4. Post Scriptum

112 25 11
                                    

- Co napisałbyś w swoim ostatnim liście? 

Dym z jego papierosa go krztusi. Żal mu, że jego przyjaciel uzależnił się w tym wieku. Ale musiał to znosić, jeśli chciał być w pobliżu - a czuł, że powinien. Tak robią przecież przyjaciele. 

- W ostatnim?

- No. - Spogląda w stronę kelnera. - W ostatnim, który komukolwiek wyślesz. 

- Już nie pisze się listów. 

- A szkoda! - odpowiada chłopak. - Wielka szkoda. 

Przez chwilę panuje cisza, na przemian przerywana muzyką lecącą z radia i rozmowami innych stolików. 

- Ja bym napisał... - Zastanawia się, albo udaje, że się zastanawia. Pewnie przygotował mowę. Na pewno był gotowy do tej rozmowy - taki już jest. Układa konwersacje tak, żeby zawsze miał pojęcie o poruszonej sprawie. Żeby mógł się jakoś wypowiedzieć. - Ja bym napisał tak: Do wszystkich, których znałem... tak bym zaczął. A potem... hm... O, wiem. - Wyraźnie się ożywia. - Napisałbym... wiesz, po tym "do wszystkich, których znam", że... poczekaj! Poczekaj, wezmę serwetkę. Spiszę to. Masz długopis? 

Nie podoba mu się pomysł o pisaniu ostatnich listów, ale podaje przyjacielowi długopis, który został mu w kieszeni po ostatnich zakupach. Skreślał z listy kolejne pozycje i już został w kurtce. Jakby czekał na okazję, by znów go wykorzystać.

- No to tak: 

"Do wszystkich, których znałem

Jeśli to czytasz, to pewnie mnie już nie ma.

- Strasznie to kiczowate. 

- To mój list czy twój? - denerwuje się. - No to dalej. 

Jeśli to czytasz, to pewnie mnie już nie ma. Nie ukrywam, że to przygnębiające. Ale przecież nie dało się tego uniknąć.

Piszę list, bo uznałem, że to przykre, że ludzie już nie piszą. A mam wam trochę do powiedzenia. 

Kelner przynosi kawę, którą zamówił. Dziękuje za nią, a kelnera zbywa ręką. Nie zauważa nawet, że to nie to zamówienie. Za bardzo wczuł się w pisanie. 

Przez całe życie wkuwano nam fundamentalne prawdy: że nie można mnożyć przez zero i że nie można zabijać. Życie to chyba coś więcej niż te kilka zasad matematycznych i spraw, które są jasne dla każdego z nas. 

W swoim życiu żałuję niewiele - na przykład tego, że nie żyłem. To mój faworyt na liście, bo przekreśla wszystko inne, a jednocześnie cała reszta się do tego sprowadza. 

- Ty tak serio? 

- Cicho. To mój ostatni list. Nie mogę się pomylić. 

- Piszesz go na serwetce - zauważa chłopak. - Mało to formalne. 

Młodość spożytkowałem na użalaniu się nad ludźmi i nad rzeczami, które odchodzą i przechodzą. Pierwszą miłość uznałem za ostatnią - za totalny koniec świata. A wszystko, co zawaliłem, zostawiłem, żeby sobie leżało, zamiast się za to porządnie wziąć. I tak porzuciłem siebie. 

Patrzy, jak dłoń jego przyjaciela sunie po stoliku i zapisuje słowa, jakby naprawdę znał je na pamięć. Wymawia je na głos, może nawet ściąga na siebie uwagę innych ludzi tutaj, ale nikt nie chce im przerywać. 

Jeśli to prawda, myśli, kiedy to się stało?

Mocno w siebie wątpiłem, bo inni też we mnie wątpili. Przez lata straciłem więcej, niż myślałem, że mam. I budzę się tutaj, kilka lat po tym, pisząc list. I uświadamiam sobie, że nigdy nie miałem przyjaciół. 

- Chyba wystarczy. 

- Jeszcze zakończenie. 

Więc, jeśli mam na kimś polegać, to tylko na sobie. Będę o tym pamiętał, gdziekolwiek trafię (jeśli śmierć nie będzie definitywnym końcem każdego z nas). Przeżyję życie od nowa. 

A wy, którzy dalej tu jesteście, zastanówcie się czasem nad chłopakiem, którego myśleliście, że znaliście. I czy znacie sami siebie?

- Jak powinienem się podpisać? - Towarzysz mu nie odpowiada. Wydaje się tym urażony. - Po prostu Noah. Podpiszę się Noah i tyle. 

Serwetkę chowa do kieszeni i z uśmiechem kończy papierosa. Opiera się na całym oparciu krzesła i patrzy się w sufit, pod którym widzi sam dym i przebijające się przez niego światło żarówki. 

- To byłby mój list.

- "Nie miałem przyjaciół", co?

Noah spogląda na chłopaka i wzdycha głośno. Kręci głową, a jego dwudziestoletnie serce przyspiesza, kiedy ten sam kelner, który przyniósł mu kawę, prawie nie wywala na niego resztek ze stolika obok. 

- Proszę uważać! - krzyczy. - A ty... ty weź się ogarnij. To list z przyszłości. 

- I w przyszłości się nie przyjaźnimy?

- Szczerze? To nie. - Nawet chwili nie zastanawia się nad odpowiedzią. - Bo wiesz co? Wszyscy tak gadają że na zawsze z tobą będą ale to bujdy, a ja nie kłamię. I ciebie też nie zamierzam okłamywać. Na końcu każdy jest sam. Smutny morał historii życia.

- Jesteś piekielnie przygnębiający. 

Upija łyk kawy. Nawet się nie krzywi. 

- Prawda jest przygnębiająca - odpowiada. Przez chwilę na jego twarzy panuje nieodgadniony spokój, a za chwilę w jego oczy wkrada się panika. - Zapomniałem o Post Scriptum. 

- O czym?

Macha ręką na przyjaciela i nerwowo zaczyna szukać swojego listu. 

- Napiszę, "Może okazać się smutne to, jak bardzo jesteśmy sami sobie obcy". Po Post Scriptum.

PS. Może okazać się smutne to, jak bardzo jesteśmy sami sobie obcy". 

kawa i papierosyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz