~1 września~
Po całym miesiącu wreszcie się doczekałam. Obudziłam się o 9. Pociąg wyruszał o godzinie 11 z peronu 9 i ¾. Miałam zatem około 1,5h. Wstałam z łóżka i wykonałam poranną rutynę. Zeszłam po schodach w celu zjedzenia śniadania. W kuchni powitała mnie jak zwykle uśmiechnięta mama. Postawiła przede mną talerz z naleśnikami. Zajadałam się ze smakiem.
- Jak tam, zdenerwowana?
- Bardziej podekscytowana. Wiesz jak długo na to czekałam.
Blondynka zaśmiała się i zaczęła sprzątać w kuchni. Kiedy tylko spożyłam posiłek, posprzątałam po sobie i poszłam do swojego pokoju, aby dopakować resztę rzeczy. Skończyłam około 10:30.
- Kochanie, schodź już - krzyknęła rodzicielka.
Pociągnęłam mój kufer, a na nim położyłam klatkę z Lightning. Stephanie pomogła mi przenieść to po schodach, a następnie przetransportowałyśmy się poprzez sieć Fiuu. Przez chwilę szłyśmy przez zatłoczone ulice Londynu, aż zobaczyłyśmy ścianę pomiędzy 9 a 10 peronem.
- Razem? - zapytała mama, na co przytaknęłam.
Blondynka złapała mnie za ramię i wbiegłyśmy w ścianę. Prawie przez cały czas miałam zamknięte oczy, ale kiedy je otworzyłam, ujrzałam przepiękny widok. Przede mną znajdował się czarny lśniący pociąg z napisem Hogwarts Express. Na pierwszej z kolumn ponad naszymi głowami, można było dojrzeć szyld Platform 9¾. Wszędzie panował zgiełk. Rodzice żegnali się z dziećmi, ktoś ciągle gdzieś przebiegał w poszukiwaniu swoich przyjaciół, sowy pohukiwały.
- Więc, chyba pora się pożegnać - powiedziała mama płaczliwym tonem. Jeszcze nigdy nie rozstawałyśmy się na tak długi czas.
- Nie płacz mamo, przecież spotkamy się w święta.
- Wiem, wiem. Bądź grzeczna i pamiętaj, żeby do nas pisać.
- Spokojnie, będę pamiętać, ale z grzecznością nic nie obiecuję - zaśmiałam się pod nosem. - Pa, mamo - przytuliłam się do kobiety na pożegnanie. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - rzekła przez łzy.
Po przytulasie, ruszyłam w kierunku lokomotywy. Z lekkim trudem wtargałam kufer na schody i poszłam szukać wolnego przedziału. Po pewnym czasie, udało mi się to. Niemal się przewracając, podniosłam swoje rzeczy i umieściłam na górnej półce. Usadowiłam się przy oknie i z nudów zaczęłam czytać jakąś mugolską książkę.
Nagle, drzwi otworzyły się z impetem, a do przedziału weszło dwóch chłopców. Jeden z nich miał czekoladowe oczy, które spoglądały na mnie zza dużych, okragłych okularów. Jego czarne włosy, wyglądały jakby żyły własnym życiem. Drugi z nich miał przydługie, czarne lśniące włosy i szare, stalowe oczy.
- Cześć - odezwał się okularnik. - Możemy się przysiąść? Wszędzie straszne tłumy.
- Jasne, jestem Mackenzie Stone, a wy?
- Ja jestem James, James Potter.
- A ja - powiedział szarooki - Syriusz Black.
Black? Jest to jeden z czystokrwistych rodów, który dyskryminuje mugoli i lubiących ich czarodziejów. Zmarszczyłam nos. Syriusz musiał to zauważyć, gdyż od razu rzekł:
- Spokojnie, nie jestem jak moja pokręcona rodzinka.
- Uff, to dobrze - zaśmiałam się lekko.
Kiedy chłopcy rozsiedli się wygodnie naprzeciw mnie, James zaczął rozmowę.
- Do jakiego domu chcielibyście trafić? Ja do Gryffindoru, gdzie kwitnie męstwa cnota - uśmiechnął się zawiadacko oraz wypiął dumnie pierś.
CZYTASZ
It feels like a real home|| Huncwoci
Fiksi PenggemarKolejna opowieść o Huncwotach: przystojnym cassanovie Syriuszu Blacku, zakochanym w Rudej Furii Jamesie Potterze, zaczytanym w książkach i kochającym czekoladę Remusie Lupinie oraz pulchnym, ciągle wcinającym coś Peterze. Ale... Czy aby na pewno? Co...