Nareszcie w domu

321 42 10
                                    

Mijały miesiące. Przez ten czas Harry oswajał się z myślą, że nie został oszukany. Kiedy miał wątpliwości, udawał się do doktora Linmera, a ten spokojnie naprowadzał go na odpowiednie tory. 

Kiedy przyszedł czas jego dziewiętnastych urodzin, Harry miał przejść swego rodzaju sprawdzian przed komisją, która decydowała, czy rzeczywiście jest już zdrowy. 

Doktor Linmer postarał się, by sprawdzian przeprowadzić w jego gabinecie, jako miejscu w którym Harry będzie się czuł bezpiecznie. Po roku spotkań w tym pomieszczeniu, musiał przyznać rację, że tak było. 

Zapukał do drzwi gabinetu i wszedł usłyszawszy zaproszenie. W środku, za biurkiem, siedziało troje ludzi. Mężczyzna w średnim wieku i srogim spojrzeniu, drugi młody i wyglądający na nerwowego, oraz młoda kobieta o sztywnej, aczkolwiek miłej postawie. Po prawej, pod ścianą, siedział doktor Linmer, uśmiechając się ciepło. 

— Witaj Harry — przywitał go Linmer, wskazując mu miejsce naprzeciwko komisji. — To są członkowie komisji, którzy cię dzisiaj wypytaja o kilka rzeczy. Nie chodzi o twoją wiedzę, lecz o to jak podejdziesz do swojego życia, zarówno minionego, jak i obecnego. 

Doktor Linmer skończył swoją krótką przemowę i zaczęło się. Rozmowa była bardzo różna. Czasami go tylko pytali o coś, czasami, szczególnie ze strony kobiety, była to luźna rozmowa na poszczególne tematy, jego poglądy i oczekiwania.

W końcu, po kilku godzinach, Harry udał się na obiad, podczas gdy komisja miała się naradzić wraz z doktorem Linmerem. Nie był jednak głodny. Sam nie wiedział czego bardziej by chciał. Wyjść czy zostać. 

Na umówioną godzinę, piętnastą, stawił się spowrotem w gabinecie. Tam czekał na jego Linmer. Stał uśmiechnięty z teczka w rękach. 

— No Harry — powiedział pełnym radości głosem. — Dzisiaj wychodzisz! 

Harry otworzył oczy w zdumieniu. Więc jednak. Chyba się cieszył, ale nie był jeszcze pewien, czy dotarło do niego to wszystko. 

— Oczywiście nie jest to takie hop siup jak to mówią — dodał Linmer. — Będziesz miał opiekuna, to jest osobę, która będzie w razie czego pomagała ci we wdrożeniu się do samodzielnego życia i z którym będziesz mógł się spotkać by porozmawiać na różne tematy. To ma być twój pomocnik w powrocie do świata poza tym ośrodkiem. Trzeba w końcu dać ci pełny dostęp do mieszkania jakie odziedziczyłeś po ojcu chrzestnym oraz do pieniędzy i innych rzeczy. Niemniej, kiedy będziesz gotów, możesz ruszać. A jeżeli zdecydujesz się przed piątą, to sam mogę cię zawieść do twojego domu. A, i jeszcze to — powiedział klepiąc się w czoło i podając mu teczkę. — Wszystkie dokumenty jakie potrzebujesz, wraz z kontaktami do mnie i twojego opiekuna, oraz decyzją komisji. Jest tam też umowa zgodnie z którą masz prawne zyski z historii jakie ujrzały światło dzienne, a które w pełni pochodzą od ciebie. 

Harry wziął teczkę, otworzył i szybko przejrzał zawartość, zatrzymując się dłużej przy pozytywnej decyzji komisji. Zerknął też na umowę, która dotyczyła książki na jego temat. Nie miał jednak teraz na to czasu. Spojrzał na doktora. 

— W takim razie — powiedział niezwykle spokojnym głosem — jestem gotów. O której wyjeżdżamy? 

— Widzę, że jesteś w pełni zdecydowany — zauważył zadowolony doktor. — Dobrze więc, umówmy się punkt piąta w głównym holu. 

Tak jak ustalili, tak się stało. Harry stawił się o wyznaczonej godzinie i opuścił Ośrodek Psychiatryczny imienia Gilderoya Lockharta razem z doktorem. 

— Czy mogę pana o coś prosić? — zapytał Harry. Linmer prowadząc samochód, kiwnął głową zerkając tylko ukradkiem na pasażera. — Chciałbym udać się na chwilę na Charing Cross Road. Nie wiem, czy to po drodze... 

— Nie do końca, ale nie będziemy musieli zbaczać zbytnio — odpowiedział Linmer. — W jakimś konkretnym celu, jeśli mogę zapytać? 

— Nic takiego. Po prostu chciałem odwiedzić to miejsce. 

Nie poruszali już tego tematu i jechali w milczeniu. Kiedy dotarli na miejsce, Harry poprosił by Linmer zaczekał na niego, obiecując że się pospieszy. Odnalazł lokal między biblioteka, a sklepem z płytami. Wszedł do środka. 

Dziurawy Kocioł nie miał wielu klientów. Dostrzegł jednego mężczyznę w ciemnym koncie, oraz młodą parę przy stoliku pośrodku. Chłopak trzymał książkę, której tytuł częściowo udało mu się odczytać. Harry Potter. Tak, to był dowód na to, że w miejscu tym był znany. Znany od zawsze. 

Starając się nie rzucać w oczy, przemknął się na tyły sklepu i wyszedł na alejkę. Tam podszedł do muru z pomarańczowych cegieł i stał tak jakiś czas. 

W końcu sięgnął do kieszeni i wyciągnął podłużny drewniany przedmiot. Wystukał odpowiednią kombinację cegieł i stało się. Mur zaczął się zmieniać, uformowało się łukowate przejście. Teraz widział przed sobą ulicę Pokątną i tłumy czarodziejów i czarodziejek. 

— Na reszcie w domu — powiedział Harry i ruszył przed siebie, uśmiechając się szeroko. 

Harry Potter i Doktor LinmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz