Codzienność? (2)

74 3 0
                                    

POV Vivian

Siedzę w jednej z ławek w klasie od angielskiego obserwując jak Susan biega w tą i spowrotem podpowiadając innym. Równie dobrze mogłabym sama ją poprosić o pomoc ale raczej nie zwróci na mnie uwagi w tym momencie. Stwierdzam to po fakcie że blondasek teraz jest najważniejszy w jej oczach. Taaa... No nic. Chwyciłam za jeden ze słowników ,aby odnaleźć to idiotyczne słówko które niby już dawno powinnam znać. Jedna strona, druga, trzecia a po nim ani śladu... No to jestem w dupie. Do dzwonka zostało 5 minut a ja mam dopiero połowe. Walić to... odłożyłam długopis na kartkę i zaczełam rozmyślać nad tym do czego tym razem się przysrają u mnie ,gdy tylko Susan odejdzie do swojej drugiej fałszywej psiapsi... Nie ufam jej jak nie wiem ale po co mnie słuchać prawda? Przecież jestem tylko naiwną, nieufną szarą myszką. I w tym momencie znowu pojawiła się ta myśl... Gdy siedze sama w pokoju nikt mnie nie ocenia nikt nic nie widzi... Tylko ja i żyletka... Patrząc jak krew sączy się z nowych nacięć. Następne i kolejne za to że nie jestem w stanie się obronić i... Z rozmyślań wyrywa mnie dzwonek i tuż po nim podbiegająca do mnie Susan nieświadoma moich myśli.

-Słuchaj! W szkole odbędzie się pokaz talentów! - Brzmi ciekawie... Pytanie tylko czy Susan tym razem nie wymiękła i się zapisała skoro jest aż tak podekscytowana.

- No i co z tego? Zapisałaś się w końcu?

-Taaa... Ale nie jestem przekonana zrobiłam to pod impulsem.

- Niech zgadne. Magnolia?

- Dokładnie... Nie wiem co mam teraz zrobić.

-A ja tak. Zepnij dupe idź dzisiaj na te zajęcia z gitary i pokarz im jak to się robi!

- No sama nie wiem serio...

-Dasz radę mówię Ci.

Zauważyłam jak w stronę Susan macha Mary a ona sama kieruje się w jej stronę. Usiadłam obok klasy przy naszych plecakach i czekałam aż tylko zaczną swoje idiotyczne dogryzki. Chciałam już stąd wyjść a gdy patrzyłam jak Susan śmieje się z jakiś żałosnych żarcików Mary to aż mnie coś skręcało. Nagle podeszły do mnie Klaudia i Karolina po czym zaciągły mnie ze sobą do biblioteki. Chwile pogadałyśmy ale po tej chwili one zaczeły rozmawiać między sobą olewając mnie. Świetnie... wyszłam z biblioteki i wróciłam na poprzednie miejsce i cholera... wrócił kochany blondasek i jego ekipa... No to mam przejebane.

Pov Alan

Kiedy dziewczyny od nas odeszły usłyszeliśmy

- Koooonraaadkuuu- ten piskliwy głosik, może oznaczać tylko jedno...

- Pomóżcie... Ooo.. Hej kotku - ten sarkazm czuć na kilometr przyjacielu... Na kilometr... Ale jest za tępa więc...

- To my was zostawimy.. - mówiąc to pociągłem Sama za ramię odwaracając się aby spojrzeć na przerażoną minę przyjaciela.

Zacząłem się śmiać bez opamiętania na środku korytarza

- Dobrze się czujesz?

- Ta hahah k hahah żebyś Ty widział jego mi hahah ne hahaha- dobra.. Brzuch mnie już boli, ale nie przestanę, to zbyt piękne. Myśląc to wybuchłem jeszcze większym śmiechem

- Hej Sam. - kolejny wpadł, i jeszcze większy śmiech.. Głupawka gwarantowana.

- Hahaha - nie mogę... Powietrza..

- Stary kurwa! Ogar - krzycząc to kopnął mnie w żebra... Dobra, zabolało, ale to mnie i tak mnie powstrzyma

- Hahah, dobra gołąbeczki. Zostawię waaas samych. Hahahaha nie chce wam.. Przeszkadzać hahah witaj Vicko- mówiąc to wszystko podniosłem się z ziemi i patrząc kpiąco na dziewczynę Sama poszedłem pod klasę od języka włoskiego.

***

Po szkole

- No i czemu ty z nią kretynie nie zerwiesz!! Przecież widzę nowe rany!! Ślepa chyba jeszcze nie jestem!! - tak, dobrze myślicie, to Wendy która drze się na Sama od dobrych 20 minut.

- Nie żeby coś ale to chyba moja decyzja co? - ten jak zwykle spokojny. Chociaż kilka razy wybuchł, ale  więcej się nie da sprowokować. Nie okazuje tego ale widać to po jego oczach jak się z nią musi użerać. W końcu nie bez powodów jej nie lubimy.

-Sam kurwa mać! Jeśli z nią nie zerwiesz pójdę i sama to załatwię roz..- wybełkotała resztę słowa bo Konrad przykrył jej usta ręką.

- Dziękuję! - krzycząc to podnoszę się z miejsca, które zajołem podczas ich kłótni.. A bardziej krzyczenia Wendy na Sama

-ok ok wszystko super fajnie ekstra że się pogodziliście i doszliście do porozumienia ale ja już muszę spadać do domu - mówiąc to chowam telefon spowrotem do kieszeni

-Wendy, idziesz ze mną?

-A mam wybór? - wciąż zirytowana, czy dolać oliwy do ognia.. No raczej, w końcu nie był bym sobą gdybym tego nie zrobił

-Wieeeesz, możesz z Konradem - uśmiecham się wrednie i wychodzę z domku w momencie w którym Konrad się zakrztusił.

Nie idzie, więc wraca z Konradem. Wzruszam ramionami, zakładam kurtkę i wciskam gaz do dechy, aby być jak najszybciej w domu. Byle tylko szybciej niż później.

Odległa przyjaźńWhere stories live. Discover now