Podtrzymywałem się cały przemarznięty dryfujących drzwi na których leżała Rose.
Tej nocy było okropnie zimno, jeszcze bardziej niż wtedy w Wisconsin.
Szalupy powinny niebawem przypłynąć, czekamy już długo.... Przymajmniej tak mi się zdawało. Nie mogli zapomnieć o rozbitkach.Woda miała tylko kilka stopni nad 0, przebywanie w niej długo może być dosyć nie korzystne.
Nagle usłyszałem głos Rose. Był taki cichy....
Wyszeptała coś do mnie, lecz byłem tak wyczerpany, że nie miałem siły jej odpowiedzieć. Jakkolwiek.Drzwi się poruszyły, Rose z nich zeszła. Zaraz potem zauważyłem ją przy szalupie.
A więc nie poddała się chodźby niewiem co. Dotrzymała mojej obietnicy.
To mnie bardzo zmotywowało do szybkiego nabrania sił.Musiałem coś wymyślić, cokolwiek żeby rozruszać swoje zdrętwiałe kończyny.
Dotknęło mnie coś metalowego o ramię.
To był gwizdek, który pływał obok mnie. Niewiem jak się on tam znalazł w każdym razie, dobrze, że był.
Chwyciłem go i zagwizdałemPo 8 gwizdnięciu miało to jakiś skutek.
Oficer poświecił mi przerażająco jasnym światłem z latarki prosto w oczy. Zauważył mnie.
Zaraz później nakazał zawrócić.
Szalupą przypłynął do mnie po czym
Wciągnięto mnie do środka i okryto kilkoma kocami, chociaż, że nie ogrzewały one dużo po takim wychłodzeniu. Żaden z innych siedzących tu nie był pewnie tak zmarznięty jak ja.
Siedziałem, opierając się o burtę.Byłem wyczerpany, przemarznięty, zdrętwiały i mokry.
Miałem nadzieję, że Rose jest gdzieś niedaleko.Płyneliśmy do coś mniej więcej czwartej godziny nad ranem, zaczęło się już wtedy przejaśniać.
Widziałem wielki napis na statku CARPATHIA.Szalupy zostały wciągnięte na pokład.
Kiedy wstawałem spływała z moich ubrań lodowata woda. Miałem w niektórych miejscach nieco odmrożeń dlatego idąc pod wydzieloną dla mnie kabinę trochę kulałem.
Wszedłem do środka.
Zastałem cudny widok czyli dużą ilość pierzyn, suche ubrania do zmiany i mały posiłek.Przebrałem się w coś cieplejszego i opatuliłem całego siebie kołdrami.
Byłem zmęczony jak bym nie spał przez tydzień.Odpoczywałem kilka godzin gdy nagle usłyszałem dwie kłócące się dziewczyny za ścianą. Rozbudziło mnie to.
Wstanąłem na równe nogi, otwarłem drzwi i wyszedłem z kabiny.
Całe szczęście odmrożenia przeszły.
Dość szybko nabrałem energię.
Zacząłem spacerować po pokładzie jednocześnie nieco szukając Rose.
Niewiedziałem gdzie mogła się teraz podziewać. Niewidziałem jej jak wysiada z szalupy. Nie byłem pewny czy wogóle jest na pokładzie.
Przyspieszyłem szukając Rose wszędzie. W jadalni, czyiś kabinach....Po jakimś czasie Oparłem się o barierkę statku, przemyślając gdzie ona może być.
Nagle coś pociągnęło mnie od tyłu za kołnierz-Co do cholery ! - krzyknąłem z przerażenia.
Obróciłem się zdziwiony i zobaczyłem Hockleya ze swoim nowym Lokajem. Omal nie przewróciłem się.
-No proszę, Nasz uczciwy złodziej. - rzekł Cal.
Niewiedziałem co odpowiedzieć, czy wogóle się odzywać.
-Zabierzcie go tam gdzie jego miejsce - powiedział magnat do swojego Lokaja po czym ten wezwał ochronę.
Szybko skombinowałem ucieczkę. Przez chwilę nie uwagi ze strony Hockleya udało mi się niezauważonym odsunąć nieco od nich i uciec.
Ci zaczęli mnie gonić lecz mnie udało się wbiegnąć w miejsce Rostrona Kapitana Carpathii. Nikogo tam nie było więc mogłem przeczekać tam jakiś czas aż Caledon zrezygnuje z poszukiwania mnie.
CZYTASZ
Titanic - A story you don't know
ActionJack nie dostał hipotermi. Razem z Rose udało mu się wsiąść do szalupy, ale czy aby napewno będą mieli dobry układ? A może jednak dwudniowa miłość okaże się nic nie warta? Kto wie....