14

2.9K 138 154
                                    

Gdy tylko winda zdążyła się otworzyć Tony wpadł do swojego mieszkania w szale, rozwalając przy tym wszystko dookoła. Nawet nie ukrywał swojej złości oraz żalu, który towarzyszył u boku jego serca. Nieudolnie próbował zdjąć z siebie marynarkę, lecz pod wpływem jego agresywnych ruchów niestety ją rozdarł.

— Szlak! — krzyknął, miętoląc ubranie i rzucając je na podłogę. Nerwowo kręcił się po salonie, tocząc bitwę z samym sobą.

Czy trochę go poniosło?

Możliwe

Czy teraz tego żałował?

Bardzo możliwe

Czasami nienawidził samego siebie i tego, że najpierw miał w zwyczaju mówienie, a potem myślenie. Czekał na nią tyle czasu, nie raz układając sobie w głowie plan ich rozmowy.
Jednakże można powiedzieć, że sytuacja trochę się skomplikowała. Czego się więc dzisiaj nauczył? Że nie wolno nic planować, bo i tak wszystko pójdzie nie po jego myśli.

Analizując po raz któryś całe ich spotkanie starał się wyciągnąć wnioski:

Po pierwsze: na pewno nie chciał się z nią kłócić. Miał już za dużo wrogów przeciwko sobie.

Po drugie: mógł powstrzymać się od niektórych kąśliwych uwag wycelowanych w jej stronę i przede wszystkim ugryź się w język zanim zdąży narobić sobie kolejnych, jeszcze większych powodów do zmartwień.

Po trzecie: jego serce bolało tak bardzo, że zastanawiał się, czy przypadkiem nie uszkodził reaktora znajdującego się w jego ciele. Lecz chyba wolał już martwić się zepsutą maszyną niż złamanym sercem, gdyż tego drugiego nie mógł wymienić na lepszy model.

Podszedł do barku, biorąc do ręki jedną małą butelkę alkoholu. Bez wahania odkręcił zakrętkę, łapczywie biorąc kilka dużych łyków trunku. Na szczęście napoju nie było dużo, więc szybko opróżnił całą zawartość butelki, mając nadzieję, że to pozwoli zapomnieć mu o smutkach. Z niezadowoleniem przyjął do siebie fakt, że jednak to nic nie da, a alkohol się już skończył. Przyjrzał się dokładnie pustej butelce, po czym pod wpływem furii, która rozpalała w nim żar nienawiści, rzucił nią o ścianę, w momencie kiedy do pomieszczenia z windy wysiadł Rhodey.

Głośny trzask i kawałki rozrzuconego szkła sprawiły, że czarnoskóry mężczyzna wzdrygnął się ewidentnie zaskoczony, patrząc zdezorganizowany na szkodę. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na przyjaciela, obdarzając go nagannym spojrzeniem, tak jakby chciał go skarcić niczym małego dzieciaka.

— Jest źle? — spytał James, chowając ręce do kieszeni i przyglądając się uważnie Starkowi. Miliarder zmarszczył gniewnie brwi, a następnie odwrócił się do niego tyłem pokazując przy tym środkowy palec — Jest źle — odparł do siebie, niewzruszony jego zachowaniem. Znał go już tak długo, że zdążył się do tego przyzwyczaić. Westchnął, wiedząc, że nici z męskiego wyjścia na miasto, a zamiast tego czeka ich poważna rozmowa.

— Czuję się zdradzony — stwierdził Tony, podchodząc do kanapy i opadając na nią. Schował twarz w dłoniach, wzdychając ciężko.

— Nie rozumiem co masz na myśli — mężczyzna usiadł obok niego, starając sobie przypomnieć co mogło go tak wkurzyć.

— Vieve — odparł zdawkowo, nie mówiąc nic więcej. Jednakże to wystarczyło.

— Wróciła? — spytał nieco radosnym tonem — Widzieliście się?

— Ja jestem debilem, a ona wrednym babsztylem — oznajmił spokojnym tonem, wbijając pusty wzrok w duże okno z widokiem na miasto — Wbiła mi nóż plecy, kiedy nie patrzyłem.

Stara miłość nigdy nie rdzewieje || Tony StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz