Część czwarta - Tylko wariaci są coś warci.

47 6 0
                                    

- Deku - krzyknął Shoto - tym samym biegnąc za królikiem. Mógłby on chociaż się odwrócić.

- Kurwa - syknął kiedy zbłąkana gałąź trzasnęła go w twarz. Shoto nie przeklinał często jednak teraz już siebie nie pilnował.

Gonił Deku już od paru minut w parnym lesie i mimo dobrej kondycji wywołanej godzinami treningów zaczynał mieć zadyszkę.

Las zaczął się przerzedzać, przez co słońce parzyło mu plecy. Panowała woń wyschniętej ściółki. Wokoło brzęczały i latały małe owady skutecznie uprzykrzając pobyt w lesie.

Kiedy Shoto był mały i kiedy jego matka, była jeszcze nie zniszczona przez jego ojca często opowiadała mu historie o magicznej krainie pełnej baśni. Wyciągała wtedy ręce do góry i poruszała nimi, jakby starając się uchwycić walki smoków. Chłopak śmiał się wtedy i dopowiadał swoje historie. Śmiał się jak szalony.
Od feralnego wypadku z czajnikiem, nie pamiętał aby tak się śmiał. Jego wspomnienia były ulotne jak motyle które widywał przez okno w domu siedząc samemu w pokoju. Zawsze miały opalizujące skrzydła z wszystkimi kolorami tęczy. Przywodziły mu na myśl wolność, której on nijak nie mógł osiągnąć.

Zdyszany przebiegł przez leśną dróżkę, aż zrozumiał że znowu zgubił królika. Jakby cała jego postać znów rozpłynęła się w głębi lasu.
Deku wyparował jak kamfora.

Mieszaniec zawiesił głowę i lekko się uśmiechnął i zachichotał. Jakby na to nie patrzeć to zabawne. Jak ten pies rzuca się za królikiem gdy tylko go zauważy. Jest jak pacynka za której sznurki pociąga zielonowłosy.

Z jednej strony kolorowowłosego niesamowicie irytował ten stan rzeczy, a z drugiej był coraz bardziej ciekaw, co będzie pierwsze. Czy on do reszty oszaleje czy dopadnie tego za którym gonił.

Przystanął przy gromadce drzew. To chyba były dęby. Wszechobecną ciszę przerywał jedynie śpiew jaskółki.

Zrezygnowany usiadł na zwalonym konarze drzewa, nie przejmując się możliwością zabrudzenia tkaniny. Ukrył twarz w dłoniach a prawą ręką, zaczął pocierać materiał tkaniny. Wymacał że dolna część jego sukienki była zrobiona z satyny i jeszcze czegoś czego nie umiał nazwać.

- A ty co tu tak siedzisz smutna skarbie - usłyszał tuż nad swoim uchem. Ciepły oddech mówiącego musnął jego śnieżnobiałą skórę.

Jak oparzony zerwał się z konaru i odwrócił się w kierunku dźwięku.
Jednak pomiędzy drzewami nikogo nie było. Zdziwiony bliznowaty przetarł oczy, aby się upewnić czy przypadkiem czegoś nie przegapił.

Jednak był sam na dróżce.

- Cóż to, nie bój się kochana - usługi mruk tuż obok swojego karku.

Znowu się obrócił, jednak znów nikogo nie było.

- Zajebiście - mruknął - znowu mam chalucynacje.

- Chalucynacje... nie był bym tego taki pewny - odpowiedział niskim tonem głos. Jego dźwięk był zwodniczo miły dla ucha, a barwa dźwięku przypominała gentelmena w garniturze i białych rękawiczkach.

Chłopak odskoczył kiedy wyczuł lekkie zaciśnięcie się na jego ramieniu smukłych palców. Przez sekundę widział zarys sylwetki, lecz po chwili i ona znikła.

Chłopak zmarszył brwi i rzucił mordercze spojrzenie na otaczający go las.
Po raz setny żałował, że nie może używać swojej mocy i dopaść tego, który z nim pogrywa.

- A po co te nerwy mi amor - usłyszał nad sobą i w końcu zobaczył swojego rozmówcę.

Nad bliznowatym, spokojnie lewitował pro hero nr.2 Hawks. A raczej jego trochę zmieniona wersja.

Todoroki w Krainie Czarów. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz