O "Autach" słów kilka

66 16 11
                                    

Zygzak McQueen to młody i aż nazbyt ambitny koń wyścigowy, któremu marzy się wielki sukces. W tym celu skrupulatnie przygotowuje się do startu w wyścigu o Mistrzostwo Złotego Strzemienia w Kalifornii. Na skutek splotu okoliczności nieoczekiwanie trafia do maleńkiego miasteczka o nazwie Puślisko Lewe, leżącego nieopodal słynnej autostrady 66. Szybko zaprzyjaźnia się z jego ekscentrycznymi mieszkańcami, wśród których szczególną sympatią darzy Sally – piękność, której względy nie będą mu z początku dane, Wójta Hudsona – podstarzałą szkapę o tajemniczej przeszłości i Złomka – przykład tego, co dzieje się z końmi po zbyt długim pobycie w szkółce. Pobyt w miasteczku zaowocuje nie tylko nowymi przyjaźniami, ale przede wszystkim zmianą postawy wobec własnego żywota. Zygzak zrozumie, że są w życiu ważniejsze rzeczy niż trofea i sława.”

Konie, HBO Go, 2006

Chyba każdy co ambitniejszy jeździec ma za sobą bezsenne noce, kiedy zaszywszy się w swoim pokoju, jego głowę zaprzątały marzenia o tym, by dane mu było doprowadzić swojego wierzchowca do legendarnej formy. W głowie przewijały się obrazy, głównie złotych monet, ale też błysku fleszy, dźwięku kopyt opadających na trawiaste podłoże toru/parkuru/zupełnie nietrawiastego czworoboku. Och tak, gdyby tylko to było takie proste. Nie od dzisiaj wiadomo jednak, że to wymaga nie tyle ile czasu, a środków na koncie i końskiej dawki szczęścia.

Zygzak McQueen posiadał w swym życiu wszystkie te rzeczy, o których każdy z nas może jedyne pomarzyć.

Gniada sierść iskrzy się wśród świateł reflektorów, które wpadają między szparę otwierających się z wolna klap przyczepy. Tłum szaleje, nie wiedząc, gdzie podziać swoje oczy. Co poniektóre panie mdleją, wpadając w objęcia swoich rozgoryczonych mężów. “Co on w sobie ma, czego nie mam ja?”, jedna myśl przysłania umysły większości osobników płci męskiej.

Koń wreszcie w całości wyłania się z ciemności, nie dając widzom ani sekundy odpoczynku. Wiwaty wzmagają się i osiągają apogeum, kiedy ku kamerze, śledzącej jego poczynania, zostaje posłane oczko.

To Zygzak McQueen, nikt nie śmiałby nawet wątpić w jego prawdziwość. Dziarski krok, którym przemierza trasę do czekających nań reporterów, pierwsze słowo, które wypływa z jego ust — i wtedy my, widzowie, wiemy już, z kim mamy do czynienia. Cieknący ciurkiem snobizm skapuje na ziemię, przelawszy czarę dobrego smaku przeciętnej istoty ludzkiej — Zygzak McQueen i jego wygórowane ego na stałe zawitali na naszych ekranach.

Mimo że już w pierwszych pięciu minutach filmu Zygzak zyskał szlachetne piąte miejsce na mojej liście najbardziej gburowatych bohaterów, osobiście uważam, że jego charakter stanowi jeden z najistotniejszych elementów Koni.

Trzeba przyznać, że fabuła pędzi przed siebie niczym spłoszony rumak, napędzana nagłymi zwrotami akcji i choć z początku można było zagubić się w plątaninie wątków, nie można określić tego jako minus. Wręcz przeciwnie, istnieje prawdopodobieństwo, że zadyma widoczna na ekranie faktycznie pozwala wciągnąć się w atmosferę gonitwy. Ale znikome.

To właśnie przez nagłe zwroty akcji zupełnie przypadkiem poznajemy wesołą gromadkę z pozoru zupełnie zwyczajnych rumaków, na stałe osiadłych w małym, nieco zaściankowym miasteczku Puślisko Lewe.

I mimo że nasza błyskawica toru nie żywi do nich najcieplejszych uczuć, to ja sama od razu zapałałam sympatią do ich przesympatycznych mordek.

Żartuję, w rzeczywistości niechęć zabuzowała w moich żyłach już od pierwszego wejrzenia.

Jak na realistkę z prawdziwego zdarzenia przystało, egzystencjuję w przeświadczeniu, że nie tylko pozytywami autor tekstów żyje. Czasem trzeba wprowadzić nieco pikanterii do dyskursu, zabić tego czy tamtego, zupełnie przypadkiem akurat ulubieńca czytelników (jeden w tył czy w przód i tak nie zrobi różnicy), lecz jako że niedane mi było reżyserować Koni, skupmy się na choć lekkim splamieniu nieskazitelnych opinii na IDMb.

KONIEcznik - Prima AprilisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz