Historia o dziewczynie, która widzi i słyszy straszne rzeczy, nikt jej nie wierzy, a w okolicy jest coraz więcej morderstw i porwań. Tajemnicze SMS-y, połączenia. Czy to wszystko wytwór jej wyobraźni?
Mowa.
Muszę się przygotować. Od teraz niezbędnym wyposażeniem mojej torebki nie będzie portfel czy kosmetyczka, lecz nóż. Muszę w razie czego mieć czym się bronić. Wiem, że gdzieś w domu tata chowa broń... Jakbym ją znalazła, to dużo by mi to dało. Ale teraz nie mam czasu. Za 15 minut wychodzę z domu. Nie wiem czego mam się spodziewać. Muszę być gotowa na wszystko. Położyłam się na łóżku i czekałam. Nadszedł ten moment. Moment spotkania z domniemanym seryjnym zabójcą. Poszłam na wskazaną ulicę. Na wszelki wypadek wzięłam nóż do ręki. O dziwo nikogo tam nie było. Chyba sobie ze mnie żarty robi. Nie było żadnej żywej duszy. W tej opuszczonej uliczce unosił się jedynie zapach stęchlizny i zapewne moczu żulów z okolicy. Co to ma znaczyć? Dlaczego ,,Mowa" kazała mi tu przyjść? Czy to jakiś podstęp? O co chodzi? W mojej głowie w jednej chwili kłębiło się mnóstwo pytań. Nagle dostałam SMS-a. Czy ta wiadomość wyjaśni po cholerę tu przyszłam? Odblokowałam telefon i... I to Jake napisał, że musimy się spotkać. Wiem Jake, wiem. Muszę mu wszystko opowiedzieć. Przyszedł kolejny SMS. Kto tym razem?
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Znowu muszę się bawić w kod Morse'a. Nie może choć raz pisać normalnie? ,,Śmietnik". Śmietnik? Mój wzrok powędrował na jedyny śmietnik w moim zasięgu. Powoli do niego podeszłam i delikatnie otworzyłam. Nie. Nie, to nie może być on. Spadłam. Poczułam jak mocno uderzyłam się w beton i straciłam przytomność. Nie pamiętam co się działo. Nagle obudziłam się w otwartej karetce. Kątem oka zobaczyłam radiowozy i kolejną karetkę.
-Uratujcie go! Uratujcie!-krzyczałam najgłośniej jak mogłam.
Łzy zalewały mi całą twarz. Płakałam. Nawet nie płakałam. Wyłam na cały głos. Odkrycie w śmietniku całkowicie mną wstrząsnęło.
-Jedziemy do szpitala, ale musisz przestać płakać-powiedział ratownik.
Wiedziałam, że rozpraszam tym lekarza, ale nie mogłam. Nie mogłam przestać. Krzyczałam. W jednej sekundzie słyszałam wszystkie głosy wypełniające moją głowę.
-Przestańcie! Zamknąć się!-krzyczałam.
-Musimy podać jej lek usypiający, podaj mi strzykawkę.
-Nie! Nie! Nie chcę! Zostawcie mnie!
Poczułam ukłucie w ramieniu i ciemność. Całkowita ciemność. Szpital. Ah szpital. Znowu w tym samym miejscu. Zobaczyłam moją mamę przy moim łóżku.
-Jak się czujesz słońce?-spytała.
-Może być.
-Dobrze, że Pani Stacey zobaczyła cię leżąca i zadzwoniła po karetkę. Inaczej mogłabym cię nigdy już nie zobaczyć-powiedziała i zaczęła szlochać.
-Mamo, ważne że żyje.
Nastąpiła chwila ciszy. W sumie sama dziwiłam się, że wyszłam z tego cała, bez szwanku. Dosyć mocno oberwałam w głowę. To była idealna okazja dla mordercy porywacza. Dlaczego z niej nie skorzystał... Wtedy przypomniałam sobie jaki był powód mojego upadku.
-Mamo, co z Jaydenem?
Cisza.
-Mamo?!
-Nie powinnam ci nic mówić. Teraz musisz odpoczywać.
-Mamo, powiedz mi, proszę. Muszę wiedzieć.
-Ehh... Nie mogłaś nic zrobić... Nie obwiniaj się, że mu nie pomogłaś.
Wiedziałam co zaraz powie. Ale nie dopuszczałam tego scenariuszu do głowy.
-Jay... Jayden nie żyje. Jak zbadają ciało odbędzie się pogrzeb.