You check his so much that you burn he in

679 52 12
                                    

Destiny

Westchnęłam, przekraczając próg domu. Razem ze swoim bratem skierowaliśmy się w kierunku salonu, z którego słychać było dudniącą muzykę. Wygładziłam swoje jeansy, rozglądając się po wnętrzu. Prawie każdy kąt był okupowany przez pijanych i napalonych nastolatków. Odwróciłam głowę z niesmakiem, widząc jak para dziewczyn obmacuje się bezwstydnie, będąc w tym samym czasie całowana przez jednego ze szkolnych footbolistów. Zobaczyłam Ethana, kierującego się w naszą stronę w tym samym czasie, kiedy trójka wydała głośny jęk, a chwile później można było usłyszeć uderzenie ciał o siebie.

Że tak przy wszystkich?

Nie komentując tego, podeszłam do blondyna, momentalnie się z nim przytulając.

– Destiny! Przyszłaś! – wykrzyknął, ściskając w jednej ręce czerwony kubeczek. Od razu go od niego zabrałam, biorąc wielki łyk napoju. Cóż, piwo.

– No jasne – mruknęłam, oblizując usta. Charliego już nigdzie nie widziałam, wiec razem z Millerem powędrowaliśmy do baru.

– Czyja to impreza, tak w ogóle? – zapytałam, rozglądając się dokoła. Oparłam biodro o kant barku, obserwując jak blondyn nalewa mi do kubeczka nowego drinka.

– Finna z siatkówki. Zdrówko – powiadomił mnie, unosząc go do góry, a następnie stukając go z moim. Z uśmiechem na ustach przechyliłam jego zawartość, wypijając połowę. Momentalnie się skrzywiłam, czując gorzki smak.

Ohyda.

– Ale miałaś minę – zaśmiał się Ethan, przełykając głośno ślinę. Przewróciłam na niego oczami, wypijając drugą połowę. Pokręciłam głową na boki, przez co moje włosy rozeszły się na każdą możliwą strone.

– Dawaj kolejnego – krzyknęłam, wyrzucając ręce ku gorze.

***
Około godziny dwudziestej trzeciej byłam już po kilku kolejkach shotów. W połowie ich picia, znaleźliśmy Lindsay z która później poszliśmy na parkiet.

– Destiny chodź, grają w butelkę – usłyszałam obok mojego ucha, kiedy właśnie była zmieniana piosenka. Zdezorientowana rozejrzałam się, widząc jak Ethan ciągnie mnie za rękę, a Lindsay stoi z boku z wyczekującą miną.

Ugh, okej.

– No dobra – mruknęłam, przewracając oczami i schodząc z prowizorycznego parkietu.

Blondyn zaprowadził na sama górę, wchodząc do jednego z wcześniej zamkniętego pokoju. W szoku obserwowałam już niezłą gromadkę. W większości był to skład siatkarski oraz kilka innych osób z klas czwartych.

– Siadajcie – powiedział z uśmiechem Finn, który ponoć był gospodarzem całej imprezy. Pokiwałam głową, siadając na wolnym miejscu. Obok mnie po chwili znajdowała się Lindsay, a z drugiej strony Willow – nasza atakująca.

– Znacie zasady. Kręcimy butelką dwa razy, a ona decydują z kim się kto całuje. Jeśli nie chcesz tego zrobić, wypijasz shota. Chociaż wtedy jesteś tez pizdą – mówił Hayes, patrząc się po wszysykich. Niektórzy się zaśmiał, jednak ja jedynie obserwowałam ich z obojętną miną. – Jednak teraz, podkręcamy lekko zabawę. Jest tu miska, w której znajdują się losy z numerkami od jeden do trzech. Jeden oznacza zwykle cmoknięcie w usta, dwa już dłuższe całowanie, a trzy obściskiwania się. No wiecie, lekkie macanki – powiadomił nas Finn, śmiejąc się i puszczając do którejś dziewczyny oczko.

Simple loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz