Rozdział 1 - Pierwsze starcie z Nowym Światem

10.5K 153 17
                                    

Właśnie lądujemy. Strasznie boję się tego huku lądującego samolotu, szczególnie tak dużego jakim jest transatlantyk. Serce podskoczyło mi do gardła, a moje paznokcie chyba już zrobiły dziurę w obiciu podłokietników, które ściskam tak mocno, że nie czuję już końcówek palców. Choć bym latała z tysiąc razy samolotem to chyba nigdy nie przyzwyczaję się do startowania i lądowania i zawsze będzie mnie to stresować. Czuję jak żołądek podchodzi mi do gardła i zbiera mnie na wymioty. Właśnie poczułam mocne szarpnięcie, co oznacza, że samolot dotknął kołami pas. Teraz siła jaka mnie wciska w fotel, hamowanie ….. i już po wszystkim. Przeżyłam!!! Pasażerowie już klaszczą w podziękowaniu
pilotowi za bezpieczny lot, ja natomiast nie mogę otrząsnąć się jeszcze po lądowaniu. - Ok. Weź dwa głębokie oddechy i do dzieła. Dziś zaczynasz pracować na lepsze jutro
Wzięłam bagaż podręczny i wychodzę chwiejnymi nogami z samolotu. Chyba jestem mega blada i po tak długim locie wyglądam jak
śmierć. Moje blond włosy są „poukładane” na wszystkie strony świata, a mój tyłek już całkiem ścierpł od siedzenia tyle godzin.
Postanowiłam, że przed odbiorem bagażu zasadniczego pójdę się odświeżyć, bo nie chcę na starcie przestraszyć studentów, którzy czekają na mnie na lotnisku.
- Cholera…. A co zrobię jak nikt na mnie nie będzie czekał? Chyba usiądę i zacznę płakać. Nie mam pojęcia jak poznać ludzi, którzy po mnie przyjadą. Oni widzieli pewnie moje zdjęcia, ale ja nie mam pojęci o ich
wyglądzie. Oho, znów zaczynam panikować. Uspokój się!!! – klnę do
siebie w myślach…. - Już dobrze. No nic, nie będę martwić się na zapas.
Wchodzę do rękawa przejściem na lotnisko i … właśnie moim oczom
ukazał się ogromny terminal. Wygląda jak wielkie centrum handlowe.
W którą stronę iść? Wyłapuję wzrokiem osobę, która siedziała koło mnie w samolocie i spanikowana przyspieszam kroku, aby jej nie zgubić.
- Ok tak więc odbiorę najpierw bagaż, a potem się odświeżę – tak chyba
będzie bezpieczniej.
Tak więc mijam przeprawę paszportową w duchu modląc się, żeby nie trzymali mnie tu zbyt długo, bo zgubię mojego „przewodnika”. Ok., przeszłam. Wypatruję bagażu na wielkiej taśmie, wpatrując się
jednocześnie w otaczających ludzi. Rzeczywiście jest tu bardzo kolorowo.
Można spotkać ludzi z całego świata. Czekam i czekam, a bagażu jak nie
było tak nie ma. Mój współtowarzysz podróży już dawno odszedł ze
swoim, a ja sierotka dalej czekam. O nie, a jeśli zgubili lub ukradli mój
bagaż. Jak ja sobie poradzę z tą biurokracją, jak nawet nie potrafię
znaleźć sama toalet na tym lotnisku. Cholera, znając moje szczęście trafi
na mnie. Jak będę żyć bez podstawowych rzeczy, które umieściłam w bagażu zasadniczym. W co się ubiorę? Nie znam tam nikogo, od kogo mogłabym pożyczyć kilka ciuchów, do czasu aż znajdą mój bagaż, albo kiedy coś sobie kupię. Nie chce mi się chodzić na zakupy kiedy jestem tak cholernie zmęczona podróżą i marzę żeby wziąć prysznic i położyć się w łóżku. Już mi się wszystkiego odechciewa.
- Po jaką cholerę się tu pchałam! Mogłam siedzieć w ciepłym domku i olać palanta, który złamał moje serce.
Czuję się taka mała i samotna wśród tych wszystkich ludzi. Już łzy napływały mi do oczy kiedy zobaczyłam mój bagaż zbliżający się na taśmie. Uffff. Teraz z duchu się z siebie śmieję jaką panikarą jestem. Jakiś mężczyzna pomógł mi ściągnąć bagaż. Fajnie, że są tu jacyś gentelmani.
Położyłam torbę podręczną na walizce na kółkach i idę w końcu do wyjścia poznać pierwszych ludzi w Stanach.
Kiedy wyszłam z za zasuwanych drzwi moim oczom ukazał się
ogrom ludzi. Wielu z nich stało z karteczkami, na których widniały imiona i nazwiska osób, których szukali. Początkowo spoglądałam na każdą zkartek, jednak uświadamiając sobie ich liczbę, aż zakręciło mi się w głowie. Stałam jak wryta obmyślając sposób na znalezienie mojej eskorty.
Nagle, ktoś dotknął mojego ramienia. Kiedy odwróciłam się zobaczyłam bardzo przystojnego bruneta, który był o głowę wyższy ode mnie. No tak, z moim wzrostem 158cm, większość ludzi jest ode mnie dużo wyższa. Brunet spojrzał na mnie z troską w oczach i uśmiechnął się.
Widziałam w jego oczach, że podobam się mu, a kiedy na chwilę odpłynął w myślach, byłam już tego pewna. Spojrzałam na karteczkę z moim nazwiskiem i już utwierdziłam się, że to mnie szuka. Wiele bym dała, żeby usłyszeć jego myśli. Staliśmy tak chwilę wpatrzeni w siebie, po czym
słysząc głos cienki głos dziewczyny oderwałam z trudem wzrok od jego
pięknych oczu.
- Cześć jestem Emma – powiedziała dziewczyna o orientalnej urodzie,
długich czarnych włosach i niezwykle przyjaznym uśmiechu. Miała może z 168cm wzrostu więc była wyższa o pół głowy ode mnie.
- Cześć Emmo, jestem Ana, ale to pewnie już wiesz – zaśmiałam się do
niej.
- Jestem Stiven – wtrącił się brunet – Szukałem ślicznej dziewczyny, ale
twoja uroda powaliła mnie na kolana.
Zaczerwieniłam się i poczułam, że moje policzki zaraz się spalą z ciepła
- Nie ściemniaj Stiv. Dziewczyna zmęczyła się lotem, a ty fundujesz jej kolejny zastrzyk emocji. Flirty zostaw na później jak dojdzie do siebie.
- Spoko, miło usłyszeć komplement na start. Gdyby mój mózg pracował
na normalnych obrotach, wymyśliłabym szybko ripostę, ale na to musisz poczekać – skierowałam ostatnie słowa do chłopaka.Poszliśmy w trójkę do busa zaparkowanego na podziemnym parkingu lotniska. Stiv wziął mój bagaż wraz z umieszczonym na nim
podręcznym, więc w rękach miałam tylko torebkę. Mijaliśmy przeróżnych ludzi. Arabów, murzynów, Meksykanów, Wietnamczyków, Chińczyków czy kto ktokolwiek to był bo nie rozróżniam żółtoskórych, itd. Wiele osób było otyłych. Niektórzy ludzie wyglądali jak z innej planety. Niebieskie, różowe i inne włosy, stroje diametralnie różniące się do siebie. Jedne kobiety w futrzanych kozakach do uda, a inne ubrane tak skąpo, że prawie nic nie zasłaniało ich ciał. Ludzie w długich skórzanych płaszczach – czy oni wiedzą, że właśnie jest koniec lata? Faceci w skórzanych obcisłych
spodniach, przez które wydać wszystkie krągłości, obściskujący się
nawzajem na naszych oczach. - Fuj. Do tego nie przywykłam. - Nie jestem przeciwna związkom homoseksualnym, jednak nie przywykłam tego oglądać, bo w Polsce zwykle się z tym bardziej kryją. Pewnie przyzwyczaję
się do tego, ale na chwilę obecną jest to całkiem nowe i trochę mnie
rozprasza.
Weszliśmy do busa i właśnie ruszamy do mojego miejsca
zamieszkania. Po drodze rozmawiałam trochę z Emmą, która jak okazało się jest z pochodzenia Brazylijką. Trudno mi się rozmawia, bo nie czuję się swobodnie rozmawiając w obcym języku. Ich dialekt i liczba używanychskrótów powodują, że wiele rzeczy nie rozumiem i muszę dopytywać.
Czasem też jestem zmęczona drążeniem bzdurnych pogaduch i tylko przytakuję. Pewnie myślą sobie - co za kretynka, przyjechała do N.Y. nie
znając języka. Może myślała, że wszyscy będą mówić do niej po polsku.
- Stop. Koniec oczerniania samej siebie. Za dwa tygodnie nie będę pewnie
miała problemów z rozumieniem i mówieniem, muszę sobie dać trochę
czasu.
Właśnie dojechaliśmy do akademika. Po drodze mijaliśmy piękne
miejsca, które jak odpocznę na pewno zwiedzę, jednak przy takim
zmęczeniu materiału, gdzie jeszcze muszę dodatkowo skupić się na
rozmowie, która nie przychodzi mi wcale łatwo ze względu na różnicę
językową, nie dałam rady.
Emma ze Stivenem poszli mnie zameldować, prosząc abym poczekała. Wrócili z kluczami i zaprowadzili mnie do pokoju. Pokoik miał dwa łóżka, duże szafy, dwa biurka, toaletkę i drzwi do łazienki. Duży w porównaniu do standardów polskich akademików. Emma zaproponowała
mi, żebym zjawiła się dziś na imprezie w jednym bractwie. Mówiła, że tam są najlepsze ciacha i szkoda by było, żebym nie wykorzystała okazji
poznać nowych ludzi.
- Ana chodź, doszlifujesz swój język – po czym mrugnęła do mnie okiem.
Nie wiem czy miała na myśli język amerykański, czy całowanie, ale to nie ważne, przecież nikt do niczego mnie nie zmusi.
- Położę się zaraz, jak uda mi się wypocząć na pewno dołączę. – sama nie wiedziałam czy mam ochotę na tak szybką integrację
- Pamiętaj to jedno z bractw, gdzie są najlepsi faceci. Co prawda będą
inne, zaprzyjaźnione bractwa, ale szukaj tych z Gamma. – powiedziała z powagą
- O.K. Ale jak pójdę z workami pod oczami, niewyspana i marudna to
wcale nikomu nie zaimponuję.
- Nie będzie tak źle. Wszystko zależy od twojego nastawienia, a jak się
zmęczysz zawsze możesz wrócić.
- Postaram się dołączyć. Spytam kogoś o drogę, na pewno wszyscy tu
wiedzą o domach bractw.
Emma pisnęła radośnie i zaklaskała w ręce – To widzimy się na imprezce.
Przedstawię Cię wielu ludziom. Masz w co się ubrać
- Spoko, coś znajdę – wyszła z pokoju. Już miałam opaść na łóżko, żeby
odsapnąć, a podszedł od tyłu mój drugi towarzysz, o którym całkiem
zapomniałam wciągając się w dyskusję z Emmą.
- Hej maleńka, widzę Cię na imprezce w seksownym stroju. Już nie mogę
się doczekać. Pa – szepnął do mojego ucha, tak że poczułam lekki powiew
powietrza na swoim karku. Przeszedł mnie dreszcz, moje ciało się spięło,
na rękach wyskoczyła gęsia skórka, a ja poczułam pulsowanie między
nogami. Nie daj się zdominować, powtarzałam sobie w myślach, po czym odwróciłam się napięcie i odpowiedziałam:
- To, czy będę się jeszcze okaże. A to w co się ubiorę, to też moja sprawa
i nic Ci do tego. A co chciałbyś zostać moim doradcą modowym? Jeśli będę miała taką ochotę to ubiorę legginsy, bluzę dresową i klapki - i nic nikomu
do tego.
- Legginsy mówisz, byle by były prześwitujące, żebym mógł zobaczyć twój jędrny tyłeczek. A tak na marginesie to kąśliwa kotka z Ciebie, ale masz
pazurki. – Rozzłościł mnie tą opinią i tym, ze kazał mi ubrać prześwitujące spodnie. Dlatego długo nie myśląc, wypchałam go za drzwi żegnając się z nim na siłę.
- Dzięki za podwózkę i całą resztę, ale dobry gość to ten, który za długo
nie gości, więc żegnam! – i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Poczułam się zadowolona z siebie. W końcu opadłam na łóżko i
zaczęłam zastanawiać się czy pójść na imprezę. Myślałam też, kim będzie
moja współlokatorka i kiedy się pojawi. Może okazać się, że dojedzie
dopiero w dzień rozpoczęcia, więc najbliższy tydzień będę mieszkała
sama.
Leżąc na łóżku, rozmyślając o całej zmianie miejsca, nie wiem kiedy
zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Kiedy zbudziłam się było już chyba późno, zobaczyłam na zegarek i
była 9:30. Emma mówiła, żebym była o 8-mej, więc pewnie uznała, że
mnie nie będzie. No i utarłam nosa Stivenowi, który pewnie uznał, że
jestem nim oczarowana. Weszłam pod prysznic, odświeżyłam się.
Wyciągałam z jeszcze nie rozpakowanej torby swoją czerwoną sexy sukienkę. Wysuszyłam włosy i zrobiłam wieczorowy makijaż. Na nogi ubrałam szpile od Armaniego (które kupiłam na używanych ciuchach, bo skąd byłoby mnie stać na nowe, ale nikt o tym nie wie), wzięłam w rękę torebkę i cienki żakiecik i wyruszyłam pa podbój świata.

ZniewolonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz