Rozdział 7

85 7 7
                                    

Presja, jaką w danej chwili odczuwał była nie do wytrzymania. Jak wielu jeszcze przez niego zginie brutalną śmiercią z rąk bezlitosnych ludzi w czarnych płaszczach?

Will skrzywił się do granic możliwości. W tej samej chwili rozbolał go brzuch, a oczy napełniły się łzami.

Horacy w tym czasie podchodził powoli i z obawą do martwego ciała gospodarza, które leżało na deskach, pławiąc się we krwi, która spływała z przeciętej ma szyji tętnicy. I gdyby nie to, że się odwrócił, aby spojrzeć, czy przyjaciel wciąż jest tuż za nim, o niczym nie miałaby pojęcia. I tkwił by w nieświadomości.

Widząc jego cierpienie, podbiegł do niego i przytulił na chwilę. Will również go objął, lecz jego uścisk był bardzo słaby, jakby wymuszony. Lecz to z tego względu, że nie miał siły. Kosiarze Umysłów w dalszym ciągu wysysali z niego każdą cząstkę energii jaką w sobie miał, ilekroć o nich w ogóle pomyślał.

- Nie zdążył nawet wydać z siebie żadnego dźwięku, abyśmy wiedzieli, co się stało - powiedział Horacy, stojąc wciąż obok przyjaciela. Postanowił, że na razie nie będzie opuszczał jego boku. Być może wtedy Will się uspokoi.

- Albo po prostu nic nie słyszeliśmy, bo gadałeś - zauważył Will, rzucając ukradkiem przyjacielowi obrażone spojrzenie.

Horacy miał już coś odpowiedzieć, jednak puścił tą uwagę mimo uszu.

- Z jakiegoś powodu wiedzą, gdzie cię znaleźć - ciągnął dalej Horacy, nie zważając na humory młodego zwiadowcy. - No i nie wahają się zabić tego, kto miał z tobą styczność. Jeśli pojedziemy do Malcolma, to i jego narazimy na niebezpieczeństwo. A do tego nie możemy dopuścić. Jest naszym przyjacielem. Poza tym zrobił dla nas zbyt wiele, aby wystawić go na pożarcie tym wampirom.

I wtedy Will doznał jakby przebłysku geniuszu. Horacy miał rację. Will powinien przede wszystkim chronić przyjaciół, bo to nie była ich wojna.

- Horacy - odezwał się Will. Jego stonowany głos w ogóle nie zdradzał tego, co zwiadowca zamierzał powiedzieć. - Ja nie chciałabym, aby to spotkało również ciebie.

Horacy poczuł jak ogarnia go gniew.

- O czym ty mówisz? Nie chcesz chyba...

Will zdecydował się przerwać wywód towarzysza, który chyba nie wiele wiedział o zagrożeniach ze strony mężczyzn w czerni. Will ich znał. Wiedział, co im grozi.

- Myślałem o tym już dawno. Nie obraź się. Jesteś naprawdę wspaniałym wojownikiem, ale ich jest zbyt wielu i są podli. Nie mają żadnych zasad. Zabiją każdego, kto wejdzie im w drogę. A im dłużej ze mną jesteś, tym więcej wiesz, a im więcej wiesz tym bardziej grozi ci niebezpieczeństwo.

Horacy miał nadzieję, że się przesłyszał. Nie dowierzał temu, co właśnie usłyszał z ust swojego najlepszego przyjaciela.

- Zwariowałeś? Przecież oni właśnie tego chcą. Chcą abyś czuł presję i poddał się ich woli. Nie możesz tego zrobić, bo przegrasz tę grę. Przegrasz i zginiesz tak jak pozostali. A jeśli ty możesz się narażać to ja również.

- Ale oni chcą mnie - odparł Will z opanowaniem. Czego nie można było powiedzieć o jego towarzyszu.

- Tak. Ale dlaczego tak bardzo im na tobie zależy?

Will znał odpowiedź i nie wahał się udzielić informacji. To, co wiedział było pewne.

- Bo za dużo wiem. Ich potęga polega na powiązaniu wielu szokujących tajemnic. A co najgorsze, mają w swoich szeregach naprawdę dobrych zabójców. - Potem Will zbliżył się do rycerza na tyle, na ile mógł, chwycił go za ramię i przycisnął swój palec do ust, nakazując milczenie. - A jeśli chodzi o nas, powinniśmy się już stąd zwijać. Posłuchaj, musimy poszukać jakiegoś wyjścia. Tak na wszelki wypadek. Nie mam zamiaru wystawiać się Kosiarzom.

Nie podejrzewał jednak, że już jest wystawiony na ich atak. Nim się obejrzał, mężczyzna w czarnym płaszczu rzucił się na niego i oboje wylądowali na ziemi, tuż obok stygnących zwłok gospodarza.

Horacy poczuł w sobie przepływ niewyobrażalnej siły. Zaszedł tajemniczego mężczyznę od tyłu i całą siłę jaką zdołał w sobie skumulować, odepchnął go. Ten zaś poleciał na ścianę, odbił się, a potem upadł oszołomiony. Lecz to nie był jeszcze koniec.

Horacy na poprawkę kopnął go w skroń tak, że Kosiarz Umysłów na dobre stracił przytomność.

- Will, wszystko w porządku? - zapytał rycerz, klęcząc obok towarzysza i pomagając mu się podnieść.

Młody zwiadowca otworzył zszokowane oczy. Zaś jego dłonie powędrowały do szyji, na której czuł jeszcze silne ręce mężczyzny w czerni. Jego ciało drżało, gdyż nie wiele dzieliło go od śmierci. Mógł tak łatwo zostać zabity. Na szczęście Horacy był przy nim.

- Chciał mnie udusić, kiedy chybił i nie udało mu się mnie zabić. Zostawiłem ocalony.

Will podniósł na przyjaciela oczy pełne wdzięczności, ale i nieprzeminionego lęku, a potem wstał na złamanie karku, w dalszym ciągu dotykając się za gardło.

Rycerz objął towarzysza ramieniem, przyciągając go do siebie. Zdał sobie sprawę, iż często przytulał tak Cassandrę. Teraz zaś przytulał przyjaciela, patrząc na nieruchome ciało mężczyzny w czerni.

- Zwiewajmy stąd. I to jak najszybciej - powiedział Horacy, mając świadomość, że najwyższy czas się ulotnić. Will wiedział o tym, jednakże...

- Nie możemy go tu zostawić - zaprotestował, nie wiedząc jak ma powiedzieć rycerzowi to, co zamierzał zrobić. - Jeśli tu zostanie będzie dalej sprawiał kłopoty. To zabójca.

Horacy westchnął przeciągle, stojąc przy drzwiach i chcąc w końcu wydostać się z pułapki. Właśnie miał zamiar wyjść, lecz zanim to zrobił, postanowił odpowiedzieć.

- Co chcesz niby zrobić? Zaprosić z serdecznością do grupy i poprosić, aby nas jednak nie zabijał? Czy może pominął byś tą kwestię, poprzestając jedynie na życzliwej propozycji wspólnej wędrówki?

Nim Horacy się obejrzał, Will dzierżył w dłoni swój nóż, który już po chwili był zatopiony w piersi Kosiarza Umysłów. Zwiadowca miał nadzieję, że to był Zack. A potem go rozbroił, pozostawiając jego ciało całkowicie bezbronne.

***

Ich celem było zejście do piwnicy, gdzie panował półmrok. Na szczęście nie taki jak w bezgwiezdną noc, jaką przeżyli. Schody były strome, a dookoła widać było jedynie półki na żywność i beczki z alkoholem.

- Idealne miejsce na zasadzkę - stwierdził Horacy, badając otoczenie podziemnej części gospody i podążając przed towarzyszem w dół.

- Tamten mężczyzna w lesie też tak myślał i zobacz jak skończył. Nawet nie został pochowany. Zgnije tam jak jakaś padlina albo jego truchło dopadną dzikie zwierzęta.

- Myślę, że to bardzo pesymistyczna wizja.

Wtedy usłyszeli cichy płacz. Tak cichy, jak ciche były piski mysz, biegających po zimnej posadzce.

Okazało się, że pomiędzy beczkami z winem, w cieniu pod ścianą siedziała drobna dziewczyna, skulona jakby z przestrachu i ukryta przed niebezpiecznym światem.

- Kim jesteś? - zapytał Horacy, mrużąc oczy. Za nim stał Will, wpatrując się z ciekawością w postać młodej dziewczyny, która zawróciła mu w głowie. Tak bardzo tęsknił za Alyss, a ta dziewczyna obudziła w nim pewne uczucia.

- Widziałam ich już wcześniej - odezwała się drżącym głosem. Płakała. - Krążyli wokół gospody. Ojciec kazał mi się schować, więc uciekłam. A potem usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zjawiliście się wy.

No, to macie krótki rozdział... :)

Zawsze Zwiadowca (tom IV)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz