Całą paczką wyszliśmy przez dziurę w portrecie na spotkanie z woźnym. Okazało się, iż już na nas czekał. Przywitaliśmy się z nim cichym mruknięciem. Filch nie powiedział nic w odpowiedzi, jedynie uśmiechnął się pogardliwie. Wraz ze swoją ukochaną burą kotką - panią Norris, prowadził nas przez oświetlone korytarze Hogwartu. Przez całą drogę, Argus mówił coś pod nosem, jakie to kiedyś były wspaniałe czasy oraz informował nas o wymyślnych karach, które zgotowałby nam, gdyby tylko mógł. Zmierzaliśmy powoli w kierunku damskiej toalety.
- Dobra, bachory. Macie godzinę na wyczyszczenie toalet na błysk. Zrozumiano? - potaknęliśmy potulnie głowami.
Mężczyzna zaczął oddalać się z panią Norris u boku, swoim kuśtykającym chodem. Czy on naprawdę nie zabrał nam różdżek? Przecież wystarczy jedno zaklęcie i będzie po robocie. Już zaczęłam się wewnętrznie cieszyć, lecz jak to mówią, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Nagle woźny przystanął tuż przed zakrętem, jakby o czymś sobie przypomniał. Obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem ku nam.
- Już myśleliście, że zapomniałem o waszych różdżkach, co? - jego twarz wykrzywił szyderczy uśmiech. - O nie, nie dam się nabrać na wasze sztuczki. Oddawać je.
Spojrzeliśmy po sobie, jednak nikt nie postanowił się sprzeciwić. Wręczyliśmy mu nasze "magiczne patyki". Policzył trzymane w ręce różdżki. Łypnął na nas podejrzliwie.
- Tam są wszystkie potrzebne rzeczy - wskazał na róg pomieszczenia obok lekko wyszczerbionych umywalek. - Różdżki otrzymacie z powrotem, jeśli dobrze wykonacie zadanie.
Dopiero teraz zauważyłam miotłę, mopa, dwie ścierki, szczotkę do toalety oraz jakieś detergenty. Nie zwracając uwagi na chłopców, prędko popędziłam w tamtą stronę i chwyciłam jedną ze szmatek. Nie zamierzałam szorować kibla - co to, to nie. James, Syriusz, Remus oraz Peter chyba podchwycili mój pomysł, gdyż od razu rzucili się, aby tylko nie dostać szczotki do toalety. Z tego co udało mi się dostrzec w tej plątaninie kończyn, to Potterowi udało się wygrać drugą szmatkę, Remus chwycił w obie dłonie mopa, aby nikomu nie udało się go wyrwać, natomiast Peter położył się plackiem na miotle. Nie sądzę, aby komukolwiek udało się ją wyciągnąć spod jego ciała. Ale jeżeli Pettigrew miał w posiadaniu miotłę, Lupin mop, a ja z Potterem szmatki, to znaczy, że Syriusz...
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu na widok miny Blacka. Jego twarz wykrzywiał wyraz całkowitego obrzydzenia. Miodowowłosy popatrzył na mnie zdezorientowany, jednak po chwili zrozumiał, z czego się nabijam i dołączył do mnie. James powędrował wzrokiem, w kierunku, w który przez łzy się wpatrywaliśmy. Okularnik ryknął na cały głos, z pewnością budząc przy tym cały zamek. Zwijał się na posadzce jak piskosz, brzmiąc przy tym jak zażynane zwierzę.
- Ha-ha, bardzo śmieszne - rzekł sarkastycznie stalowooki, zatykając przy tym wolną ręką nos, a drugą trzymając swoje narzędzie.
- Syriuszu, oficjalnie zostałeś królową tej toalety. Teraz to twoje królestwo - podeszłam do niego, kiedy odstawiał szczotkę. Chwyciłam z namaszczeniem jego rękę, jakbym oddawała mu hołd.
Potter podchwycając co tu się dzieje, również przybył do Blacka, lekko mnie odpychając.
- M'lady - ujął dłoń "królowej" i lekko musnął ją wargami. Syriusz prychnął.
- Damie nie wypada prychać, Syriuszu - dołączył się Remus. - Naprawdę, nie wiem kto odpowiadał za twoje wychowanie - powiedział z dezaprobatą.
Black popatrzył na nas, jakbyśmy byli idiotami. Wszyscy wybuchnęliśmy gwałtownym i niepohamowanym śmiechem. Stalowooki przez chwilę próbował udawać nadąsanego, lecz po chwili do nas dołączył.
CZYTASZ
It feels like a real home|| Huncwoci
FanfictionKolejna opowieść o Huncwotach: przystojnym cassanovie Syriuszu Blacku, zakochanym w Rudej Furii Jamesie Potterze, zaczytanym w książkach i kochającym czekoladę Remusie Lupinie oraz pulchnym, ciągle wcinającym coś Peterze. Ale... Czy aby na pewno? Co...