć. Ta dziewczyna weszła mi pod skórę. Do tej pory czuję jej dotyk na moich plecach. Jak by dalej za mną stała. Mam wrażenie, że kiedy się odwrócę ona tam będzie. Chyba na mózg mi padło, bo dawno nie miałem baby. I zapewne dla tego jej dotyk tak mnie poruszył.
- Złe wieści?- z mojego rozmyślania wyrywa mnie głos Kapsla. Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się w celi. Potrząsam tylko głową, aby pozbyć się myśli o niebieskookiej.
- Ojciec ma raka- mówię tak jak bym mówił o pogodzie, tonem bez emocji.
- Przykro mi.
- Czemu miałoby ci być przykro? To nie twój ojciec!- mówię patrząc w zakratowane okno.
YOU ARE READING
O N A
Romance... zrozumiałam, że nie warto uganiać się za czymś co jak dym ulotne jest. On- po ośmiu latach wychodzi z więzienia. Szuka tej, u której pragnie dostać rozgrzeszenie. Ona- z pozoru cicha a pod skórą tli się ogień, który przez lata podsycała chęć po...