1. ROZTOPIENIE

189 3 0
                                    


„Jeśli zaczniemy szczerze mówić o naszym bólu, złości i naszych niedociągnięciach, zamiast udawać, że nie istnieją, to może opuścimy świat lepszym miejscem niż go znaleźliśmy".

- Russell Wilson

***

Ryan Black zawsze uważał się za kiepskiego ojca, pamiętał o urodzinach, ważnych wydarzeniach z życia jego dziecka, nie spóźniał się na szkolne wywiadówki, brał udział w szkolnych występach z miejsca widowni starając okazywać swój entuzjazm jak najlepiej. Jednak wrażenie, że nie posiadał w sobie tego "czegoś" co mieli w sobie inni ojcowie spędzała mu czasami sen z powiek. Pewna forma. Coś co czyni ich tym czym są. Miał wrażenie że nie poświęca Allan'owi wystarczająco dużo czasu, nie mówiąc już o jego matce. Ostatnio Susan wydawała się zupełnie nie interesować życiem rodzinnym, usprawiedliwiając się ciągłą pracą, mimo licznych pism z terminami zaległych urlopów nie korzystała z okazji wykorzystania prawie miesięcznych wakacji.

Jego dziesięcioletni syn siedział z tyłu starego forda, który dawno powinien trafić na złom, lecz z jakiegoś powodu Ryan ciągle trzymał go na podjeździe przed blokiem, gdzie kusił miejscowych wandali jednocześnie budząc obrzydzenie wśród tutejszych mieszkańców z wyższych sfer. W rzeczywistości zafajdanych narcyzów zamieszkujących jedną z najbogatszych dzielnic Seattle. Tłumaczył sobie, że ta na wpół zdechła kupa złomu kiedyś na pewno mu się przyda, choć od prawie roku nie ruszył się dalej niż dziesięć mil, w kierunku fabryki, w której aktualnie pracował na pełny etat, jako dostawca.

— Tato, wszystko w porządku? — jego syn ponowił pytanie sprawiając wrażenie w ogóle nie zainteresowanego książką którą dostał od Johna — przyrodniego ojca a nowego narzeczonego Susan, — grube dzieło oprawione w skórę, z pożółkłymi kartkami, spoczywało nietknięte, od jego przyjazdu.
— Mama będzie zła, jeśli się dowie, że nie przeczytałeś ani jednej strony. John pewnie długo się zastanawiał, co kupić ci na urodziny.
— Nie cierpię jej, jest nudna i co drugie słowo jest niezrozumiałe. John twierdzi, że to mi pomoże w przyszłości, ale są wakacje a ja jestem dopiero w trzeciej klasie.
Nie zareagował, nagle poczuł jak robi mu się słabo, a krew szumi mu w uszach, zaczerpnął głęboko powietrza, mając wrażenie, że tonie. Odpiął guzik koszuli i poluzował nieco krawat, wiedząc, że ważniejsze jest zdrowie niż nieskazitelna aparycja.

— Tato? — usłyszał cichy głos syna, nagle wrócił do rzeczywistości, siedział w aucie, na miejscu kierowcy, z tyłu jego syn nagle przestał mówić, tylko spoglądał w lusterko, prosto w jego oczy wypełnione przerażeniem. Odkąd pamiętał miał częste ataki nieświadomości połączone z dusznościami, które zazwyczaj szybko mijały. Nigdy nikomu się nie przyznał, ponieważ od diagnozy starał się je opanować z pomocą leków, do tej pory wychodziło mu to całkiem nieźle.

— Słucham cię. — odpowiedział a głos miał dziwnie ochrypły, jakby nie jego.
— Stoimy na parkingu już dziesięć minut, mama zaraz zacznie się denerwować. Nie lubię jak się złości. — powiedział i schował książkę do plecaka, pokazując, że jest gotowy do wyjścia.

— Też nie lubię Allan, rozepnij pas, wychodzimy. — rzekł do syna i wyciągnął klucz z stacyjki. Razem ruszyli wąskim chodnikiem kierując się w stronę jednorodzinnego domu, który ciągle był dla niego obcy. Kiedy jego była tam zamieszkała, czuł się gorszy, że nie mógł jej zapewnić takiego luksusu, jaki on mógł, ich niewielkie mieszkanie w centrum, z widokiem na drapacze chmur widocznie jej nie wystarczało. Stała w progu, nerwowo drapiąc się po szyi, która zdawała się już tego nie wytrzymywać. Kiedy ich zobaczyła, szczelniej okryła się szlafrokiem narzuconym na białą bluzkę i ciemne sztruksy. Była do niej tak podobna.

Szczery Ból [Remont]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz