Plan B /Anna

690 36 14
                                    

Kilka godzin spędzonych w towarzystwie Kristoffa pomogło mi zapomnieć o szarej rzeczywistości, do której muszę wrócić. Cała złość i nienawiść jaką w sobie miałam wyparowała, dzięki czemu mogłam się skupić na obmyślaniu planu. Muszę zatrzymać Elsę w zamku, pomóc pokonać Mroka i zadbać o królestwo. Bułka z masłem. Właściwe trzeci punkt jest zależny od drugiego, co tu dużo mówić. Musimy jak najszybciej pozbyć się zagrożenia. Mój mężczyzna bardzo mi w tym pomógł. Zaoferował, że zajmie się strażą w mieście i na jego obrzeżach, żebym ja mogła w spokoju zająć się sprawami kraju i Elsą.

- Myślisz, że to dobry pomysł? - spytałam nagle, na chwilę przestając podpisywać papiery.

- To zależy - mruknął blondyn, przyglądając się mapie leżącej na biurku. - Mówisz o wysłaniu kilkudziesięciu gwardzistów do Zaklętej Puszczy czy raczej o opiekunach Elsy, którzy nic nie zdziałają?

- Ktoś musi jej pilnować - próbowałam się bronić. - Jest w niebezpieczeństwie.

- Jak my wszyscy skarbie. Jeśli ktoś tu potrzebuje ochrony to ty - wskazał na mnie palcem.

- Ile razy muszę to jeszcze powtórzyć? - jęknęłam zirytowana, zjeżdżając z krzesła. - W zamku jest masa uzbrojonych strażników gotowych rzucić się w wir walki, a sama budowla jest bezpieczna. - zakryłam twarz dłońmi. - W dodatku chodzisz za mną krok w krok.

- Hej, bo się obrażę.

- To moja siostra, nie chcę jej stracić - przyznałam zbolałym głosem. - Po prostu się boję.

- Wciąż nie wiem jakim cudem udaje nam się wyjść cało z każdych kłopotów.

Moje gniewne spojrzenie sprawiło, że Kristoff porzucił mapę i podszedł do mnie. Stanął za moimi plecami, po czym przytulił się do moich pleców, a policzek przycisnął do mojej szyi. Minęło kilka minut, nim blondyn zmienił swoją pozycję i ponownie zabrał głos:

- Jeśli dzięki obstawieniu Elsy strażą poczujesz się pewniej to wchodzę w to. Mam tylko nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jej się to nie spodoba.

- Zakładam, że będzie próbowała ich odesłać - przyznałam niechętnie. - Coś wymyślimy. Mamy w końcu jeszcze trochę czasu, prawda? – zapytałam i nie czekając na odpowiedź blondyna wróciłam do pracy.

Gdy zegar zaczął wybijać swój rutynowy rytm pożegnałam się z Kristoffem pocałunkiem, następnie poszłam do jadalni. Już w drodze dołączyło do mnie trzech gwardzistów z herbem Arendelle na piersi. Przywitałam ich skinieniem głowy. Odprowadzili mnie pod same drzwi.

Podczas samej kolacji nie działo się nic szczególnego. Każdy wesoło rozmawiał, Strażnicy Nadziei i Zabawy opowiadali żarty dla umilenia posiłku. Jack dodatkowo rzucał ukradkowe spojrzenia w stronę Elsy. Sama prowadziłam ciekawą rozmowę z Zębuszką na temat obrazów, które tak bardzo wpadły jej w oko jakiś czas temu. Wśród nich znajdował się mój urodzinowy prezent, który dała mi Elsa prawie cztery lata temu. Na szczęście znałam je wszystkie, więc nie było mowy o szybkim zgaszeniu jej ekscytacji.

Jedynym smutnym wątkiem tego wieczoru była kobieta, której chciałam zapewnić bezpieczeństwo. W połowie kolacji przeprosiła nas wszystkich i bez większych wyjaśnień opuściła nasze grono. Spojrzałam na talerz, który zostawiła. Potrawa była prawie nietknięta. Strażniczka musiała zauważyć na co patrzę, bo tylko złapała mnie za ramię i spytała:

- Chcesz, żebym z nią porozmawiała?

Pokręciłam przecząco głową, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów i ruszyłam za swoją siostrą. Po drodze złapał mnie jeszcze zmartwiony Jack. Spytał, czy może jakoś pomóc, bo jeśli tak to jest do mojej dyspozycji. Wyminęłam go bez słowa wiedząc, że łamię wszystkie poznane zasady dworskiej kultury. Trudno, teraz mam ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Elsy nie spotkałam w jej pokoju, o dziwo stała przy drzwiach prowadzących do mojego. Trochę zaskoczona zatrzymałam się kilka metrów przed milczącą dziewczyną. Chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem, ale zaraz platynowa blondynka spuściła głowę.

- Możemy pogadać? - spytała cicho.

- Jasne, chodź - złapałam ją za nadgarstek, by mieć pewność, że za mną ruszy i pociągnęłam do siebie. Tak jak kilka godzin temu Elsa usiadła na krześle przy oknie z fioletową poduszką na kolanach.

- Nie kłóćmy się, proszę - wypaliła pierwsza, momentalnie odwracając wzrok.

Wiedziałam, że wiele odwagi kosztowało ją powiedzenie tych kilku słów. W ciągu kilkunastu godzin nasza od niedawna silna więź była wystawiana na próbę raz za razem. Obie chciałyśmy tego samego. Zapewnienia bezpieczeństwa poddanym Arendelle i plemieniu Northuldry. Jednak jak raz wydawało mi się, że Elsa działała bez przemyślenia i że to ja jestem teraz rozsądniejsza. Wyznaczyła sobie cel i za punkt honoru obrała dotrzymanie danego słowa. Znów przestała myśleć o sobie i tak jak ostatnio będzie próbowała działać sama, by nie narażać najbliższych. Nie pozwolę jej na to, już raz się spóźniłam i omal jej nie straciłam. Tym razem będę gotowa na jej sztuczki.

Położyłam się na łóżku, gestem zapraszając blondynkę do siebie. Potrzebowałam mieć ją blisko.

- Jestem zmęczona tym dniem - powiedziałam głośno, gdy Elsa kładła się obok. - To emocjonalna karuzela.

- Karuzela? - zaśmiała się.

- Tak, dokładnie. Lubię karuzelę - siostra oparła głowę o moje ramię, a ja objęłam ją jedną ręką.

- Im dłużej o tym mówisz tym głupiej to brzmi - stwierdziła. - Hej, nie zasypiaj! - dodała, gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi. – Musimy porozmawiać.

- Ja wcale nie zasypiam, no już - ziewnęłam, przyglądając się jej twarzy. - Za to ty powinnaś. Nie wyglądasz najlepiej.

- Wielkie dzięki - przewróciła oczami. - Po prostu gorzej sypiam.

- Jak dobrze, że dziś będziesz mieć okazję by nadrobić wszystkie bezsenne noce.

Jednak zanim skończyłam mówić Elsa już spała, a ja z rozbawieniem nie przestawałam głaskać jej nosa jednym palcem. Niezawodna sztuczka, która zawsze działa. Poprawiłam trochę swoją pozycję i też poszłam spać.

Gdybyśmy tylko wiedziały, że ten wieczór jeszcze sięnie skończył.

Storm inside // JelsaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz