Rozdział 1

321 16 19
                                    

I patrzył z uniesioną głową na boga, który trzymał nad głową stal, która już po chwili tonęła w jego sercu, dopóki dusza nie opuściła ciała.

Rozprzestrzenianie się ognia było tak nieograniczone, jak na to pozwalała ludzka wyobraźnia. Dla ludzi, którzy ginęli od zabójczych płomieni, świat stał się niebezpieczny, przepełniony pułapkami i zagrożeniami.

Strach był ulubionym narzędziem Kosiarzy Umysłów.

Strach ograniczał myślenie ludzi i prowadził do powstania zahamowań w zachowaniu, które mogło prowadzić do ocalenia. Jednakże do tego potrzebna była energia, więc osoby pozostające w jego władaniu nie były w stanie osiągnąć czegokolwiek bez czyjejś pomocy. Gdyby mogli, szukali by silnych przywódców, sprawiających wrażenie zwycięzców nad własnym strachem, aby wyzwolili ich z jego niewoli. A najlepiej takich, którzy byli zwiadowcami...

Wiedźma Pharon stojąc pośrodku pogorzeliska nie zdążyła pożałować, iż udzieliła zwiadowcą pomocy, gdyż stal wystawała z jej piersi, a serce przestało bić.

***

W ramach praktycznego zajęcia, zanim podejmie się zbyt pochopną decyzję należy szybko przemyśleć, co chciałoby się zrobić i co chce się osiągnąć, być i zdecydować, że będzie się działało właśnie w ten sposób.

Will postępując w ten sposób został zauważony. Wcześniejsza niczemu niedowierzająca reakcja wahającego się Horace'a została zmieniona w postawę serdecznego i kochającego przyjaciela, który dawno temu porzucił pokusę i urok tego, co tandetne czy fantastyczne. Porzucił wątpliwą przyjemność płynącą z „wyrównywania rachunków". Przyjemne było dla niego celowe pozwolenie Willowi „wygrać", dzięki czemu młodu zwiadowca mógł odkryć w sobie wewnętrzną wielkość i hojność, nawet jeśli im obu groziła śmierć.

- Idę z tobą - zadeklarował Horacy. - Przecież nie zostawię cię samego z tym wszystkim.

Will wzruszył ramionami, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Właśnie uświadomił sobie, że dawno tego nie robił, ponieważ to wymagało od niego zarówno wiary jak i odwagi.

- Oczywiście, że nie. Nigdy tego nie robiłeś.

Horacy miał na to odpowiedzieć, nie pozostając dłużnym, lecz przerwało mu przyjazne rżnie zwiadowczego konika.

- Wyrwij! - krzyknął Will, a na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie z powodu niespodziewanego spotkania, gdy rzucił się do przodu, aby powitać się ze swoim przyjacielem. W końcu tyle razem przeszli. Jak mógł tak łatwo o nim zapomnieć?

No tak - pomyślał Horacy. - Ktoś tu wyraźnie tęsknił. Zniknięcie Willa wystraszyło nie tylko ludzi, którzy go znali.

- Wybacz. Puściłem to w niepamięć, ale kiedy toczyliśmy walkę z tymi twoimi Kosiarzami, Wyrwij wystartował za Kickerem w las. Ja spadłem w zarośla, zaś Wyrwij i Kicker musieli się spłoszyć. Później znalazłem obu w pobliżu okolicznej rzeki.

- Na szczęście nic im nie jest - odparł Will, gładząc wierzchowca po szyji, zaś uśmiech, którym wcześniej obdarzył Horace'a nie schodził z ust. Najwidoczniej radość z powodu ujrzenia konika okazała się silniejsza niż smutek z powodu zaginionych zwiadowców, który chwilowo odszedł w zapomnienie.

- Słuchaj, jeśli chcemy jak najszybciej odnaleźć Halta i Gilana, powinniśmy jak najszybciej wyruszyć w drogę.

- Dobrze. Wpierw powinniśmy odwiedzić wioskę. Mam nieodparte wrażenie, że coś tam znajdziemy. Coś cennego, co pozwoli nam na poszukiwania. Bo z tego co wiem, to nawet nie pamiętasz, gdzie ich ostatnio widziałeś.

- To nie tak. Leśna droga, leżąca z dala od głównych gościńców i kupa drzew jak toczka w toczkę. Sam rozumiesz.

Will machnął niedbale ręką z kpiarskim uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Jasne. W drogę.

Will i Horacy przez większość czasu zachowywali ciszę. Albo rozmawiali o sprawach ważnych albo nie rozmawiali w ogóle. Powodem było zdenerwowanie, które obaj odczuwali podczas nieobecności starszych towarzyszy. Co innego gdyby droga, którą obecnie wędrowali była drogą do domu.

- A co u Alyss? - zapytał znienacka Will.

- Alyss? - zapytał Horacy. Will dawno o nią nie pytał. A właściwie od czasu ich ponownego spotkania w ogóle o niej nie wspominał. Zupełnie jakby zapomniał o jej istnieniu. - No cóż, bardzo wpłynęło na nią to, że zniknąłeś tak nagle. Myśleliśmy, że nie żyjesz. Ona pewnie nadal tak myśli, bo skąd ma niby wiedzieć, że teraz to nie tobie groźni niebezpieczeństwo.

Will pokiwał głową na znak, że rozumie. Wyglądało jednak na to, że całkowicie pochłonął go żal. Miał nadzieję, iż tego nie widać. Mylił się. Horacy znał Willa i nie mógł nie dostrzec jego złamanego nastroju. Jak to najlepszy przyjaciel.

Kiedy dotarli do celu nie było już czego szukać. Po całej okolicy rozciągały się łzawe zgliszcza. Pozostałości po pożodze jaką zafundowali Kosiarze Umysłów. Niczego nie oszczędzili.

- Nie zdążyliśmy - podsumował Will, przełykając głośno ślinę. - Odeszli.

- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś?

- Miałem widzenie, w którym spotkałem tutaj Zacka.

- Miałeś widzenie... - powtórzył niepewnie rycerz. - W którym spotkałeś tego pacana Zacka. I przyprowadziłeś nas tutaj. No to pięknie - powiedział do siebie Horacy, nie mogąc uwierzyć w to jak bardzo jego błyskotliwy przyjaciel okazał się być lekkomyślny. Podejrzewał nawet, iż to nie będzie ostatni raz. - Niby po co? Co by to dało? - rzucił pretensjonalnie, gdy Will stał do niego plecami, trzymając w ręku kawał gruzu i oglądając go z największą ciekawością. Zajęty zwiadowca odwrócił się, spoglądając jeszcze przez chwilę na kamień, który wylądował w jego rękach. Potem przyszła kolei, aby spojrzeć na Horace'a i wyjaśnić mu parę kwestii.

- Nie wiem - powiedział szczerze. Wiedział też, że nie może zostawić przyjaciela bez nadziei. To nie było by uczciwe wobec niego. Byli przecież drużyną, której członkowie mieli współpracować. A przede wszystkim ufać sobie nawzajem. - Ale czułem, że muszę tu być, że uda mi się coś znaleźć. Czułem, że tutaj odnajdziemy wskazówkę, która pozwali nam odnaleźć Halta i Gilana, gdziekolwiek są. Gdziekolwiek ich zabrali.

- I co? - dopytywał rycerz, mając jeszcze nadzieję, że jednak coś udało się załatwić i że nie wszystko stracone. A nawet czekał cierpliwie na atak mężczyzn w czarnych płaszczach.

- I nic - odparł Will, zupełnie się nie przejmując.

Horacy pokiwał głową. Był niespokojny. Czuł, że ani on ani Will nie panują nad sytuacją.

- Wcześniej wspominałeś o tym, że Gilan i Halt zostali zabrani. Skąd niby ta pewność?

- Bo widziałem - odparł Will z przekonaniem, opuszczając na ziemię kamień, który jeszcze przed momentem trzymał w rękach.

Niech będzie rano. Przecież nie zostawię was przez cały dzień bez rozdziału. :)

Zawsze Zwiadowca (tom IV)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz