1.1

14 2 1
                                    


Ciało nastolatki wyłowione z Freibergsee"
Makabryczne odkrycie w jeziorze pod Oberstdorfem"
Śmierć w alpejskim raju"

   Podkomisarz Freya Preiss z trzaskiem zamknęła wieko swojego laptopa i upiła łyk zupełnie zimnej już kawy. Od rana czołówki wszystkich lokalnych gazet oraz portali informacyjnych trąbiły o potwornym znalezisku w Alpach Algawskich, przyprawiając ją o solidny ból głowy i budząc niechciane wspomnienia. Miała świadomość, że ta sprawa nie może mieć nic wspólnego z wydarzeniami sprzed dziewięciu lat – nie potrzebowała kończyć akademii policyjnej z wyróżnieniem, aby wiedzieć, że po takim czasie już nikt nie użyłby słowa ciało – a jednak złośliwa wyobraźnia uparcie podsuwała jej pod nos kolejne obrazy: brudna, przemoczona Elisabeth z obłędem w oczach oznajmiająca, że suka już nie żyje; zrozpaczony chłopiec kurczowo ściskający w dłoniach zdjęcie zaginionej siostry i to naiwne, dziecięce spojrzenie, w którym raz na zawsze zgasła nadzieja. Missi Learoyd nigdy nie wyskoczyła zza żadnych drzew, radośnie obwieszczając, że jednak żyje i tylko bezdusznie zabawiła się ich kosztem. Długie miesiące poszukiwań oraz przesłuchań niemiecko-francuskiej policji nic nie dały, akta dziewczyny trafiły na półkę spraw nierozwiązanych, a Freya musiała w końcu zmierzyć się z okrutną prawdą. Prawdą, którą poprzysięgła sobie zabrać do grobu: kłamstwa, sekrety oraz podłe gierki pchnęły jej najlepszą przyjaciółkę do morderstwa.
   - Preiss, szef cię woła – głos jednego z kolegów skutecznie sprowadził ją na ziemię.
   Nie trzeba było powtarzać jej dwa razy, jeśli czegoś w tym momencie naprawdę potrzebowała, to właśnie pracy. Kolejna mroczna zagadka do rozwiązania, kolejny potwór do złapania – idealny sposób na oderwanie myśli od przeszłości, na zagłuszenie własnych win i wyrzutów sumienia.
   Zapukała kurtuazyjnie w drzwi opatrzone tabliczką Zastępca Komendanta Peter Schneider i uśmiechnęła się lekko pod nosem, słysząc wymowne: 'właź, Preiss!'
   Wysoki, postawny mężczyzna w średnim wieku stał przy oknie, wyglądając przez nie na żyjące w pośpiechu Monachium. Wiedziała że często tak robi, kiedy próbuje zebrać myśli. Jakby ci pędzący na pociąg, autobus lub metro ludzie pozwalali mu uspokoić gonitwę w jego własnej głowie.
   Uwielbiała z nim pracować, bo Peter Schneider był nie tylko genialnym śledczym, ale przede wszystkim niezwykłym człowiekiem.
   Kiedy podczas drugiego roku jej studiów, ich drogi znów się przecięły, wziął ją pod swoje skrzydła i zaczął wprowadzać w fascynujący świat bawarskiej policji kryminalnej. Uczył ją i troszczył jak o własne dziecko. Była dobra, więc nie kazał jej siedzieć za biurkiem, parzyć kawy i przepisywać raportów. W wieku niespełna trzydziestu lat brała udział w akcjach, o których jej rówieśnicy mogli jedynie pomarzyć. Tylko że on zawsze był o krok z przodu. O ten jeden, najważniejszy krok, którym całe niebezpieczeństwo brał na siebie, jej zapewniając poczucie bezpieczeństwa. Nie miała wątpliwości, że ten mężczyzna bez chwili zawahania przyjąłby przeznaczoną dla niej kulę.Przez prawie sześć lat był dla niej niczym ojciec – ufała mu, szanowała i podziwiała – a jednak, kiedy w końcu odwrócił się w jej stronę i przeszył tajemniczym spojrzeniem, poczuła się jak tamtej wiosny, kiedy przez niemal dwadzieścia godzin bezdusznie maglował ją w sali przesłuchań, próbując wydobyć z niej to, czego ona z całą pewnością zdradzić nie zamierzała.
   Przeszłość z mściwą satysfakcją coraz mocniej zaciskała pętle wokół jej szyi.
   - Byłaś jednym z czwórki dzieciaków, które przesłuchiwaliśmy po zaginięciu nad Freibergsee, prawda? - rzucił, siadając naprzeciwko niej. Wiedziała że to pytanie czysto retoryczne, pamiętał to równie dobrze jak ona. Kiwnęła więc tylko lekko głową. - Utrzymujesz jeszcze kontakt z pozostałą trójką?
   Poczuła jak w gardle tworzy jej się wielka, dławiąca gula. Nie lubiła wracać myślami do tamtych czasów i to nie tylko przez wzgląd na to, co stało się z Missi. Nienawidziła siebie za to, jaką była wtedy osobą. Kłamliwą, bezwzględną i pozbawioną skrupułów wredną suką, która pogrywała sobie z uczuciami innych tylko dla zwykłego, głupiego kaprysu. Zupełnie nie przejmując się tym, że może kogoś naprawdę skrzywdzić. Przecież była tylko głupiutką nastolatką, a nastolatki mają prawo się bawić. Szkoda tylko, że nie przewidziała, jak tragiczny finał może mieć taka zabawa. Nie pomyślała, że w pewnym momencie nawet najbardziej szczere przepraszam może okazać się niewystarczające.
   Straciła najlepszą przyjaciółkę, wspaniałego kumpla, a, patrząc na kolejne, kompletnie nieudane związki, całkiem możliwe, że również miłość swojego życia.
   - Nie, szefie – wydusiła, ze wszystkich sił próbując nie dać po sobie poznać, jak mocno to wszystko przeżywa. - Oni zostali w skokach, a ja wstąpiłam do akademii.
   Zgodnie z planem nie wróciła już do sportu, ale zamiast na nauce, wolała skupić się na imprezach, alkoholu i poznawaniu nowych znajomych. Ich wielka przyjaźń nie przetrwała tamtej wiosny. Richard nie chciał jej znać, ona nie umiała przebywać w towarzystwie Betsy, a Markus za bardzo kojarzył jej się z tym wszystkim. W końcu gdyby nie on, Elisabeth nie doprowadziłaby się do obsesyjnej zazdrości i obłędu. Nie byłoby tych wszystkich kłamstw oraz tajemnic. Żyliby sobie szczęśliwi: dwie zakochane pary, czwórka najlepszych przyjaciół.
   Miłość to było coś totalnie do dupy!

Our last winterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz