04.07.1977r.
Czwarty lipca jest bardzo ważnym dniem dla kraju i każdy Amerykanin świętuje go na różny sposób. W Griffin festyn jest organizowany z ogromną pompą. Mecze, gry, dużo jedzenia i napojów dla młodszych i tych starszych, a zaraz po pokazie fajerwerków następowała potańcówka, która pozostawała na językach mieszkańców miasteczka oraz okolic jeszcze przez najbliższy miesiąc jak nie więcej.
Piętnaście minut przed dwudziestą stałam pod ogromnym drzewem z gęstą liściastą kopułą. Kilka kroków dalej znajdowało się jezioro, w którym odbijało się niebo, powoli cieniejące i ukazujące coraz większą kolekcję gwiazdozbiorów. Prawie idealnie na środku okrągłej tafli wody niewyraźnie odbijał się srebrzysty księżyc. Czekałam na Archibald 'a Henry'ego. Rodziny rozkładały koce na trawie, aby obejrzeć pokaz. Wśród kocykowców było gdzieś także moje kuzynostwo, nigdy nie przepuściliby takiej okazji. Tylko tego wieczoru, każdego roku, sztuczne ognie dawały im taką przyjemność, dlatego od czerwca odliczali dni do czwartego lipca, oczywiście jak tylko potrafili. Jak jeszcze Teddy nie chodził do szkoły byłam ich kalendarzem, ale to zmieniło się kiedy najstarszy z nich poszedł do pierwszej klasy i powoli uczył się liczyć, co jak się okazało bardzo polubił.
Zawsze byłam cierpliwa, doświadczali tego najbardziej moi rodzice, a zwłaszcza matka, która dla mnie nie miała tego samego. Zawsze wolała wysłać mnie do znienawidzonej rodziny mojego ojca na dwa miesiące niż musieć się ze mną użerać przez całe wakacje. To idealnie świadczyło o jej braku cierpliwości. Tą cechę musiałam odziedziczyć po ojcu, który zawsze znosił ze stoickim spokojem paskudny charakterek matki. Niestety miał jej o wiele więcej niż ja i dlatego nawet ja w pewnym momencie nie mogłam pohamować języka. W swojej cierpliwości byłam niezwykle uparta, co dostałam od matki i uważałam i jednak nadal uważam, że używam uporu o wiele lepiej niż ona kiedykolwiek mogłaby go użyć. Często zastanawiałam się gdzie zawiniłam jako córka, a gdzie ona jako matka, lecz wtedy zrozumiałam, że nie tylko ja byłam tą złą. Wina ewidentnie leżała po środku. Był niestety jeden problem. Przez tyle lat oddzieliłyśmy się od siebie i niestety chyba nie byłybyśmy zdolne, aby na nowo zbudować naszą relację od podstaw, za wiele rzeczy nas różniło. Często ze zazdrością patrzyłam na moją małą kuzynkę i ciotkę Adeline, nawet Dela i Bunia posiadały unikalną więź, którą pragnęłam całym sercem.
-Co zajmuje twoje myśli? - usłyszałam po prawej. Odwróciłam głowę w tamtą stronę , a moje oczy wyłapały piwne tęczówki, wiercące dziurę w mojej twarzy. Nadal bawił mnie wzór jego pasiastej koszuli, zwisającej z jego wychudłego i wysokiego ciała. Utkwiłam spojrzenie w pojedynczym, czarnym puklu, zwisającego bezwładnie na jego czole. Uniosłam kąciki ust do góry, chciałam powiedzieć, że wyglądał uroczo, lecz pamiętałam jak ostatnio go tak nazwałam. Nie odzywał się wtedy do mnie przez cały dzień, a w następnych dąsał się i nie za bardzo chciał się ze mną spotykać.
-Wszystko i nic - wzruszyłam ramionami. Zauważyłam, że miał ze sobą koc, na co uśmiechnęłam się w myślach. Miłe ciepło rozlało się po moim sercu. Odepchnął się nonszalancko od pnia drzewa i rozłożył miękki materiał na trawie. Wskazał na niego otwartą dłonią, delikatnie pochylając się w prawo i unosząc wysoko kąciki ust do góry w niepełnym uśmiechu. Odwzajemniłam go, jednak dość nieszczero, lecz Archie tego nie zauważył. Usiadłam, z wyprostowanymi nogami, podpierając się z tyłu rękami. Nie uśmiechałam się często, nie wynikało to z czegoś głębszego, chyba po prostu tego nie lubiłam robić. Zazwyczaj robiłam to nieszczerze, tak jak moja matka.
-Burmistrz w tym roku podobno ma przejść samego siebie -znalazł swoje miejsce na kocu obok mnie, był na wyciągnięcie ręki, zachował między nami dystans - Chciał się wykazać przed tym Anglikiem -westchnął ciężko i zginając nogi, oparł się o kolana przedramionami - Tata słyszał, że jest to jakiś nowy inwestor w planowaną fabrykę, ale nie słyszał co mają tam produkować. Chodzi plotka, że mąż jego starszej córki odziedziczył fortunę po ojcu i postanowił zbudować tutaj fabrykę, a ten tutaj ma się im dołożyć.
-Jak on się nazywa? - nie wiem dlaczego, ale ta sprawa mnie fascynowała. Nie mogłam się powstrzymać, że z ekscytacją słuchałam o nowym gościu burmistrza i byłam ciekawa tego tematu. Uważałam, że dopadła mnie małomiasteczkowa ciekawość. Łapałam to za każdym razem będąc w Griffin. Jak na zawołanie po drugiej stronie jeziora zauważyłam rodzinę Geller'ów wraz z rodziną z Anglii. Najbardziej dostrzegalną osobą był burmistrz w swoim białym garniturze oraz kowbojskim kapeluszu. Bawiła mnie także Jenny uwieszona na ramieniu tego młodego, który pisze piękne wiersze.
-Malkolm Spencer - odpowiedział także dostrzegając osoby przed nami - Chodzi plotka, że mają powiązania z rodziną królewską, a na pewno bywają na dworze - dodał. Dostrzegałam profity z pomagania Archie'ego w restauracji jego taty. Ludzie zawsze podczas czekania na dania rozgadywali się na różne tematy, ale to właśnie plotki były tymi najciekawszymi i najlepiej słuchanymi, mało ważne, że później wszystko rozchodziło się po miasteczku.
-Nie kojarzy mi się - wymamrotałam. Zapadła pomiędzy nami cisza, ale nie była niekomfortowa, wręcz potrzebna. Oboje nie mieliśmy w tej chwili tematu łączącego nas, więc zamilkliśmy, czekając na pokaz sztucznych ogni. Chłopak zapatrzył się na jezioro, a ja obserwowałam młodego bruneta po drugiej stronie jeziora do momentu, w którym kolorowe światła porozcinały czerń nieba.
__________________
Nie wiem, kiedy tutaj wrócę. Mam dość mocne wypalenie, ale nie tylko o to chodzi, ponieważ bardzo chciałabym cokolwiek naskrobać i mam liczne podejścia do tego tak nie ma dobrych skutków z mojego 'próbowania', bo jak inaczej nazwać marne zdanie złożone z kilku słów po tysiącu korektach. Nie jestem nawet w stanie udostępniać tego na trzeźwo, ponieważ spaliłabym się w kilka sekund ze wstydu. To, co teraz przeczytaliście powyżej pochodzi z grudnia. Czuję jakbym się cofała w swoich umiejętnościach, wracała do tego co robiłam kiedyś, a nie byłam z tego zadowolona, ponieważ nie było to ani jakościowe oraz nie zachwycało ilością.
Dochodzę także do stwierdzenia, że to po części wina mojego życia, w którym ostatnio dużo się dzieje, ale także wiele przede mną. Czekają mnie zmiany, o których wiem tylko ja i nie potrafię znaleźć w sobie tyle dawki zaufania dla moich przyjaciół, aby się z nimi z tym podzielić. Duszę w sobie wiele, czasem o wiele za dużo. Nie tylko moje otoczenie się zmienia, ale także sama, w środku przechodzę wiele zmian, nie jestem już taka sama, a moja osobowość zmieniła się o 180 stopni. W tym momencie dochodzę do momentu, że zrozumiałam, że nawet siebie nie znałam. A czy właśnie nie o to chodzi? Czy nie o tym cały czas wszyscy mówią? Aby poznać innych oraz coś nowego, doświadczać nowych rzeczy to trzeba znać samego siebie.
I chociaż nie lubię prać brudów publicznie, tak teraz potrzebowałam to napisać, a następnie opublikować i nie martwić się nawet o to, czy ktokolwiek postanowi to przeczytać, czy jednak zobaczy, że jednak moje przemyślenia to większa część tego rozdziału. Ta rozpiska jest moim swoistym oczyszczeniem, następnym etapem pozostawienia za sobą starej siebie i poznania nowej (nie żebym odchodziła z tej strony, ponieważ tak nie jest). Nie wiem czy kiedykolwiek skończę to opowiadanie, wiem, że będę próbowała. Pojawi się coś nowego, tego jestem pewna. Nie wiem kiedy i nie wiem co to będzie. Będzie odpowiadało moim w tym czasie upodobaniom i jestem pewna, że pewnej części się spodoba, a pewnej nie. Ale tak jest ze wszystkim i nic na to nie poradzę. Jeżeli macie jakieś pytania to śmiało je piszcie, odpowiem na każde. A tym, którzy jednak postanowili to przeczytać to bardzo dziękuję, bardzo wiele to dla mnie znaczy. Będę kończyć tą monstrualną notatkę i do zobaczenia, mam nadzieję, wkrótce.
~Bon_dark_Bon
CZYTASZ
Summer Nights |H.S.| PL *ZAWIESZONE*
FanficPierwsze spojrzenie wyjawiło więcej niż słowa. Pierwszy wierszyk ukazał ich skrywane emocje. Pierwsza spadająca gwiazda przypomniała o marzeniach. Pierwszy pocałunek był początkiem końca. I te letnie noce, słonecznik i Presley w radiu...