Wystarczyła tylko jedna noc, aby Tony uświadomił sobie, że nie tak łatwo zakończy tą wojnę, poddając się bez walki. Nim nadszedł wieczór on już był pod mieszkaniem swojej miłości, pewnie krocząc przed siebie i nie oglądając się do tyłu.
Potrzebował chwili, w której wszystko na nowo sobie przemyślał i potrzebował przyjaciela, który wystawił kawę na ławę, a Rhodey umiał to robić najlepiej. Dał mentalnego kopa w tyłek, uświadamiając mu, że miłość nie będzie na niego czekać, a czas zabierze mu Vieve sprzed nosa nim cokolwiek zdąży zrobić.
Dlatego teraz nie wahał się i dumnie szedł na spotkanie z przeznaczeniem. W końcu był Tony'm Starkiem, tym który nie bał się opinii innych i tego co mają mu do powiedzenia. Był gotów stawiać czoła złoczyńcom, czy też narażać swoje życie dla innych. Więc i teraz za wszelką cenę chciał pokazać, że nie cofnie się przed niczym i powie Genevieve wszystko co powinna wiedzieć, nawet jeżeli jest już za późno.
Obiecał sobie, że przyjmie wszystko na klatę, choćby to była najgorsza prawda, której wcześniej się obawiał. Wiedział, że jeżeli wyrzuci to z siebie zrobi mu się o wiele lżej, a myśl, że nic z tym nie zrobił, nie będzie truć mu głowy.
Jedyne czego teraz pragnął to tego, aby Geny poświęciła mu swoje pięć minut uwagi i uważnie go posłuchała. Nie chciał się z nią kłócić, ani broń Boże krzyczeć na nią, czy też robić wyrzuty.
Chciał, by znów było jak dawniej, kiedy zamiast smutku widział jedynie szeroki uśmiech na jej twarzy oraz te szare oczy od których bił przyjemny blask. Znów zapragnął poczuć jej zapach, który nieraz czuł podczas ich wspólnych wieczorów, gdy żalił się w jej ramię, a ona uważnie go słuchała, choć wcale nie musiała.
Chciał znów mieć ją przy sobie i wyznać jak bardzo się mylił, gdy zamiast niej, przed ołtarzem była Potts.
Podczas jej nieobecności dopiero zauważył jak bardzo jej potrzebował. Przez ten czas nie potrafił pogodzić się z faktem, że jedynie patrzyła na jego szczęście, a sama nie mogła go doznać. Zawsze był gotowy zrobić dla niej wszystko. Nawet zdolny był kogoś zabić, jeżeli ktoś by ją skrzywdził, a sam nie zdawał sobie sprawy, że on robił to przez cały czas.
Więc teraz był najlepszy moment, aby zakończyć pewne rozdziały, a zacząć nowe, możliwe, że lepsze od wcześniejszych.
Momentalnie znalazł się przed drzwiami do jej mieszkania, biorąc do płuc głęboki wdech i prostując swoją sylwetkę. Nacisnął na dzwonek, który rozbrzmiał w mieszkaniu. Tony poprawił swój grafitowy garnitur, który specjalnie założył na tą okazję. Wiedział, że Geny uwielbiała eleganckich mężczyzn, więc czemu nie miał wziąć tego faktu pod uwagę i nie skorzystać? Może nie było to pierwsze wrażenie, gdyż ono nastąpiło bardzo dawno temu i nie tak jakby chciał, ale było minęło. Liczyło się tu i teraz.
Ręką poprawił swoje włosy, starając się wyglądać nienagannie. Stał tak przez kolejną minutę, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Po raz kolejny zadzwonił, chcąc nie wyglądać na zirytowanego. Z natury nie lubił długo czekać, ale teraz nie chciał dać po sobie tego poznać. Jak już wiadomo, był gotów do poświęceń, nawet jeżeli wystawiało się jego cierpliwość na próbę.
W końcu usłyszał odgłos zamka, a gdy drzwi otworzyły się na oścież, jego radosny i ciepły wyraz twarzy gwałtownie przemienił się na złowrogi, pełen pogardy. Jego szczęka drżała pod wpływem zdenerwowania, a aroganckie słowa mimowolnie nasuwały mu się na język, wręcz błagając, aby wyjść na zewnątrz niosąc za sobą niekorzystne skutki.
CZYTASZ
Stara miłość nigdy nie rdzewieje || Tony Stark
Fanfiction❝ Może twoje zbroje pokryje kiedyś rdza, lecz korozja nigdy nie tknie mojej miłości do ciebie, pomimo tych długich lat❞ Opowiadanie bierze udział w konkursie ,,Tylko nie Fanfiction!" organizowanym przez @Chwila_Moment