Badanie

27 4 22
                                    

Kilka promieni słonecznych napotkało na swej drodze druty Płotu. Gdy pozostałe ulatywały aż do samej wysuszonej ziemi, te urywały się kilka metrów nad głowami zgromadzonych, tworząc na ich twarzach ciemne wzory. Nikt jednak nie zdawał sobie z tego sprawy. Wszyscy byli zbyt przejęci tym co miało się za chwilę rozpocząć. Nie mieli sił spojrzeć na rozgrzane słońce i płynące po niebie nieliczne obłoki. Wszyscy wpatrzeni byli w kilkumetrową bramę, która była jednym z niewielu przejść z jednego niesamowitego świata do drugiego.

Lief chwycił Liz za rękę. Uniosła na niego wzrok. Wyglądał na poważniejszego niż zwykle. Nie starał się nawet uśmiechać lub jej pocieszyć. Dziewczyna miała wrażenie jej brat przeżywa tę chwilę jeszcze bardziej niż ona.

- Rodzice byliby dumni, że tak długo wytrwaliśmy - wyszeptał, by nikt inny nie usłyszał o czym rozmawiają, choć Liz wiedziała, że nikt nie miał teraz ochoty podsłuchiwać towarzyszy swej niedoli.

- Gdziekolwiek są, na pewno są dumni - przytaknęła, a chłopak wziął ją w objęcia. Nie puszczał długo. Liz czuła na swojej szyi jego płytki oddech, a potem na jej plecy spadła pojedyncza łza. Jednak, gdy znów na niego popatrzyła, nie dostrzegła w jego oczach nic podejrzanego.

- Ustawcie się! Jeden za drugim! - obwieścił niespodziewanie głos zniekształcony przez megafon. Wszyscy bez sprzeciwu ustawili się w równej linii i czekali na rozwój wydarzeń.

Idealną ciszę przerwał przenikliwy pisk. Pierwszy raz od roku otwierano dużą bramę, przez którą mogli przejść mieszkańcy ich zamkniętej na resztę świata krainy. Strażnicy wyszli zza Płotu i stanęli po bokach, by przepuszczać przestraszonych młodych ludzi jeden po drugim. Sprawdzali dokumenty, które obowiązkowo miał mieć każdy przybyły pod ogrodzenie. Żaden z nastolatków nie kręcił się jednak. Wszyscy stali wyprostowani i wpatrzeni jedynie w bramę, która miała im ukazać to, o czym słyszeli od dzieciństwa. Wreszcie sami mogli się przekonać, jak wygląda życie w świecie Zewnętrznym.

Wszystko szło dobrze. Kolejka przesuwała się. Nic nadzwyczajnego nie nastąpiło. Aż do czasu, gdy przez wrota do ich smutnego świata przeszła grupka ubranych w cywilne ubrania młodszych niż pozostali urzędnicy ludzi. Kilku z nich Liz widziała przy Płocie, gdy zabierała podręczniki dla rodzeństwa. Większość pełniła czasem służbę. Tym razem wyszły też dziewczyny. Równie dobrze zbudowane, jak męska część tej grupy. Wszyscy czyści, w dobrych ubraniach i weseli, choć wszyscy za Płotem nie byli chętni do odwzajemniania uśmiechów.

Tajemniczy zespół zaczął iść szybkim marszem wzdłuż kolejki. Zaczęło się zamieszanie. Wszyscy zaczęli stawać na palcach lub wychylać się, by zobaczyć co robią nowoprzybyli. Ci ciekawsi nawet wystąpili z szeregu. I tak niewiele dało się zobaczyć. Zrobił się chaos, który Liz obserwowała z zadziwiającym spokojem. Stojący za nią Lief nie podzielał tego opanowania. Położył dłonie na jej ramionach i trzymał, prawie doprowadzając ją do bólu. Nie protestowała jednak. Wiedziała, że musi dać mu chwilę na przetrawienie sobie wszystkiego i znów wróciła do obserwowania.

Nastolatkowie z Zewnętrza wyszukiwali wśród ich rówieśników konkretnych osób, jak zdążyła zauważyć dziewczyna. Gdy już je odszukali, chwytali za ręce i szli z nimi w stronę bramy. Starała się znaleźć wśród zadbanych twarzy tę najbardziej jej znajomą. W końcu znalazła ją. Chłopak wyróżniał się z tłumu z ciemniejszą od pozostałych karnacją i bardziej egzotycznymi rysami. Ich spojrzenia się spotkały. Skrzyżowały się niespodziewanie, lecz Liz nie dała tego po sobie poznać. Nawet chciało jej się śmiać - chłopak patrzył na nią, ponieważ to właśnie do niej szedł.

Gdy w końcu stanął obok niej, chwycił ją za rękę tak samo, jak pozostali.

- Witam ponownie - przywitał się rozradowany na jej widok. Dziewczyna zlustrowała go i spojrzała za siebie, czując, że Lief ją puścił.

WybranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz