0.1

34 2 0
                                    

- Prawda czy wyzwanie? - rzuciła zaczepnie, posyłając Richardowi chytry uśmieszek znad butelki taniego i cholernie przesłodzonego różowego wina.Wiedziała że nie powinna tego robić, że igra z diabelskim ogniem. Czuła na sobie to spojrzenie, pełne żaru i sekretów. Jeśli uderzy zbyt mocno, Freitag z całą pewnością nie pozostanie jej dłużny, a tak się akurat niefortunnie składało, że z ich dwójki to ona miała znacznie gorsze grzeszki na sumieniu i zdecydowanie więcej do ukrycia.Za dobrze się jednak bawiła, żeby przestać. Kłamstwa, gierki oraz balansowanie na granicy przyzwoitości zawsze było jej słabością. I atutem zarazem! Jak to mówią: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, a ona uwielbiała wszystko, co miało smak zwycięstwa. Szczególnie jeśli otaczała je aura tajemniczości i nutka rywalizacji.Wygra. Zawsze wygrywała!- Wyzwanie – zadecydował chłopak, a ona niby od niechcenia rozejrzała się po ludziach zgromadzonych nad jeziorem, zatrzymując wzrok dopiero na pewnej ślicznej blondynce siedzącej w oddali. - Pocałuj Żabojadkę!

  Freya Preiss otuliła się szczelniej ciepłą, kadrową bluzą Niemieckiego Związku Narciarskiego i westchnęła cichutko, czując przyjemną woń męskich perfum. Jej ulubionych. Czarujący zapach, który od kilku miesięcy skutecznie mącił jej w głowie, malował na ustach szeroki, głupawy uśmiech, a policzki przyozdabiał zabawnymi rumieńcami. Bynajmniej nie zawstydzenia.
  Może powinna odpuścić?
  Od ich pijackiej gry w prawda czy wyzwanie upłynęło kilka ładnych godzin. Słońce już dawno zdążyło skryć się za wysokimi pasmami Alp Algawskich, chowając ich szczyty w tajemniczym półmroku i przemieniając słoneczny, ciepły dzień w rozgwieżdżoną, chłodną noc. Srebrzysty księżyc w najlepsze rozsiadł się na bawarskim niebie, a ze spokojnej tafli Freibergsee przedrzeźniało go jego własne odbicie. Krążący wcześniej we krwi alkohol powoli wyparował, a wraz z nim znaczna część odwagi, szaleństwa oraz głupiutkich pomysłów. I jedynie wspomnienie szczęścia wypisanego na twarzy pewnej jasnowłosej istoty kąsało po sumieniu równie mocno co w tamtej chwili.
  Tak, powinna odpuścić.
  Chwyciła leżący obok, nieduży kamyk i cisnęła nim przed siebie, rozrywając lustro wody i burząc spokój jeziora. Miała wrażenie, że dokładnie to samo ktoś zrobił z jej życiem, wrzucając do niego przeklętą Missi Learoyd. Cholerną jędzę, która wpierw zdominowała kobiece skoki narciarskie, później próbowała ukraść jej przyjaciółkę, a na koniec postanowiła jeszcze uwieść chłopaka.
  Twoje pieprzone niedoczekanie, francuska pindo!
  Tylko czy tak naprawdę było jeszcze o co walczyć?
  Zima dobiegła końca. Prawdopodobnie ich ostatnia wspólna zima. Richard miał już praktycznie pewne miejsce w kadrze narodowej na nadchodzący sezon. Podobnie jak Betsy, szczególnie jeśli plan stworzenia Pucharu Świata Pań wejdzie w życie. Markus zapewne pozostanie w kadrze B a ona... nie powiedziała im jeszcze, ale nie zamierzała kontynuować sportowej kariery. Ten ostatni rok w liceum chciała poświęcić nauce. Przyłożyć się, zdać dobrze maturę i dostać na wymarzone studia.
  Bała się, że rozłąka zniszczy ich przyjaźń. A nawet jeśli nie, to oni sami jej pomogą. Pajęczyna kłamstw oraz sekretów, którą tak starannie zaplatali od kilku miesięcy, musiała w końcu pęknąć. Potopią się w piwie, którego sami sobie nawarzyli.
  Zdecydowanie powinna odpuścić.
  Tyle że Freya Preiss z całą pewnością nie należała do osób, które tak łatwo się poddawały.
  Uśmiechnęła się więc przebiegle, słysząc za plecami czyjeś kroki. Zadziwiająca punktualność... Ktoś wyraźnie nie mógł doczekać się tego spotkania. Wstała z miejsca i powolutku odwróciła w stronę tajemniczego przybysza - a dokładniej mówiąc: PRZYBYSZKI - z mściwą satysfakcją obserwując, jak zszokowane dziewczę zamiera w pół kroku i rozdziawia swoje nadmiernie błyszczące usteczka w niekontrolowanym grymasie konsternacji.
  - Czyżbyś spodziewała się zastać tutaj kogoś innego? - zadrwiła Freya, podchodząc do dziewczyny i tym samym uniemożliwiając jej ewentualną ucieczkę. - Biedna, mała, głupiutka Missi... Naprawdę liczyłaś, że pozwolę ci ukraść mojego chłopaka? Że będę sobie grzecznie stała z boku i patrzyła, jak go uwodzisz tymi swoimi tanimi, tandetnymi, francuskimi sztuczkami? Najpierw Betsy, teraz Richard... Ty mnie chyba nie doceniasz, Learoyd.
  - To co łączy Richarda i mnie... - zaczęła blondynka, ale ostre, wymowne prychnięcie wcięło jej się w słowa.
  - Litości, Missi, nie możesz być aż tak tępa. Nie rozumiesz? Ciebie i Richarda nic nie łączy. Flirtował z tobą z dokładnie tego samego powodu, dla którego pocałował cię dziś na plaży... Bo ja mu kazałam! A kazałam mu, bo... no cóż, bawi mnie upokarzanie ciebie.
  - Wiem o tobie, suko! - rzuciła jasnowłosa, próbując odzyskać choć odrobinę panowania nad sytuacją. - Może powiem mu prawdę i zobaczymy, którą z nas wtedy wybierze?
  - Ty mnie chyba nie słuchasz, Learoyd! - warknęła wściekle panienka Preiss, podchodząc jeszcze bliżej swojej rywalki i pomimo wyraźnej różnicy wzrostu, patrząc jej wyzywająco w oczy. Rany, ta bździągwa była z głowę wyższa od Ricza. Serio łudziła się, że go poderwie? Debilka! - Nikt nikogo nie będzie wybierał. Nieważne co sobie ubzdurałaś czy wymarzyłaś, Richard Freitag to MÓJ chłopak, a ja nie mam w zwyczaju dzielić się tym co moje, zrozumiano? - Zabawne, zważywszy na pewne okoliczności. - Zbliż się do niego, a cię zabije! Nie żartuję, Missi, ani nie przesadzam. Jeden esemes, rozmowa czy choćby spojrzenie, które mi się nie spodoba, a wyłowią twoje pieprzone, martwe ciało z tego jeziora. Zapamiętaj to sobie lepiej, francuski kurwiszonie, ja nie jestem grzeczną dziewczynką. - Uśmiechnęła się zjadliwie i odeszła, pozostawiając po sobie jedynie ciężar tych rzuconych w przypływie nienawistnej wściekłości słów. Słów, które przez przypadek usłyszał ktoś jeszcze poza Missi Learoyd.

%%%

Our last winterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz