▪︎ 2. Dinner

183 15 24
                                    

Otworzył powoli oczy, wyciągając się na łóżku. Widział przyjemny mrok otaczający jego sypialnię, a było to zasługą płuciennych zasłon, które hamowały dopływ światła.
Kiedy po paru minutniej poleżance wstał, żwawym krokiem ruszył do okna. Jednym ruchem ręki przesunął kotarę i w tejże chwili jego ciało zostało uraczone promieniami słońca. Zamknął na chwilę oczy, pozwalając jego organizmowi nacieszyć się tą chwilą oraz wyprodukować trochę witaminy D. Czuł jak jego skóra staje się coraz cieplejsza i jak jemu samemu robi się cieplej. Uśmiechnął się na myśl o owym dniu, gdyż zapowiadał się całkiem przyjemnie.

Po chwili ruszył do łazienki, zażyć swoją rutynową koreańską kąpiel. Składała się ona z długiej i parnej ablucji, z najrozmaitszymi koreańskimi olejkami, mającymi w jak najskuteczniejszy i najbezpieczniejszy sposób pielęgnować skórę. Była to między innymi woda herbaciana, przeznaczona do poprawy krążenia oraz do detoksu zmęczonej skóry. Aromatyczne olejki natomiast, miały działanie nawilżające i wygładzające. Podczas tego rytuału lubił także nakładać na twarz maskę rozświetlającą, by dodać swemu obliczu drugiego życia, jak również olśniewającego blasku.
Po wyjściu z wanny przygotował twarz na kolejne kroki, lecz zanim to, zrobił peeling całego ciała. Była to jedyna czynność, za którą nie przepadał.
Potem przypadała kolej na nawilżenie ciała. Po nałożeniu klasycznych balsamów, dopełnił resztę mgiełką z wyciągu z aloesu, która pozostawiała uczucie świeżości na długo.
Kiedy nadeszła pora na twarz, na szybko oczyścił ją żelem antybakteryjnym, po czym ją stonizował.

Tak gotowy, choć jeszcze w piżamie, udał się do kuchni. Przyrządził swój ulubiony koktajl z peruwiańskich owoców, a w tym przypadku była to gujawa i lucuma, zaś po czym zabrał się za śniadanie. Nie było to nic bardziej skomplikowanego, czego sam nie mógł bardziej skomplikować. Jego rozważania stanęły na zwyczajnych kanapch z chrupiącym pieczywem oraz dżemem, roboty jego matki, z owoców granadilli.

Usiadł przy blacie, zabierając się za jedzenie, popijając koktajlem. Wielu mogłoby się to wydawać niecodzienne, jednak on był czarownikiem. Był specyficzną jednostką, szczycącą się życiem z jak największymi udziwnieniami, które mimo wszystko nadawały życiom czarowników pewnej niezwykłości. Dzięki temu mieli ochotę wstawać z łóżka wiedząc, że to co robią jest oryginalne i zapełniali tym swoją dumę, która niestety dawała się we znaki innym. Nie było to bardzo uciążliwe, jednak najbardziej irytowało to Łowców, którzy nie mieli życia prywatnego. Co zaskakujące pomimo, iż pewna część Magów potrafiła schować swoją zarozumiałość do kieszeni, to i tak byli temperowani przez Łowców przy najmniejszej okazji.

Cyrus pochłaniał tartianki, starając się ułożyć plan dzisiejszego dnia.

- Najpierw klient. - mówił sam do siebie. - Potem joga. I kolacja u Magnusa. - na ostatnie aż się wzdrygnął. Magnus był dla niego największym autorytetem w świecie Cieni i to wyłącznie jego chciał się słuchać, choć zdecydowanie wolał swoją beztroskę i niezależność. Chciał poznać bliżej tego czarownika, mając nadzieję poszerzenia wiedzy oraz nabycia nowych umiejętności. Dlatego przybył do New York'u.

Po skończonym posiłku udał się ubrać, po czym poszedł do swojej pracowni, gdzie miał stworzyć eliksir na odpędzenie koszmarów. Jego klientka miała proste zastrzeżenie: "ma działać".
Jako że był młody, nie miał za dużej wiedzy na temat eliksirów, jak również składników. Posiadał jedną księgę na owy temat, którą dostał jeszcze w Peru, od pewnego czarownika. To niestety nie było jego jedynym problemem - mieszkał w dzielnicy New York'u, gdzie był już czarownik realizujący zamówienia. Cyrus był przez to niezbyt lubiany w swoim otoczeniu, lecz nie zawracał sobie tym zbytnio głowy. Dla niego najważniejsze było zbieranie grosza do grosza, by móc odciążyć swoją, choć bogatą rodzinę. Nie pragnął niczego bardziej od usamodzielnienia i poczucia wiatru w skrzydłach.

⏳Lekcja Namiętności - Shadowhunters s04Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz