Epilog

2.6K 207 79
                                    

       Mała fiolka okazała się być rozwiązaniem, którego tak wszyscy pragnęli. Dzięki umiejętnościom naukowców udało się odtworzyć i wysłać lekarstwo dalej. Wprowadzono je do sztucznych zbiorników, a wodociągi rozlały po całym świecie. Jak się okazało, zamierzonym celem substancji nie było wyleczenie chorych, ale uodpornienie zdrowych lekarzy, którzy stale pracowali przy mieszańcach. Ci, którzy przeżyli rzeź na Manhattanie zostali aresztowani. Szybko udało się dotrzeć do innych punktów badawczych. Znaleziono w nich tysiące, jak nie setki tysięcy zmutowanych ludzi nie panujących już nad swoim ciałem. Lekarze, biolodzy, profesorowie - wszyscy, którzy współpracowali z Royem utracili swoje tytuły i ponieśli konsekwencje. Nikt nie dowiedział się, kto zdobył lekarstwo, dzięki działającej jeszcze perswazji. Masowych grobów nie odkopano, a tysiące rodzin nigdy nie odnalazło swoich bliskich. W internecie zamieszczono miliony zgłoszeń o zaginięciach. Bywało tak, że ludzie uciekali z miast, widząc, co się dzieje, teraz mogli wrócić, wiedząc, że już nic im nie grozi. Informowali swój powrót na posterunku i czekali na swoich członków rodziny, przyjaciół. Tego dnia Lily także czekała. Siedziała na plastikowym, szarym krześle i kreśliła nogą kółka na panelach. Patrzyła na przytulających się ludzi, płakali i mocno ściskali bliskich. Patrzyli sobie w oczy bez strachu, ale z troską i utęsknieniem.
       — Lily? — usłyszała znajomy głos. Głos, którego nie dane jej było usłyszeć od wielu miesięcy. Spojrzała na źródło dźwięku, a łzy napłynęły do piwnych oczu i spłynęły po policzkach.
       — Mamo — wyjąkała i rzuciła się kobiecie na szyję. Wtuliła się w jej włosy, czuła ich słodki zapach, za którym tak bardzo tęskniła. Nie chciała jej puścić, bała się, że znów ją straci. W końcu poluźniła uścisk i zrobiła coś, czego od dawna nie mogła zrobić - spojrzała w jej oczy. Czerwone, spuchnięte od łez oczy matki. Piękne jak nigdy wcześniej. Nie pytały o nic, gdzie były przez ten czas, co się wydarzyło, co z ojcem. Teraz chciały być tylko razem, przytulone do siebie, czuć na nowo swoje ciepło. — Kocham cię — powiedziała po chwili.
       — Ja ciebie też — odpowiedziała, mocniej ściskając córkę.

       Po Ninie słuch zaginął, nigdy się nie odnalazła i podejrzewano, że i ona spoczywa w jednym z masowych grobów. Lily długo nie potrafiła pogodzić się ze stratą przyjaciółki. Gdy świat powoli wracał do normy, ona dalej czuła ból po stracie. Nigdy nie powiedziała, jak bardzo jej na niej zależało. W szkole nie podejmowano tematów zmarłych, każdy kogoś stracił, a nawet był świadkiem jego gwałtownej przemiany, która odbiła się na jego psychice. Nowy nauczyciel pojawiający się po dzwonku w klasie przypominał o tym, że ucierpiały osoby w ich najbliższym otoczeniu. Na przerwach panował spokój, choć niektórzy próbowali wrócić do dawnego życia, śmiejąc się i bawiąc. Teksty na poziomie „nie patrz mi w oczy, bo mnie zarazisz" były na porządku dziennym, a ciemnowłosa nie potrafiła ich słuchać. Pewnego dnia wybiegła ze szkoły z płaczem, bo kolejny raz wspomniano światową klęskę. Usilnie próbowała zapomnieć o eksperymentach, których na niej przeprowadzano, o bólu, który choć znikał po paru minutach, dalej tkwił w jej umyśle, przez co czuła się jakby jej głowa leżała między młotem a kowadłem. Uciekła do parku, przebiegła przez most, na którym poznała Victora. Jego brata już nigdy nie zobaczyła, tak samo innych mieszańców, którzy również starali się na nowo żyć.

       Usiadła przy fontannie, wsłuchując się w śpiewy ptaków i szum. Wiatr muskał jej brązowe włosy, zimny dreszcz przebiegł po plecach, a na rękach wystąpiła gęsia skórka. Spojrzała w swoje odbicie w tafli wody. Białka całkowicie poczerniały, a źrenice zwęziły się przybierając czerwonego koloru.


[Śmierć Motyla 2 już na profilu]

Śmierć Motyla [Demo] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz