Rozdział 5

98 7 0
                                    

Po chwili, do Pokoju Wspólnego weszli chłopcy. Tylko jedno spojrzenie na mnie uświadomiło im, iż coś jest nie tak. Zaprosili mnie do swojego dormitorium, aby spokojnie porozmawiać.

- Co się stało, Mack?- spytał troskliwie Remus.

- Chciałam oświecić Lily, jaką tak naprawdę osobą jest ten cały Snape. Ona jednak obstawała przy swoim i pokłóciłyśmy się. Nie chciałam żeby tak wyszło, ale po prostu musiałam coś zrobić - rzekłam zawiedzionym głosem.

- To nie twoja wina - powiedział Black. - Próbowałaś ją ostrzec, ale jeżeli nie chciała cię wysłuchać to już jej sprawa.

- Właśnie - poparł go James. - Zrobiłaś co w twojej mocy.

Naprawdę chciałam uwierzyć w ich słowa, jednak nadal czułam się winna zaistniałej sytuacji. Ale chyba nie mam innego wyjścia niż się z nią pogodzić.

-Dziękuję za tę rozmowę. Chyba musiałam się komuś wyżalić - rzekłam z cieniem uśmiechu.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle odezwał się James.

- Wiem co z pewnością podniesie cię na duchu - wyszczerzył się Potter. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Nasz dowcip!

- Chwila, która jest godzina? - nieco się otrząsnęłam. W końcu nie wszystko jest jeszcze dopięte na ostatni guzik.

- 16 - odezwał się z kąta pokoju Peter, który właśnie pochłaniał kolejną porcję słodyczy.

- Uff, już myślałam, że nie zdążymy - powiedziałam z ulgą. - Musimy przecież jeszcze się przygotować.

Faktycznie, podczas przygotowań mój humor znacznie się poprawił. Czekając na odpowiednią porę, aby wymknąć się do kanciapy woźnego, zagraliśmy w Eksplodującego Durnia. Na reszcie, po paru rozgrywkach wybiła 17:15, więc zaczęliśmy się zbierać. Wzięliśmy wszystkie potrzebne materiały do naszego małego dekorowania i przeszliśmy przez tłum uczniów, kłębiący się w Pokoju Wspólnym. Na wysiedzianej, czerwonej kanapie zauważyłam rudowłosą, która była w towarzystwie innych moich współlokatorek. Patrzyła na mnie swoimi oczami w kolorze intensywnej zieleni, niemal wywiercając mi dziurę w brzuchu. Reszta spojrzała na mnie współczująco i wróciła do swojej konwersacji. Trochę zabolało, nie mogę powiedzieć, że nie.

Przemierzając korytarz, spotkaliśmy paru uczniów, którzy już kierowali się w stronę Wielkiej Sali. Wreszcie dotarliśmy na odpowiednie piętro i stanęliśmy przed drzwiami kantorka.

- Peter, stań na czatach. Kiedy tylko ktoś się zbliży, szybko nas zaalarmuj - szepnął okularnik, na co Pettigrew skinął głową i zaczął uważnie się rozglądać.

Remus otworzył drzwi rzucając krótkie Alohomora. Czytając w wakacje Standardową Księgę Zaklęć, napotkał się na to zaklęcie i postanowił się go nauczyć, co okazało się bardzo przydatne. Wślizgnęliśmy się prędko do środka. Pomieszczenie zdecydowanie nie można było uznać za przyjemne. Było ono pozbawione okien oraz oświetlone jedynie lampką oliwną zwisającą z sufitu. Poza biurkiem, stała tam masa szaf z, jak można się domyślić, kartotekami uczniów łamiących szkolne prawo. Całość prezentowała się naprawdę obskurnie.

-Wow, wyobrażacie sobie jaki to byłby zaszczyt mieć całą osobną komodę?- spytałam zachwycona, co chwilę spoglądając w stronę kartotek.

Syriusz i James sprawiali wrażenie, jakby podzielali moje zdanie, lecz Lupin spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Po szybkich oględzinach, zaczęliśmy dekorować. Ściany obryzgaliśmy farbą w kolorach wszystkich domów, która gdzieniegdzie przybierała niezidentyfikowane barwy. Na suficie przykleiliśmy jakąś maź, którą zrobiliśmy na ostatnią chwilę. Na pewno Filch się trochę z nią pomęczy, bo była dość trwała. Ostatnim szlifem naszego dzieła, było usytuowane na drzwiach wiadro ze smołą oraz - znajdujące się tuż obok - wiadro pełne pierza.

It feels like a real home|| HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz