Złamane obietnice

219 19 13
                                    

Pov Bakugou:

8:56

Stanęłam pod drzwiami naszego mieszkania, lekko mokra przez deszcz, który zaczął padać w połowie drogi do Shoto. Próbowałam powstrzymać drżenie rąk. Wdychałam powietrze pachnące zgnilizną i starocią ścian budynku. Drobinki tynku unoszące się wokół drażniły nozdrza i przyprawiały oczy o łzawienie. Ciekawe kiedy w końcu wyremontują tą ruderę..
Przejechałam opuszkami palców po zadrapaniach i zagłębieniach w materiale drzwi. Na dłoni zostało odrobinę pyłu.
W kieszeni, głęboko schowane strzykawka i list, czy aż tak nisko upadłam? Czy naprawdę jestem aż taką ciotą? Jednak ciągle ranię wszystkich w okół. Głupotą zniszczyłam swój związek. Ona przecież zawsze chciała dla mnie dobrze.. Nawet gdy zachowywałam się w stosunku do niej chamsko i oschle, potrafiła wręcz błagać i brać winę na siebie. Była zdolna do wypytywania się na każdym kroku o to czy wszystko na pewno u mnie dobrze. Była natrętna. Natrętna i uparta. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że robiła to wszystko z miłości.. Kochała mnie tak bardzo, a ja? Przespałam się z jej bratem, kompletnie uzależniłam się od narkotyków i traktowałam ją jak szmatę.. Nie zasługuję na nią. Nigdy nie zasługiwałam.

Nigdy.

Zebrałam się na odwagę.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam.
Z tyłu głowy ciągle miałam tą dręcząca myśl o upragnionej, zbliżającej się już śmierci. Ta myśl rozdzierała moje wnętrzności i szarpała mną, jakby chcąc przyspieszyć nadchodzącą, nieuniknioną powinność. Zaplanowaną i ustawioną, jak w książce. Nie takiej z dobrym zakończeniem, lecz takiej prawdziwej, bolesnej, z zawiłym, ale jednak tak prostym zakończeniem.
Minuta za minutą ciągnęły się nieubłaganie. Czas mijał jakby w zwolnionym tempie.  Miałam wrażenie jakby to wszystko trwało wieczność. Bałam się tego co usłyszę. Tego co zobaczę i poczuję. Pogubiłam się tak bardzo, że nie jestem w stanie zaufać sama sobie. Nie wiedziałam jak Shoto zareaguje po tym jak zdradziłam ją z jej bratem, po tym wszystkim co zrobiłam. Żałosne.
Podskoczyłam zaskoczona słysząc dźwięk powoli otwierających się drzwi.
Spojrzała na mnie zszokowana, smutnym pomieszanym z odrobiną wściekłości wzrokiem. Widziałam, że próbuje to ukryć, zbyt dobrze ją znam. Widziałam ten ból, okropny ból w jej oczach, tak bardzo zmęczonych i przygaszonych. Czekałam na uderzenie, bo na cóż innego miałam zasługiwać? Przymrużyłam lekko powieki i zacisnęłam zęby. Nie otrzymałam jednak ciosu, poczułam jedynie jak drobne ramiona obejmują mnie w talii i jak małe ciało przylega do mojego szarpane gorzkim szlochem. Momentalnie łzy stanęły mi w oczach.
Nie wiedząc zbytnio co się dzieje stałam jak słup soli, nawet jej nie obejmując. Ręce zaczęły mi drżeć, a list w kieszeni jakby wypalać w niej dziurę. W głowie kłębiło się tyle myśli na raz.. Dłuższą chwilę zajęło mi dojście do siebie. Jakby w transie uniosłam trzęsące się ramiona i mocno ją w siebie wtuliłam. Doprowadziłam ją do tak okropnego stanu, że ciężko mi to opisać. Nie jestem po prostu w stanie.
Poczułam bijące od niej niesamowite ciepło, czułam się..bezpiecznie. Poczułam obrzydzenie do samej siebie, bo przecież przeze mnie tyle przecierpiała, a mimo tego dalej do mnie wraca. To ją niszczy. Z oczu popłynęło więcej łez, twarz schowałam w jej włosy, ramiona dygotały, napędzane cichym, duszonym płaczem. Nasze łzy, pomieszane już ze sobą kapały na posadzkę korytarza zupełnie jak krople deszczu na zewnątrz uderzające o dach i okna. W pewnym momencie osunęłam się na kolana ciągnąc ją za sobą. Klęczałyśmy wtulone w siebie, w ciszy, w której można było usłyszeć jedynie deszcz i przerywane płaczem oddechy. Nie umiałam się uspokoić. Nie zwracałam nawet uwagi na to, że klęczymy na korytarzu w progu mieszkania, teraz liczyła się tylko ona i czas, który został jej żeby się ze mną pożegnać. Czułam w kieszeni ciężar przedmiotu, ale to nic w porównaniu do tego jaki ciężar czułam w sercu.

Pov Shoto:

Gdy stanęła w progu, świat przeleciał mi przed oczami, zrobiło mi się słabo. Osoba, którą kochamy najmocniej, najmocniej nas rani, brzmi prosto prawda? Ale takie nie jest. Nie myślałam wiele rzucając się w jej ramiona, gdy nie odwzajemniła uścisku, w sercu poczułam ten sam ścisk, który czułam za każdym razem. Nie minęło zbyt wiele czasu żebym poczuła obejmujące mnie, trzęsące się, wychudzone ręce narkomanki.
Automatycznie ścisk w sercu ustał, zastąpiony nagłym przypływem ciepła i chwilowej ulgi. Straciłam trzeźwe myślenie, nie zorientowałam się nawet kiedy skończyłyśmy klęcząc przytulone do siebie na korytarzu. Wróciła, wróciła...
Wiedząc, że coś nas niszczy nie zostawiamy tego, nie wiemy sami dlaczego. Po prostu trwamy w tym, a po jakimś czasie przestaje nas obchodzić ból, który czujemy. Czujemy go nadal, ale jesteśmy zbyt wyniszczeni, żeby cokolwiek z nim zrobić. Tak właśnie czułam się już od dawna.
Za każdym razem gdy przez chwilę wydawało mi się, że z Bakugou jest lepiej, rodziła się nadzieja, że będzie dobrze. Potem była gaszona, jednym zdaniem, gestem, wiadomością, jak płomień świecy.
Mimo, że zdawałam sobie sprawę, że to znowu może być tylko złudzenie, albo urojenie, mimo to i tak cieszyłam się trzymając ją w ramionach. Na pustym, ciemnym korytarzu i zimnej posadzce.
Brakowało mi tego.
Bliskości, ciepła.
Nawet jeśli fałszywych.
Wiedziałam, że lepiej będzie jeśli odejdę, wiedziałam, że tak powinnam zrobić, lecz nie umiałam się do tego sama przed sobą przyznać.
Czy miałam dosyć?
Owszem, wiele razy.
Starałam się o tym nie myśleć przytulając ją do siebie, uspokoiłam się, wytarłam łzy. Muszę być silna.
Dla niej, dla siebie..
Tylko po co?
Poruszyła się lekko, więc odsunełam się na moment, uniknęła kontaktu wzrokowego.
Zagryzłam nerwowo wargę i powoli wstałam z ziemi. Wyciągnęłam w jej stronę dłoń, ale wstała bez mojej pomocy, nie wiedziałam co mam mówić, co robić, stałam po prostu patrząc na pół żywą dziewczynę, czerwoną od płaczu. Dziewczynę, o którą zawsze tak bardzo walczyłam.
-Katsu ja..- wymusiłam stabilny ton głosu.
-Nie nazywaj mnie tak.- odparła, ciągle ze łzami w oczach. Schowała ręce do kieszeni.
I wypowiedziała słowa, których tak bardzo się bałam, mimo, że były one opisem najlepszej opcji dla tej sytuacji.
-Myślę, że powinnyśmy zerwać......- wydusiła z siebie. Serce stanęło mi w piersi, zagryzłam warge powstrzymując łzy. Nie odpowiedziałam jej, chociaż chciałam, chciałam przyznać się, że to najlepsze wyjście. Zdezorientowana moim milczeniem odwróciła wzrok. Popchnięta impulsem weszłam do mieszkania i zamknęłam jej drzwi przed nosem.
Osunęłam się po ścianie i zaczęłam cicho płakać zagryzając pięść do krwi. Kołysałam się w cichym cierpieniu w rytm uderzeń kropli deszczu o szybę okna.

_________________
1041 słów.

Dosyć długo nie było rozdziału, ale postaram sie pisać bardziej regularnie

Miłych wakacji słodziaki <3

☆Złoty Strzał☆ // •todobaku•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz