04.07.1977
-A teraz przed państwem jedyny i najlepszy, chociaż króla nie należy przedstawiać. Elvis Presley i ,,A little less concersation" - kiedy usłyszałam te słowa, jak opętana doskoczyłam do radia i przyłożyłam ucho do głośnika, aby jak najlepiej usłyszeć głos muzyka.
-Podobno jakiś bogaty biznesmen wynajął na wakacje posiadłość Berry. Sally słyszała od Miriam, że ma dwójkę dzieci, a starsza córka w tym roku wyszła za mąż za dziedzica wielkiej sieci agencji nieruchomości w całym kraju - plotkowanie ciotki Adeline i Buni przeszkadzało mi w normalnym i spokojnym słuchaniu muzyki. Spojrzałam na kobiety gniewnym wzrokiem, pełnym pogardy i westchnęłam, podkręcając gałkę głośności. Dźwięk przerywał, lecz to nie zniechęciło mnie do dalszego słuchania.
-Jo, proszę cię ścisz to. Nie słyszę własnych myśli - moją cudowną chwilę przy majstrowaniu pokrętłem przerwała ciotka.
Uwielbiałam tą kobietę, lecz czasem doprowadzała mnie do białej gorączki. Myślę, że czułam do niej większą sympatię, ponieważ różniła się od mojej matki, którą uważałam za przypadek beznadziejny. To Adeline z Bunią otaczały mnie jedyną, znaną mi matczyną troską i opieką. Ciocia Dela to młodsza siostra mojego taty. Jeżeli miałabym sobie wyobrażać młodszą wersję babci to byłaby to wysoka brunetka o błyszczących, błękitnych oczach stojąca przede mną.
-Powinnaś się ubrać. Zaraz wychodzimy, a doskonale wiesz, że nie możemy się spóźnić na mecz Ben'a - upomniała mnie.
Poderwałam się na nogi i oburzona wyszłam z pomieszczenia z grającym radiem pod pachą. Dzięki ci, wuju Arthurze za kupno radia na baterie. Przebierałam nogami prosto do pokoju, w którym spałam. Nie był on wielki, raczej mała kliteczka z łóżkiem, kredensem i szafeczką nocną. Lecz ja podrasowałam wystrój plakatami moich ulubionych muzyków, z Presley'em na czele. Długo przekonywałam na to ciotkę, lecz pomogło mi w tym wsparcie Buni, ponieważ, zasadą starszyzny, to ona miała tutaj ostateczny głos. Dużym plusem mojego pokoju było olbrzymie okno, które zajmowało połowę ściany. Uwielbiałam go, ponieważ w nocy idealnie ukazywało gwieździste niebo, a ja miałam wrażenie jakbym zasypiała w kosmosie. Weszłam do pomieszczenia, w którym czekała na mnie przygotowana, błękitna sukienka, zapinana na perłowe guziczki z przodu i bufiastymi, krótkimi rękawami. Na ubraniu zauważyłam rozłożonego rudego i spasionego kocura.
-Spaghetti, złaź z kiecki grubasie - zwierzę otworzyło jedno oko i złotym ślepiem spojrzało na mnie. Olał moje słowa, ponownie zamykając powiekę. Podeszłam do łóżka i rzuciłam na kołdrę radio, w którym nadal śpiewał Elvis. Z premedytacją zepchnęłam rudzielca na ziemię i wyszczerzyłam się w jego stronę. W ekspresowym tępie przebrałam się w błękitną sukienkę. Gotowa podeszłam do komody i z drugiej szuflady od góry, spod podkoszulów, wyjęłam kilka banknotów. Schowałam je do malutkiej kieszonki z lewej strony spódnicy, zapinanej na malutki guziczek w postaci perełki. Presley zakończył piosenkę, a ja powolnym krokiem podeszłam do łóżka, wyłączając radio i z urządzeniem pod pachą zbiegłam po schodach wprost do salonu.
Ciotka stała już ubrana w białą koszulę z kołnieżykiem i w szygonowej spódnicy o ciemnozielonej barwie. Długie, czekoladowe loki ozdobiła jedynie opaską, a w jej uszach tkwiły duże, okrągłe kolczyki. Oba dodatki były kolorystycznie dopasowane do dołu jej stroju.
-Jo, dziecko uczesz się, proszę - westchnęła kobieta, patrząc na moje włosy. Prychnęłam na jej słowa. Bunia przywołała mnie getem ręki, biorąc grzebień. Usiadłam na podłodze przy jej fotelu, plecami do staruszki, która wzięła garść moich włosów i zaczęła powoli i delikatnie rozczesywać kołtuny i poplątane strąki. Po kilku minutach z mojego lewego ramienia zwisał warkocz zawiązanu białą wstążką.
-Dziękuję - oplotłam ramiona dookoła jej szyi i wycałowałam oba policzki kobiety. Dłonie Buni przyciągnęły mnie jeszcze bliżej jej ciała.
-Zbieramy się, czekają już na nas - ciotka dała o sobie znać, ponownie wchodząc do pokoju. Odsunęłam się od babci i przyjrzałam się pudrowo różowej sukience w fiołki, którą staruszka uwielbiała. Siwe, podkręcane włosy miała spięte w niskiego koka, a na szyi połyskiwały pożółkły sznur pereł, który, według historii, dostała w prezencie po wojnie od dziadka.
-Pojadę rowerem - oznajmiłam. Pocałowałam Bunię w czoło i wychodząc z pomieszczenia uśmiechnęłam się do ciotki. Zmierzałam w stronę frontowych drzwi, gdzie były już moje buty.
-Jo, załóż pantofle - stłumiony krzyk Adeline doszedł do moich uszu. Przy ścianie stały błyszczące, czarne pantofle, o których myśl przyprawiała mnie o bóle stóp i aż prosiło się w nich o haluksy. Skrzywiłam się, przenosząc spojrzenie na lekko przykurzonego piachem białego trampka i uniosłam kąciki ust lekko do góry. Siadając na drewnianej podłodze przy drzwiach założyłam jednego buta, a następnie na czwórka przemierzałam korytarz w poszukiwaniu drugiego. Znalazłam go pod małym dywanikiem i uśmiechnęłam się w geście triumfu. Po cichu wyszłam i zamknęłam drzwi frontowe. Pognałam do roweru, który leżał na trawie pod drzewem z huśtwką. Wsiadłam na niego i wyjechałam na drogę prowadzącą do Griffin.
~Bon_dark_Bon
CZYTASZ
Summer Nights |H.S.| PL *ZAWIESZONE*
FanfictionPierwsze spojrzenie wyjawiło więcej niż słowa. Pierwszy wierszyk ukazał ich skrywane emocje. Pierwsza spadająca gwiazda przypomniała o marzeniach. Pierwszy pocałunek był początkiem końca. I te letnie noce, słonecznik i Presley w radiu...