0

293 16 7
                                    

- DLA NOWYCH CZYTELNIKÓW -

Przypominam, że książka jest drugą częścią mojej wcześniejszej pt. "Znaleziona Maska". Znajduje się tutaj dużo nawiązań do wcześniejszej części, więc zalecam się wrócić i przeczytać prequel.

_________________________________

Moje życie wydawało się być takie normalne i monotonne, jak sama tego chciałam. Nie oczekiwałam niczego innego, chciałam tylko wieść spokojny żywot bez przesadnych atrakcji. Naprawdę o nic więcej się nie prosiłam.

Ale gdzieś w głębi coś tkwiło. Nie wiedziałam co, ale to po prostu było, i miałam wrażenie jakby nigdy nie miało zniknąć. Uczucie, że nie pasuję do otoczenia w jakim dotychczas się znajduję, sprawiając, że nigdy nie czułam się dobrze z tym co mam.

Ale przecież to jest to, czego od zawsze chciałam. Czy faktycznie coś wewnątrz mnie się z tym nie zgadza? Czy to jest coś w stylu, co czują ludzie, którzy biorąc narkotyki i czują się wspaniale, ale i tak chcą więcej?

Zawsze towarzyszy, nie zezwalając na normalny byt, nie dając mi żadnej odpowiedzi. Zakłócając moje normalne egzystowanie.

- Keira? - dłoń przeleciała mi przed oczyma. - Keira!

Otrząsnęłam się aby w końcu zobaczyć, jak mulat usiłuje zdobyć moją uwagę.

- Ughh... - zirytowany założył ramiona za siebie. - Nigdy nie skończysz z tymi rozmyślaniami.

- No już, już. - zaśmiałam się delikatnie. - Nie narzekaj, Freddie. - oznajmiłam, ponieważ takie było jego imię.

Nawet nie wiem od kiedy zaczęłam znajomość z tym czarnowłosym, denerwującym kobieciarzem - był dobry w swoim uwodzeniu; jego przejrzyste, zielone oczy i widoczne na jego ciemniejszej skórze piegi dodawały mu uroku, tworząc magnetyzm przyciągający kobiety bez żadnych przeszkód, nie zapominając o jego przerażająco dużym wzroście i prawie że idealnie wyrzeźbionej sylwetce.

Na moje nieszczęście muszę przyznać, że był moment gdzie ów Freddie zdobył moje serce, ale to gdzieś wyparowało, gdy nasza więź polegająca na przyjaźni wzrosła. Byliśmy po prostu dobrymi kumplami.

- Nie denerwuj mnie! Wiesz, jakie okropne jest to imię! - wyprostował się i obrócił głowę w bok, dając wrażenie, iż wyglądał jak obrażone dziecko. Cały on.

"Okropne masz imię."

Niedobrze, znowu to samo. Dlaczego co jakiś czas te cholerne deja vu mnie tak prześladują? Tak częste przypadki nie należą raczej do normalnych.

- No kurwa, serio znowu? - ponownie otrząsnął mnie lekko piskliwy głos Fre, bowiem taki był jego pseudonim. Poznając każdego, przedstawiał się właśnie tym skrótem, a nie pełnym imieniem.

- Sorka, jestem trochę zmęczona. - oznajmiłam, wracając do wycierania kurzu z drewnianych półek.

Jedynym miejscem zezwalającym na spoczynek był ten stary, nieduży sklep z antykami, leżący zaraz obok parku, dwie przecznice od miejsca mojego zamieszkania.

No tak, mój... "dom". Niefajna. Niefajna sytuacja. Moja sytuacja finansowa zmieniła się, odkąd moja matka zmarła. Wszystko się posypało, ale właśnie w tym pomógł mi ten irytujący typek, któremu jestem za to wdzięczna. Niestety, nie stać mnie nawet na najniższy standard. Mieszkanie, gdzie jedynie co słychać to niezliczone kłótnie, oraz nieprzyjemny zapach dymu papierosów, którego właśnie najbardziej nie znoszę, nie jest dla mnie mieszkaniem.

Dla mnie żadnym problemem było zostać na cały dzień w owym sklepie, ale właścicielka miała do tego pewnie zastrzeżenia - nie chodzi tu o sprzeciwy typu że mi nie ufa, a raczej to, że jest to już starsza kobieta, która wręcz była zadziwiona tym jak długo chcę tu pracować. Jak ona to mówi? "Dzisiejsza młodzież by tylko leżała i nic nie robiła, ale ty taka nie jesteś". Jednakże wszystko poszło po mojemu i przekonawszy ją mogę spokojnie przesiadywać w przyjemnym otoczeniu.

- Sama siedzisz tutaj nawet po wieczorach. Weź sobie wolne. Raczej Clark nie będzie miała sprzeciwów. - wypowiedział, opierając się o półkę która właśnie co została przeze mnie wytarta z kurzu.

- Nie o to chodzi, Fre. - wybroniłam się, ale zanim mogłam skończyć, ten już mnie postanowił wyprzedzić.

- Znowu te dziwne duja... da... doj...

- Deja vu. - dokończyłam za niego, widząc, jak bardzo męczy się z tym słowem. - I tak, o to chodzi.

- Meh. Idź do psychologa... Czy coś? - oznajmił, a raczej zaproponował. Cóż... Innej rady od niego nie mogłam oczekiwać.

- Nie wiem. Nie chcę wyjść na wariatkę... - westchnęłam, opierając się o ladę. Zrezygnowana spojrzałam na zegarek, który wskazywał na późny wieczór.

- Nie idziesz przypadkiem o tej godzinie do klubu? - spytałam zdziwiona, ze względu na nocne życie Freddiego, gdzie o tej godzinie już dawno mógł balować po pięciu drinkach.

- Uh, dzisiaj nie mam na to humoru. - powiedział jakby zbity z tropu, przez co ja poczułam, że szybko pożałowałam tego pytania.

- Coś... Się stało? - spytałam zmartwiona. Skoro już temat został wszczęty, odpowiednio go zakończę.

- Nie, nic szczególnego. - stereotypowo podrapał się po karku. - Powiedzmy, że dzisiaj na spokojnie spędzę dzień z moją Kercią - po czym, ku mojemu zdziwieniu objął mnie "po kumpelsku" ramieniem.

- Skoro tak, mi to nie przeszkadza. - uśmiechnęłam się. - A...ale wiesz! Nie zatrzymuję cię, jeżeli faktycznie chcesz iść. - zawahałam się, czując, jakbym go zatrzymywała.

- Nie-e, nie ma na to szans, nie pójdę! - wykrzyczał, jakby chciał, aby wszyscy to słyszeli.

- Dobra, dobra, ale zluzuj trochę. - ponownie się zaśmiałam.

Ale nadal czułam, że to nie tak powinno być.

"Czerwony Smutek" // Hoodie // Sequel "Znaleziona Maska"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz