Nico w ogóle nie spodziewał się, że William przybędzie na ten nieszczęsny bal. W końcu był w Rzymie, podobno bardzo zajęty. Ale gdy go zobaczył, pojawiło się w jego sercu uczucie szczęścia, za które czuł się nieco winny. Nie mógł sobie na nie pozwolić i stłumił je niemalże od razu.
Przez dobre dziesięć minut zbierał się do przywitania. Normalnego przywitania, jakim każdy normalny człowiek raczy swojego najlepszego przyjaciela sprzed lat.
– Williamie – podszedł i odezwał się, gdy w końcu zdobył się na odwagę. Jak powinien się do niego zwracać? William czy Will? A może pan Solace? – Nie sądziłem, że przybędziesz.
– Witaj, Nico – odpowiedział Will. Na jego twarzy widniał lekki, słaby uśmiech. – Mój pracodawca mnie wypuścił na ten dzień. Chciałem cię zobaczyć – dodał i mocno, aczkolwiek krótko, ścisnął ramię szlachcica.
Nicolas poczuł, jak gdyby nagle coś mocno ukłuło go w klatce piersiowej. Miłe niegdyś wspomnienie powróciło ze zdwojoną siłą. Był to Will, mówiący wesoło „chciałem cię zobaczyć" za każdym razem, gdy przedłużał pracę nad portretem czarnowłosego. Obraz tego wspomnienia zawisnął w jego umyśle i przez dłuższą chwilę nie chciał go opuścić.
Nico uśmiechnął się, nieco wymuszenie i nie mogąc się już zdobyć na żadne więcej słowo, uciekł, aby schronić się w towarzystwie Perseusza, jego żony Annabeth oraz własnej żony, Reyny.
→→→→→❁❁❁←←←←←
Minęło pięć lat, a wspomnienia wciąż, bezustannie, uparcie powracały. Dręczyły go pytania, różne pytania. Sprawiały, że znów czuł się jak szesnastolatek. Jak zdezorientowany chłopiec, który nie wie, co ma zrobić ze swoim życiem. No bo co by było gdyby? Gdyby nie uciekł zaraz po pamiętnym pocałunku z blondynem, po tym uroczym balu maskowym? Gdyby nie stchórzył? Czy dałby radę żyć z Willem i kochać go, jak partnera na całe życie? Czy nie ożeniłby się wtedy z Reyną? Czy byłby... szczęśliwszy?
Jednak odpowiedzi na te pytania nadal nie nadchodziły. Nie nadchodziły od pięciu lat, a wciąż były tak samo wyraziste i dokuczliwe. Dotykały każdego skrawka jego duszy i sprawiały, że miał ochotę krzyczeć. Nie pozwalały mu spać, nie pozwalały skupić się na pracy.
Teraz nie potrafił się nawet normalnie odezwać do Willa. Cierpiał z tego powodu i choć nie wiedział, czy to tylko złudzenie, czy rzeczywistość, miał wrażenie, że Solace również cierpiał. Oddalili się od siebie i żaden z nich nie miał odwagi, żeby chociażby spróbować to naprawić. Zostało im więc życie w ten sposób. W ten okropny, bolesny sposób, który wiercił gorzką dziurę w ich sercach.
Nic już nie było takie, jak wcześniej. I Nicolas miał świadomość, że tak już pozostanie.
→→→→→→→❁❁❁←←←←←←←
obiecana mała niespodzianka ;)
dziękuję za wasze wszystkie komentarze i gwiazdki!
CZYTASZ
farby i cienie. raggio di oscurità. | solangelo.
Fiksi PenggemarWill od zawsze chciał malować, a Nico nigdy nie chciał się żenić.