2.1

7 1 0
                                    

Still feels like our first night together
Feels like the first kiss"
[Bryan Adams, Please forgive me]

Siedziała nad otwartą książką, usilnie próbując nauczyć się czegokolwiek na zbliżający się test z chemii. Problem w tym, że jej myśli za nic w świecie nie chciały skupić się na przyswajaniu szkolnej wiedzy, wędrując sobie zupełnie gdzie indziej niż skomplikowane wzory, nazwy czy formułki.
Wspominała jego usta złączone z jej w namiętnym pocałunku. Dłonie odważnie wędrujące po spragnionych siebie ciałach. Zapach męskich perfum zmieszanych z nutką podniecenia. I to spojrzenie... pełne niebezpiecznego, oszałamiającego, odbierającego zdrowy rozsądek żaru.
Uśmiechnęła się i zarumieniła niczym grzeczna dziewczynka przyłapana na grzeszku, kiedy ekran leżącego obok telefonu niespodziewanie rozbłysł wiadomością od niego. Sięgnęła szybko po komórkę, w etui której skryła niewielki płatek czerwonej róży, i pokręciła z rozbawieniem głową nad własnym zachowaniem. Wpadła niczym śliwka w kompot. Po samiuśkie uszy!
- To naprawdę urocze. - Aż podskoczyła, słysząc wesoły, lekko zaczepny głos Betsy. Odwróciła się pośpiesznie i posłała przyjaciółce zdziwione spojrzenie. - Jesteście z Riczem już ze dwa lata, a ty wciąż myśląc o nim, wyglądasz jak zakochana małolata.
Zakochana małolata...

- teraźniejszość -

   Podkomisarz Freya Preiss z podziwem i odrobiną nostalgii obserwowała drobną, dziewczęcą sylwetkę, która odważnie cięła saksońskie niebo, pokonując kolejne metry Vogtland Areny. Za jej czasów młode skoczkinie nie myślały raczej o mamutach. To właśnie takie olbrzymy jak Mühlenkopfschanze czy Vogtland stanowiły szczyt ich sportowych marzeń. Magiczne pięć sekund, kiedy człowiek naprawdę czuł, że szybuje w powietrzu... Dla panny Preiss to wciąż był jedynie niespełniony sen. Czasem za tym tęskniła. Nie za rywalizacją, adrenaliną czy pokonywaniem własnych słabości, tego i w obecnej pracy miała aż nadto. Tęskniła właśnie za tym króciutkim ale niezwykłym momentem, kiedy nie liczy się nic poza czuciem wiatru pod nartami.
   Po chwili młodziutka dziewczyna, wyraźnie usatysfakcjonowana swoim rezultatem, opuściła zeskok i, przybijając po drodze kilka piątek, podeszła do niewysokiego, wyszczerzonego od ucha do ucha bruneta. Mężczyzna miał chyba ochotę ją uściskać, ale taktownie się powstrzymał przez wzgląd na liczne grono jej koleżanek. Poklepał ją tylko po ramieniu, rzucając coś w stylu: 'nieźle, mała!'.
   'Proszę, proszę, Richard Freitag ma wyczucie!' - pomyślała z uznaniem Freya.
   Wiedziała że sporo ryzykuje, stojąc tam jak ten głupek i wpatrując się w swojego byłego chłopaka. Gdyby Richard ją teraz zobaczył, musiałaby improwizować i prawdopodobnie całkowicie spaliłaby swój plan. Nie mogła się jednak powstrzymać. Przeszłość zaatakowała ją lawiną miłych wspomnień, a teraźniejszość zaskoczyła w zabawny ale całkiem przyjemny sposób. Pomimo upływu lat, który skradł mu nieco tego czarująco-łobuzerskiego uroku, wciąż bez problemu odnajdywała w nim dawnego Ricza. Jej Ricza.
   Nie, to nie tak, że widziała go po raz pierwszy od tamtej wiosny. Obserwowała go przez cały ten czas i była w pełni przygotowana nawet na to dziwne coś, co zalęgło się pod jego nosem i z niewiadomych przyczyn żyło tam do dziś. Nie przestała interesować się skokami i uważnie śledziła kariery całej trójki. Kibicowała im z całego serca. Mocno przeklinała Schustera, kiedy w Sochi nie powołał Freitaga do drużyny, tym samym pozbawiając go szansy na olimpijski medal. Cztery lata później z wściekłości roztrzaskała laptop, na wieść, że to samo spotkało Markusa. Jednocześnie obie te imprezy przepłaciła zapaleniem gardła przez dzikie wrzaski przy zwycięskich skokach Elisabeth. Ryczała ze szczęścia, kiedy odnosili sukcesy i złościła, gdy im nie szło. Nigdy jednak nie podchodziła tak blisko jak teraz. Skryta zawsze za szybą telewizora lub niewidzialna wśród tłumu innych kibiców czuła się bezpieczna. Tego dnia po raz pierwszy od dziewięciu lat miała spotkać się z nimi twarzą w twarz i chociaż cholernie się tego bała, czuła przyjemny dreszcz ekscytacji.
   Coś piknęło w kieszeni jej kurtki, skutecznie wyrywając z zamyślenia. Sięgnęła po telefon, w etui którego wciąż znajdowały się resztki zasuszonego płatka róży.
   Zabawne, przez cały czas ich przyjaźni to Betsy była typem niepoprawnej romantyczki, która wierzyła w siłę nastoletniej miłości i nie wyobrażała sobie życia z kimkolwiek innym niż Markus. Marzyła o bajkowym ślubie, założeniu rodziny i wspólnym starzeniu się. Preiss nazywała to ckliwymi, przesłodzonymi pierdołami i nie miała najmniejszego zamiaru zaprzątać sobie nimi głowy. W związku szukała po prostu wzajemnego zrozumienia i dobrej zabawy. Przede wszystkim dobrej zabawy! Jeśli nie z Richardem, to trudno. Równie dobrze mogła przecież pobawić się z kim innym. Tyle że po dziewięciu latach to Elisabeth była szczęśliwą mężatką, która pomimo rozstania z Eisenbichlerem, potrafiła poukładać swoje życie uczuciowe na nowo. Tymczasem Freya tworzyła tylko kolejne bezsensowne i z góry skazane na porażkę związki, bo tak naprawdę nie umiała pogodzić się z rozstaniem sprzed niemal dekady. Zapomnieć o chłopaku, którego straciła przez własną głupotę.
   'Czekam na parkingu' – przeczytała wiadomość, odganiając od siebie te wszystkie romantyczne bzdety. Zerknęła raz jeszcze na Richarda, który pomimo zniknięcia Seliny, wciąż kręcił się wśród niemieckich skoczkiń, po czym ruszyła w kierunku miejsca spotkania. Z rozbawieniem zauważyła, że trzęsą jej się ręce, a nogi ma jak z waty, co bynajmniej nie ułatwiało chodzenia.

   Stał tam. Oparty o barierkę pisał coś w telefonie. W duchu musiała przyznać, że – w przeciwieństwie do Richarda – czas zdecydowanie zadziałał na jego korzyść, a zarost, zamiast śmieszności, wyostrzył mu rysy twarzy i nadał męskości. W dodatku nosił okulary...
   Kiedy przed dwoma dniami zdobyła się w końcu na odwagę i poprosiła go o spotkanie, zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać. Spławi ją? Napisze, że już od dawna nie chce jej znać? A może w ogóle się nie odezwie? Odpowiedział. Uprzejmie poinformował o zgrupowaniu w Klingenthal i zaproponował, żeby 'wpadła'. Inaczej mogli zobaczyć się dopiero za dwa tygodnie, a tak się niefortunnie składało, że ona nie miała dwóch tygodni. Także wpadła, ale w dalszym ciągu nie miała bladego pojęcia, czego się spodziewać.
   Podeszła bliżej, wyczuwając tak doskonale znany zapach męskich perfum.
   Jakby świat cofnął się o dziewięć lat...
   - Cześć, Markus – starała się zabrzmieć pewnie, ale miała tak ściśnięte gardło, że ledwo dała radę wydusić z siebie te dwa słowa. Nawet zaciekłe wmawianie sobie, że jest tu głównie w sprawach służbowych niewiele pomagało.
   Rozpieprzała przeszłość, do cholery.

Our last winterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz