rozdział piąty.

1K 100 107
                                    

Był już wieczór i Will spokojnie jadł kolację z mamą. Jak zwykle opowiadali sobie, co zrobili w ciągu dnia, kiedy przerwało im pukanie do drzwi.

– Witam – powiedział życzliwie człowiek u progu. – Czy to dom pana... di Sol? – zapytał potężnie zbudowany mężczyzna po czterdziestce, z siwiejącymi pasemkami w zadbanej brodzie i włosach oraz zmarszczkach w kącikach oczu, wyraźnie świadczących o częstym uśmiechu. Był ubrany elegancko, ale bez przepychu. Trzymał w ręku jakąś kopertę.

Mimo przyjemnego dla oka wyglądu człowieka, Williama raczej zirytowała wzmianka o ojcu.

– Nie ma go w domu i nie wiadomo, kiedy wróci – powiedział najuprzejmiej jak umiał i już zaczął zamykać drzwi, kiedy mężczyzna szybko powiedział:

– Ależ ja nie do tego kapryśnego Apolla!

Młody artysta zmarszczył brwi i, pobudzony ciekawością, znów szerzej uchylił drzwi. Dorosły uśmiechnął się, widząc, że młody blondyn chce go wysłuchać.

– To ty musisz być William.

Solace kiwnął głową.

– Tak, panie, lecz nazywam się William Solace – powiedział, kładąc nacisk na swoje nazwisko. – Nie mam godności po ojcu.

– Ależ ja dobrze o tym wiem, młodzieńcze! – zawołał i zaśmiał się dobrotliwie. – Nazywam się Posejdon Terremoto i bardzo bym chciał, abyś przyszedł na mój bal w tę sobotę.

Will zaniemówił i otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Po pierwsze, jak mógł nie rozpoznać pana Posejdona, jednego z najbardziej szanowanych ludzi w kraju, niemalże na równi z panem Hadesem Buio? A po drugie... bal? Na dodatek bal, na który pan Terremoto osobiście zapraszał właśnie jego?

– Słyszałem o twoim talencie artystycznym – powiedział, wręczając mu kopertę z pięknie napisanym nazwiskiem chłopaka. – Mój syn, Perseusz, także chciałby cię poznać. Choć nie ma talentu do malowania, bardzo lubi słuchać o sztuce. Ostatnio dużo wspominał o architekturze...

Will wpatrywał się w kopertę jak zaczarowany. Co tu się właśnie działo?! Pan Posejdon był wyraźnie rozbawiony jego szokiem.

– To jak, chłopce? – zapytał. – Czy zechciałbyś się pojawić?

Solace spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się szeroko.

– Oczywiście, panie Terremoto.

Posejdon zaśmiał się wesoło i wyciągnął dłoń w jego stronę, aby Will mógł ją uścisnąć.

– W takim razie widzimy się w sobotę. 

→→→→→❁❁❁←←←←←

Tydzień minął Willowi szybko, głównie na wyczekiwaniu soboty i sporadycznych pogawędek z Nico. Zaczęli rozmawiać także podczas obiadu, przez co pan Buio nie mógł bezustannie opowiadać jasnowłosemu o wyścigach i biznesie. Był trochę niezadowolony, ale z drugiej strony szczęśliwy i zaintrygowany tym, że Nico chyba znalazł sobie przyjaciela.

Ale w końcu nastała sobota i Will podekscytowany ubrał się w swój najlepszy strój. Matka dumnie wyprostowała ostatnie zagięcie na jego szacie i podała mu kopertę z zaproszeniem.

– Nie pij za dużo. – mruknęła na pożegnanie, całując go w policzek.

– Dobrze, mamo, obiecuję – zaśmiał się lekko Solace. Po czym spokojnym krokiem udał się w stronę domu pana Posejdona, znajdującego się w sąsiadującej dzielnicy miasta.

farby i cienie. raggio di oscurità. | solangelo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz