#2

660 48 5
                                    

Tak, jak to przewidziała Hermiona, pani Weaslay rzuciła się na nas, tuż po przekroczeniu progu domu, zasypując mnóstwem pytań i tuląc nas oraz całując, nim zdążyliśmy na nie odpowiedzieć. Kazała nam już nigdy więcej tego nie robić i nie znikać na tak długo z domu, po czym posłała nas do kuchni sama się w tym kierunku wybierając.

- Na pewno jesteście zmęczeni i zziębnięci. Co powiecie na gorącą czekoladę? - zapytała krzątając się w tę i we w tę.

- Ty zawsze wiesz, czego nam potrzeba - powiedział Ron, oblizując się na samą myśl o pysznej gorącej czekoladzie z bitą śmietaną, polewą czekoladową,a może i nawet wiórkami kokosa. Jego mama naprawdę umiała gotować, a czekolada, którą robiła, była najlepszą, jaką kiedykolwiek piłem. Być może było to spowodowane tym, że w całym swoim życiu gorącą czekoladę piłem tylko kilka razy. W Hogwarcie, w Hogsmeade i na Pokątnej.

Nadal rozmyślajac przyjrzałem się dokładnie Hermionie, która cały czas w skupieniu milczała. Miała ściągnięte brwi, grobowy wyraz twarz, a oczy bez wesołego połysku zdawały się patrzeć w jakieś odległy punkt przed nami. Pewnym było to, że myślała o czymś nieprzyjemnym.

- Harry kochanienki, nie jadłeś nic od śniadania, na pewno jesteś głodny odgrzeję ci obiad, dobrze? - bardziej stwierdziła, niż zapytała.

- Dobrze, dziękuję pani Weaslay.

- Och, mówiłam ci już tyle razy, żebyś nazywał mnie po imieniu - powiedziała uśmiechając się szeroko.

Do tej pory zastanawiałem się kiedy przyjdą urzędnicy z ministerstwa. A może od razu wyślą po mnie aurorów i zamkną w Azkabanie? Na samą myśl o tym, aż mnie zemdliło i poczułem wielką gulę w gardle.

- Proszę - nagle na stole pojawiły się trzy parujące kubki i talerz pełen smakowitości. Dopiero teraz zorientowałem się, jak bardzo jestem głodny. Szybko zacząłem przeżuwać i połykać kolejne kawałki mięsa, oraz ziemniaków ignorując to, o czym mówili pozostali.

- Widzę, że ci smakuje Harry - Molly uśmiechnęła się szeroko. - Przyszedł do ciebie dzisiaj list, gdy cię nie było. Ministerstwo postanowiło, że biorąc czynny udział w walce przeciwko Sam-Wiesz-Komu możesz już używać magii - oznajmiła. - Nawet tej, nie do końca białej - na to stwierdzenie lekko się skrzywiła.

Gdy to usłyszałem poczułem niewyobrażalną ulgę, a ciężki kamień spadł mi z serca. Gdyby nie to, najprawdopodobniej już dzisiaj mógłbym szykować się na rozprawę, lub od razu przygotować się na małą wycieczkę do Dementorów. Gdy przypomniałem sobie o ich istnieniu, natychmiastowo przeszedł mnie dreszcz. Był to mój największy lęk, większy nawet, niż sam Voldemort, co było wielkim sukcesem z ich strony.

- Czemu macie takie grobowe miny? Coś się stało? - zapytała Molly, pilnie się nam przypatrując. Wiedziałem, że za chwilę któreś z moich przyjaciół powie o niedawno rozegranych wydarzeniach, więc postanowiłem zabrać sprawę z swoje ręce.

- Chodzi o to, że gdy zjawili się Ron z Hermioną zaatakowali nas śmierciożercy. Na całe szczęście udało nam się ich pokonać mało groźnymi zaklęciami, ale był to naprawdę zacięty pojedynek - oznajmiłem.

Skoro nie miałem ponieść żadnych konsekwencji używania czarnej magii, to dlaczego miałem w ogóle o tym wspominać. Wolałem sam o tym pomyśleć na spokojnie i nie martwić innych. Nie zniósłbym ich zawiedzionych min i spojrzeń, jakimi co chwilę obrzucali mnie Ron z Hermioną.

- Na pewno? Wiecie, że dzisiaj jest zebranie zakonu i musicie nam opowiedzieć o wszystkim, co jest związane z Sami-Wiecie-Kim - po jej minie można było wywnioskować, że jest wyraźnie zaniepokojna.

- Oczywiście, że rozumiemy - powiedziałem, kończąc ten temat.

Dokończyłem szybko obiad, wstałem i dziekując za wszystko udałem się do pokoju, który dzieliłem z Ronem. Usiadłem na łóżku i zacząłem myśleć o rym co zrobić, żeby przerwać to nieszczęsne połączenie między mną, a Voldemortem. Musiałem ćwiczyć oklumencję, to pewne, ale strasznie słabo mi to wychodziło. Do tej pory pamiętam pierwszą i ostatnią lekcję z Snapem i to jak włamałem się do jego umysłu. Czy mój ojciec naprawdę był taki okropny? Czy to prawda, że razem z Syriuszem, Remusem i Peterem znęcali się nas Severusem? Z opowiadań innych wywnioskowałem, że byli jeszcze gorsi, niż Malfoy. Oczywiście Remus zmienił się i teraz starał się być jak najmilszy dla starego nietoperza, jednak jakiś niesmak po tym, co usłyszałem pozostał. Chociaż w sumie Snape też nie pozostawał im dłużny. We czwórkę ledwo dawali radę jemu samemu.

Ja nie chciałem być taki. Chciałem być dobry i uniknąć tej pieprzonej wojny. Najchętniej zaszyłbym się gdzieś, gdzie nigdy mnie nie znajdą i tam żył w spokoju. Wiem jednak, że nic by to nie dało, a tylko przyniósłbym zawód moim przyjaciołom.

Westchnąłem ciężko i przetarłem skronie oraz czoło. Dlaczego to na mnie spadł ciężar bycia Chłopcem-Który-Przeżył? Oczywiście cieszyłem się, że będę mógł uratować tysiące, a nawet miliony ludzkich żyć, ale dlaczego akurat w taki sposób? Nie ma jakiegoś innego wyjścia? Czy ja muszę koniecznie zabijać Lorda Voldemorta?

Wiem dlaczego jest teraz taki jaki jest i szczerze mówiąc trochę mu współczuję. Ja też nie miałem łatwo będąc u Dursleyów. Nikt wokół mnie nie rozumie, jak to jest żyć bez rodziny z ludźmi, którzy cię nienawidzą i wykorzystują, poniżając na każdym kroku. Nikt z wyjątkiem Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać. 

Nagle usłyszałem znajome skrzypnięcie drzwi i ujrzałem rudą czuprynę przypatrującą mi się z zdumieniem.

- Stary, dlaczego nie powiedziałeś mamie o tym, że użyłeś czarnej magii? - zapytał podchodząc do mnie.

- Ron posłuchaj mnie. Nie chcę żebyś komukolwiek o tym mówił, zwłaszcza ludziom z zakonu. To jest moja sprawa i ja sam wiem co najlepiej robić - powiedziałem nieco zbyt ostro.

- No dobra - przystał na to z niechęcią, co było po nim widać.- Ale wiesz, że jakby co to masz mnie i Hermione i zawsze możesz z nami o wszystkim porozmawiać.

- Dzięki Ron, wiem o tym - uśmiechnąłem się szeroko. Nie zawsze można było na nich liczyć, a i oni nie zawsze mnie wpierali ale byli moimi przyjaciółmi i kochałem ich. Nawet jeśli nie wiedzieli o mnie zbyt dużo i nie mieliśmy za dużo tematów do rozmów poza quidditchem, nauką i wojną.

Nagle usłyszeliśmy głośny krzyk pani Welay. -  Ron! Harry! Hermiona! Zejdźcie na dół i pomóżcie mi trochę! Zaraz odbędzie się zebranie zakonu i chcę żeby wszystko było przygotowane?

- Zebranie zakonu? Tak szybko?

- Siedziałeś tu dwie godziny rozmyślając - powiedział śmiejąc się.

No cóż, jak widać w dobrym towarzystwie szybko leci czas. -  Nie wiem, czy to dobry pomysł, abym tam szedł. Mógłbym niechcący przekazać Voldemortowi jakieś cenne informacje - na dźwięk tego imienia przeszedły Rona dreszcze.

- Jestem pewien, że Dumbledore coś wymyśli. Przecież musisz tam z nami być, to w końcu o ciebie i Sam-Wiesz-Kogo chodzi. Jesteś zamieszany w tą wojnę, czy chcesz czy nie - powiedział oburzony. Najwyraźniej nie miał pojęcia, jak taka myśl mogła przejść mi przez głowę.

Przewróciłem oczami, gdy ten nie widział i idąc w jego ślady zszedłem na dół. Jak widać myśl taka przyszła mi wyjątkowo łatwo.

--------------------------------------------------------------

Emmm...hey? Jest to moja taka pierwsza notka do czytających i szczerze mówiąc nie wiem jak ująć moje myśli w słowa. Pisząc zapewne powinnam robić to doskonale, ale cóż. Nie wychodzi mi to zbytnio. Chciałabym was bardzo przeprosić za wszystkie moje błędy. Ten rozdział jest słaby, ale mimo wszystko mam nadzieję, że się wam spodoba. Zachęcam wam do dalszego czytania, gwiazdkowania i komentowania, bo przynosi mi to niesamowitą radość i motywuje do dalszego pisania. Możecie też zostawić followa, jeśli chcecie. Zapraszam was też do mojej drugiej książki. Jest to ereri/riren a/b/o pt. „Ta jedyna alfa...|Ereri/Riren|”.

PS. Nie chciałby ktoś zrobić mi lepszej okładki?

To ten, tego....do zobaczenia? 😅

Czarna magia nie musi być wcale taka zła... |Tomarry| ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz