16

3K 152 60
                                    


Zajęło mu trochę czasu zanim znalazł się poza miastem, gdzie zamiast budynków, można było ujrzeć jedynie widok oceanu roznoszącego się tam gdzie wzork nie sięgał. Jechał cały czas prosto, nie spiesząc się, gdyż wiedział, że dojedzie na miejsce w odpowiednim momencie. Łokieć wystawił poza szybę auta, a lekki wiatr wlatywał do środka, muskając jego policzki.

Wdychał te świeże i czyste powietrze, które nie było aż tak bardzo zanieczyszczone, a przynajmniej nie tak jak w mieście. Podczas swojej nie za długiej podróży nie spotkał po drodze, ani żywej duszy. Dziwił się dlaczego te miejsca nie były tak odwiedzane przez innych, skoro było tu tak cudownie, a nieco pustynny klimat jedynie dodawał uroku.

Zwolnił, gdy dojechał do celu podróży i odstawiając samochód na parking, wysiadł z niego. Przeszedł na drugą stronę ulicy, dostrzegając dobrze wyraźną postać. Powoli stąpał po skalnej, trochę wysuszonej ziemi, nie chcąc robić chaosu swoim pojawieniem się.

Zatrzymał się niecałe dwa metry od kobiety opierającej się o drewniane barierki. Wiatr delikatnie rozwiewał jej brązowe kosmyki włosów, a ona sama patrzyła się na krajobraz przed nią. Wypuścił powietrze, chowając ciemne okulary do kieszeni marynarki i ruszył ku niej, pokonując dzielącą ich odległość. Przystanął obok niej, ramię w ramię, również opierając się o barierkę.

Kobieta nie zwróciła na niego uwagi. Nie drgnęła, nie uciekła, nie krzyczała tylko jedynie stała wpatrując się w zachodzące słońce, które stykało się z wodą. Tony również utkwił wzrok w tym samym miejscu. Oboje doskonale wiedzieli, że muszą ochłonąć, a to miejsce działało na nich uspokajająco.

Pierwszy raz pojawili się tu trzy lata temu, kiedy po ciężkim tygodniu potrzebowali odpoczynku od całego tego zgiełku, a to miejsce okazało się być trafieniem w dziesiątkę. Od tamtej pory bywali tu często, razem lub osobno, po to by wszystko sobie przemyśleć.

Ciszę pomiędzy nimi zakłócał jedynie szum fal obijających się o skały, będące pod nimi, lecz był to przyjemny odgłos, nikomu nie przeszkadzający.

Stark kątem oka zerkał na nią od czasu do czasu, sprawdzając jej reakcję. Nie wiedział, co może siedzieć w jej głowie, a zachowanie Geny było czasami nieprzewidywalne, lecz dla niego było jak wyzwanie, którego co dzień się podejmował. Zaskakiwała go na każdym kroku, a on uwielbiał ją poznawać i pragnął robić to coraz częściej do momentu, aż będzie mógł powiedzieć: tylko ja znam cię najlepiej.

Przymknęła na chwilę oczy, a kąciki jej ust drgnęły delikatnie w górę, gdy powiew morskiego wiatru zaczął łaskotać jej policzki.

Tony cierpliwe czekał na idealny moment, aby zacząć z nią rozmowę, lecz z każdą chwilą wahał się coraz bardziej. To tak jakby nie mógł znaleźć odpowiednich słów, ale tak na prawdę najzwyczajniej w świecie bał się i ciągle to przedłużał.

— Piękny zachód słońca — wyszeptała nagle, robiąc w ten sposób pierwszy krok, na który Stark nie potrafił się odważyć.

— Wyjątkowy — przyznał z uśmiechem.

— Tak dawno tu byłam, że prawie zapomniałam jak tu jest pięknie — dodała trochę ciszej, wciąż nie obdarzając go jakimkolwiek spojrzeniem.

— Vieve... — jęknął czując się bezsilnie w jej towarzystwie. Był bezradny, a to co ich łączyło zdawało się być coraz bardziej skomplikowane.

Stara miłość nigdy nie rdzewieje || Tony StarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz