Hiszpania nie był już do końca pewny ile dni tak płynom. Wszystko zlewało się ze sobą. Chwilami, nie wiedział czy jest noc czy dzień bo leżał godzinami w swojej kajucie i myślami błądził do domu. zaczynał powoli tracić nadzieje, że tam dokąd płynie czeka go upragniony ląd.
Za każdym razem gdy spoglądał na swoje odbicie widział w nim nieogolonego i bladego człowieka zmęczonego życiem. Jego broda za niedługo zacznie zakrywać całą szyje. Zastanawiał się gdzie się podział tamten bogaty kraj, który wsiadał na ten statek.
Jego rozmyślenia nad swoim losem przerwały wiwaty dochodzące z pokładu. Niechętnie zmusił się do wyjścia z kajuty, aby sprawdzić skąd ta nagła radość wśród marynarzy. Gdy tylko wyszedł musiał osłonić oczy ręką z powodu słońca. Wszyscy stali wpatrzeni w stronę dziobu i wychylali się za baryjerkę. Hiszpania gdy przyzwyczaił się do światła podszedł do kapitana stojącego na dziobie. Mężczyzna wpatrywał się na coś przez lunetę. Na widok Hiszpanii uśmiechnął się i poklepał go przyjaźnie po plecach.
-Udało się. Przed nami ląd.- Powiedział i podał mu lunetę, aby mógł sam się przekonać. Hiszpania nie dowierzał jego słowom. Gdy tylko podano mu przedmiot do obserwacji od razu zaczął przez niego potrzeć. W oddali ujrzał ląd o którym marzył każdego dnia.
Gdy tylko statek zacumował Hiszpan wszedł do szalupy i razem z załoga powiosłowali prosto w stronę plaży. Im bliżej byli lądu tym woda robiła się jaśniejsza i można było dostrzec podwodny świat pełen najróżniejszych stworzeń morskich.
Po dotarciu na brzeg Hiszpania ukląkł na złotym piasku i z niedowierzaniem wziął garść piasku do rąk. To nie był sen. On na prawdę był na lądzie. Jego towarzysze podróży również byli w niebo wzięci.
Hiszpania z zachwytem podziwiał tę rajska plażę pełną egzotycznych roślin prowadzących zapewne w głąb tej wyspy albo i nawet czegoś większego. Hiszpania rozpoznał jedno z drzew. Była to palma ale znacznie większa niż te które widywał w domu.
Nagle przyleciał jakiś czerwony ptak z kolorowym ogonem i usiadł na kamieniach przyglądając się podróżnym. Hiszpania z zachwytem na niego patrzył. Musiał przyznać, że jeszcze nigdy nie widział takiego ptaka. Postanowił zawołać pozostałych i gdy tylko ucichł ptak powtórzył jego słowa. Marynarze postanowili mówić różne słowa do zwierzęcia, a on za każdym razem powtarzał jej dając radość Europejczykom którzy zaczęli dawać mu okruszki chleba jaki im został i dla nich nie nadawał się do spożycia.
Przybysze bawili się w najlepsze ucząc papugę nowych słów i nie zdawali sobie sprawy, że są obserwowani. Po między krzakami siedziały ukryte trzy personifikacje tutejszych plemion. Kobiety przypatrywały się im z zaciekawieniem. Nigdy nie widziały ludzi o tak jasnej skórze i tak dziwacznym stroju jak oni.
-Myślicie, że są groźni?- Zapytała najmłodsza z sióstr, przedstawicielka Inków nazywana przez wszystkich Inca.
-Na moje oko to raczej dziwaczni- Średnia z nich była personifikacją plamienia Majów, a nazywano ją na cześć bogini księżyca Azala
-To nic. Miejcie się na baczności- najstarsza z sióstr była z plemienia Azteków, została nazwana przez swój lud na cześć bogini wulkanu i ogniska domowego Chantico.- Mam złe przeczucia co do nich.
-A co jeśli to są ci bogowie? Z pradawnych opowieści jest wzmianka o bóstwach za wielkiej wody o bladej skórze. A jeśli to o nich?
-Eh wy Majowie to tylko w legendy wierzycie.
-A ja jej wierzę.- Ince powiedziała z entuzjazmem na co Chantico tylko wzruszyła ramionami
-No dobra niech wam będzie. Pora przekonać się kim oni są i czego chcą.- Młodsze siostry jedynie zachichotał z radości.
CZYTASZ
Nasze El Dorado | 2020
FanfictionHiszpania jest znudzony swoim dotychczasowym życiem. Pragnie przeżyć przygodę. Podejmuje się wyzwania od Portugalii. Czy uda mu się wygrać zakład? Co go czeka w Nowym Świecie? Zapraszam do czytania.