You won't murder anyone today

805 52 15
                                    

Destiny

Oblizałam wnętrze ust, patrząc się nieprzytomnie na własne odbicie w lustrze. Moje ciemne włosy odstawały w różne strony, przez co musiałam je wygładzić zwykłą wodą z kranu. Natomiast moje błękitno-zielone oczy wyglądały na zmęczone, ale i zarazem podekscytowane. Po tym jak chłopak poinformował wszystkich, że idziemy do góry, zamknęłam się w jednej z łazienek pod pretekstem skorzystania z toalety. Teraz pewnie Evans będzie na mnie czekał zadowolony w swoim łóżku, opierając głowę o zagłówek. W ręce znajdzie się jego telefon, a on skupiony zacznie wodzić językiem po dolnej wardze swoich ust... Potrząsnęłam gwałtownie głową na boki, nie wierząc we własną głupotę. Tak właśnie działają te wszystkie książki przesączone seksem. Zwyczajnie ryją banię.

– Dasz radę, Destiny. Nikogo dziś nie zamordujesz – wymamrotałam do własnego dobicia, odpychając się od białej umywalki.

Zgasiłam po chwili światło, wychodząc z niewielkiego pokoju. Przemierzając króciutki korytarz, słyszałam śmiechy dobiegające z pokoju Savannah. Momentalnie odnotowałam w myślach, aby zapytać tego dekla o panująca między nimi relacje. Dosyć dziwnie to wyglądało.

Wzięłam kilka głębokich wdechów przed wstąpieniem do krainy mroku. Otwarłam powolnie drzwi, niepewnie zaglądając do środka. Pomimo tego, iż bardzo często przesiadywałam w domu Evansów, nie miałam zwyczaju zaglądać akurat do tej części. W pokoju Reubena byłam w całym moim życiu wystarczająco dużo razy, aby zapamiętać układ mebli, jednak nie na tyle, aby opuściło mnie uczucie niezręczności wraz z przekraczaniem progu.

Wślizgnęłam się do środka, wykonując kilka kroków w przód. Tak jak się spodziewałam, chłopak siedział na swoim łóżku, przeglądając coś na telefonie. Słysząc jakiś szmer, odwrócił głowę w moim kierunku. Dostrzegając mnie w progu, jego usta momentalnie rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a on sam powolnie wstał ze swojego miejsca.

– Wreszcie raczyłaś mnie odwiedzić, Williams – powiedział zadowolony, spoglądając na mnie z góry.

– Wiesz, jakoś nie szczególnie mi się spieszyła – odgryzłam się, zaplatają ręce na piersiach.

Jego wzrok automatycznie poleciał w to miejsce, prawdopodobnie przez sam ruch. Zniesmaczona przewróciłam oczami, wymijając ciało chłopaka.

– To co robimy? – zapytałam, siedząc już na obrotowym, czarnym krześle. Brunet uniósł do góry swoją lewą brew z tym swoim uśmieszkiem. Spokojnie. – W końcu to ty chciałeś tu przyjść – wyjaśniłam, uśmiechając się do niego sztucznie.

Z ust chłopaka wydobyło się głośne prychnięcia równo z którym zaczął zmierzać w moją stronę. Z rozszerzonymi oczami oraz ze zdegustowaną miną zastanawiałam co do cholery ten patafian wyprawia. Wszystko się wyjaśniło, kiedy pan Dupek wreszcie stanął kilka kroków dalej ode mnie.

– Nie chciałem tu z tobą przychodzić – wyjaśnił po chwili, opierając swoje ciało o ścianę. – Matka kazała nam tu przyjść – przypomniał, nonszalancko dając nogę na nogę.

– Ale się zgodziłeś. Nie musiałeś tego robić – dodałam, zdekoncentrowana obserwując jego ruchy.

– Może chciałem – odparł, przymykając lekko swoje oczy. Czułam już jak krew buzuje w moich żyłach, przez co wściekła zacisnęłam ręce w pieści. – Może nie – dodał, otwierając swoje lewe oko i uśmiechając się do mnie leniwie.

Simple loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz