0.3

13 2 0
                                    

- Cholera, Betsy, co ci się stało? - wrzasnęła Freya, zrywając się z łóżka i podbiegając do przyjaciółki.
Kiedy po powrocie do pokoju nie zastała w nim nikogo, po prostu uznała, że Elisabeth jest u Markusa. W dodatku zapewne bardzo dobrze się bawią. Pod warunkiem, że Freitag nie przylezie i nie przerwie im w najlepszym momencie.
Umyła się więc pośpiesznie, wskoczyła w piżamę i położyła do łóżka. Prawdę mówiąc, ucieszyła się, że jest sama. Potrzebowała chwili czasu na spokojne przemyślenia.
Ta noc z całą pewnością nie należała do najprzyjemniejszych. Najpierw starcie z Missi, później rozmowa i kretyński pomysł Markusa, a na koniec jeszcze kłótnia z Richardem. O ile to w ogóle była jedynie kłótnia, którą muszą przetrwać i się pogodzić, a nie definitywne rozstanie. Co gorsze, nie była wcale pewna, czy chce się godzić. Może zakończenie tego związku teraz – puki reszta kłamstw i sekretów nie runęła im jeszcze na łeb – nie było aż tak złym pomysłem?
Nie zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Głośne skrzypnięcie drzwi wejściowych przerwało jej rozmyślania, a to, co ujrzała dosłownie zmroziło jej krew w żyłach.
Panienka Raimund z całą pewnością nie wyglądała na kogoś, kto właśnie rozkoszował się nocnymi igraszkami ze swoim chłopakiem - no chyba że robili to jakiś w krzakach – pech w tym, że zdecydowanie bardziej przypominała osobę, która właśnie popełniła zbrodnię a zwłoki zakopała głęboko w lesie.
- Czy to bluza Markusa? - zapytała lekko chwiejnym głosem, na który blondynka nie zwróciła najmniejszej uwagi. W sumie to nie tylko na głos, słowa też zdawały się odbijać od niej jak od ściany. Freya przemknęła więc palcami po mokrym i brudnym materiale, docierając w końcu do niewielkiej dziury w rękawie.
Cholera jasna!
Betsy była blada jak pergamin. Tylko jej zaczerwienione, opuchnięte oczy lśniły dziwnym, szaleńczym blaskiem. 
- Elisabeth Lilliano Raimund natychmiast mów mi, co się stało!
- Suka już nie żyje...

   - Widzieliście ją? - Richard Freitag, Markus Eisenbichler, Elisabeth Raimund i Freya Preiss odwrócili się jak na komendę, słysząc za plecami piskliwy, dziecięcy głosik. Stał tam chłopiec, ośmio może dziewięcioletni, ściskając w dłoni niewielkie zdjęcie i wpatrując się w nich z mieszanką strachu, niepewności oraz paraliżującej nadziei w dużych, ciemnych oczach. Zupełnie niepodobny do wysokiej, jasnowłosej i ślicznej dziewczyny o lazurowych tęczówkach, a zarazem mający w sobie coś, co nie pozostawiało najmniejszej wątpliwości, że są rodziną. Nie musieli patrzeć na fotografię, wiedzieli o kogo pyta. - Moja starsza siostra, Missi, wyszła w nocy spotkać się z przyjaciółmi i nie wróciła.
   Niemal jednocześnie wstrzymali oddech, czując jak oblewa ich lodowaty pot.
   'Zbliż się do niego, a cię zabije!'
   Richard zerknął ukradkiem na Freyę, która dla zyskania czasu tępo gapiła się na zdjęcie panienki Learoyd, a później przeniósł wzrok na skąpane w porannym słońcu jezioro. W uszach dźwięczały mu jej nocne słowa. Groźby śmierci rzucane tym zdecydowanym i bezdusznym tonem. Czy byłaby zdolna je spełnić? Kiedy odeszła, chciał zniknąć po cichu, ale jak to zazwyczaj w takich sytuacjach bywa, potknął się i narobił takiego rumoru, że Missi od razu go zauważyła. Spędzili na molo prawie godzinę, a kiedy wrócił do domku Preiss wciąż nie było. Co jeśli widziała ich razem i postanowiła dokończyć sprawę?
   'Jestem w ciąży i nie zamierzam tego przed nią ukrywać, rozumiesz? Albo ty jej powiesz albo ja.' 
   Elisabeth westchnęła cichutko, niechętnie wracając myślami do raniących wydarzeń sprzed kilku godzin. Zbyt przejęta tym, co wieść o zdradzie i dziecku znaczy dla niej, nie pomyślała nawet, jak Markus mógł odebrać ten ewidentny szantaż Missi. Czy informacja o ujawnieniu ich paskudnego sekretu, a przede wszystkim o ojcostwie oraz wszystkich wiążących się z tym obowiązkach i wyrzeczeniach mogła pchnąć go do tak straszliwej rzeczy? Mógł posunąć się do zbrodni, żeby w wieku dziewiętnastu lat nie zakopać się w pieluchy i dorosłe życie? Kiedyś bez najmniejszej chwili zawahania powiedziałaby że nie, ale dziś miała wrażenie, że zupełnie nie zna już swojego chłopaka.
   'Suka już nie żyje...' 
   Freya oddała chłopcu fotografię i przywdziała na usta współczujący, zakłopotany smirk.
   - Żadne z nas nigdy w życiu nie zaprzyjaźniłoby się z twoją siostrą, mały – zaczęła dość lodowatym tonem. Wspomnienie wyglądu oraz słów Betsy, kiedy w środku nocy wróciła do pokoju kotłowało jej się niebezpiecznie w głowie. Czy jej przyjaciółka naprawdę mogłaby kogoś zamordować? Nie, nie i jeszcze raz nie! Panienka Preiss nie była w stanie uwierzyć w taki absurd! Szczególnie że zdawała sobie sprawę, jak wiele byłoby w tym jej winy! Ta francuska psycholka musiała żyć i próbować wciągnąć je w jakąś swoją kolejną, pokręconą gierkę. - Naprawdę chciałabym ci pomóc, smarku, ale nie mamy pojęcia, gdzie jest ani z kim spotkała się twoja siostra. Całą noc byliśmy w naszym domku, pijąc alkohol, grając w karty i bawiąc w zabawy tylko dla dorosłych, jeśli wiesz o czym mówię... Albo może lepiej, jak jeszcze nie wiesz. Przykro mi, dzieciaku.
   Naprawdę było jej przykro. Może uparcie wmawiała sobie, że Missi nic nie jest, że siedzi gdzieś niedaleko – sprytnie skryta przed ich wzrokiem – i rozkoszuje ogromnym zainteresowaniem, które na sobie skupiła. Jednak strach i niepewność bijące od tego chłopca nie były żadną zabawą, były przerażająco prawdziwe i łamiące serce. Widziała, jak z każdym jej wrednym słowem gaśnie kolejna iskierka nadziei w jego naiwnych i młodzieńczo niewinnych oczach. Nie sądziła tylko, że ten obraz tak mocno wryje jej się w pamięć, że przez długie lata nie będzie w stanie wyrzucić go ze swojej głowy. Że to nieme błaganie o pomoc będzie ją prześladować niemal przy każdym zamknięciu powiek. Że tajemnicze zaginięcie Missi Learoyd stanie się jej obsesją i przekleństwem zarazem.

Our last winterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz