04| Był taki jak ja

213 28 20
                                    


Kolejne zlecenie i kolejny facet do złapania w pułapkę. Dostałam kolejne mieszkanie, kolejny profil na Facebooku. Poprzednie zniknęły bez śladu, razem ze mną – oczywiście, po podaniu Malcolmowi wiarygodnej historyjki, dlaczego musieliśmy się rozstać. Nie musiałam nic wymyślać, agencja podstawiła mi wszystko. Było to bardzo wygodne i coraz bardziej wsiąkałam w całą tę atmosferę, którą roztaczali dookoła. Raz byłam niegrzeczną dziewczynką, raz kusicielką, a czasami kompletnie nieśmiałą, która rumieniła się na sam widok faceta – w zależności od tego, co kogo kręciło. To było cudowne uczucie. I tak przez pół życia musiałam grać, udawać, bawić się w kotka i myszkę. Teraz podobało mi się to o tyle bardziej, że moja prawdziwa tożsamość ginęła wśród tych fałszywych, stworzonych tylko na potrzeby danego klienta. Czułam, że wreszcie znalazłam swoje miejsce. Mogłam rozkwitnąć.

Gdyby tylko Hannah ciągle nie wisiała mi nad głową, byłoby idealnie.

Ale cóż, to w końcu było samo życie. Nie zawsze było idealnie. Trzeba było się dostosować do trudnych warunków. W moim przypadku oznaczało to zamykanie pokoju na klucz oraz trzymanie ważniejszych rzeczy w sejfie, a także trzymanie się na bezpieczną odległość i ignorowanie jej ciągłych prób kontaktu. Ta dziewczyna była tak namolna, że aż zaczęłam się zastanawiać, kto ją wychował, czy może raczej – kto jej nie wychował. Nie chciała się odczepić; była jak irytujący komar, który latał człowiekowi nad głową, mimo że dostawał ciągle po łbie.

Powtarzałam sobie, że to tylko chwilowa niedogodność, a już niedługo, gdy zbiorę wystarczająco dużo pieniędzy, wynajmę coś swojego i już nigdy jej nie zobaczę. Znowu będę sama – tak, jak zawsze pasowało mi to najbardziej.

Zmierzałam właśnie do miejsca, które podała mi klientka – stwierdziła, że to był jeden z najczęściej odwiedzanych przez jej męża lokali. Przystanęłam, patrząc na cukierkowe logo cukierni. Wyglądało raczej jak reklama placu zabaw dla dzieci, ale pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Uderzył mnie zapach ciast i świeżo parzonej kawy. Rozejrzałam się powoli i po paru sekundach zlokalizowałam figuranta, siedzącego przy stoliku przy oknie i pilnie studiującego jakiś artykuł. Przyglądałam mu się przez chwilę. Oczy miałam schowane za czarnymi okularami przeciwsłonecznymi, więc mogłam to robić bez skrępowania. Mężczyzna był ubrany raczej zwyczajnie, w dżinsy i szary sweter. Szczęki pokrywał lekki zarost. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Popijał kawę szybkimi ruchami i wyglądał, jakby się spieszył. Nie zostało mi dużo czasu. Podeszłam do lady, głośno stukając obcasami. Zamówiłam espresso, by nie tracić cennych minut, po czym przeniosłam się z filiżanką dokładnie naprzeciwko figuranta. Zsunęłam powolnym ruchem okulary i położyłam je na stoliku. Założyłam nogę na nogę, eksponując pończochy, które według klientki, doprowadzały męża do szału.

Niestety, figurant nadal czytał artykuł.

Chyba musiałam trochę pomóc sama sobie.

Niby przypadkiem strąciłam okulary ze stolika. Nie dość, że upadły dość głośno, to w dodatku popchnęłam je tak, że wylądowały dokładnie obok nogi mężczyzny. W końcu oderwał wzrok od artykułu i wbił go w okulary, po które już sięgałam, jednocześnie eksponując dekolt.

Szybko się zreflektował i podniósł okulary, a następnie przeniósł wzrok na mnie i jego oczy zapłonęły.

– Proszę. To chyba należy do pani. – Podał mi okulary i uśmiechnął się.

Odwzajemniłam uśmiech i wzięłam okulary.

– Bardzo dziękuję. Na szczęście się nie zniszczyły. – Niby mimochodem zerknęłam na jego tablet. – Czy to najnowszy artykuł na temat chorób demielinizacyjnych? – Wiedziałam od żony, że facet prywatnie pasjonował się neurologią. Lekarzem nie był, ale namiętnie czytał wszystkie artykuły neurologiczne. Dobrze, że o tym wiedziałam – coś tam wcześniej poczytałam i byłam w temacie.

Paź królowej [ZAKOŃCZONE ✅]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz