Rozdział dziewiąty
pełen rymów i pijackich pieśni✻✻✻
Dni ciągną się powoli, śnieg topnieje, słońce zaczyna grzać, a wiosna wita do Hogwartu na dobre. Draco w tym czasie żyje jak motyl — po prostu chwytając każdą chwilę, a że te chwile z reguły skupiają się wokół Harry'ego... To silniejsze od niego. Dlatego codziennie po śniadaniu stara się zamienić z Harrym dwa słowa, między lekcjami dyskutują o nauce, a wieczorami Draco czasami udaje się wyciągnąć chłopaka na spacer. Nazwałby go romantycznym spacerem w świetle księżyca, ale Harry stanowczo zabronił.
Ale pomimo tego wszystkiego, tych spotkań, rozmów, okazjonalnych dotknięć... Draco jest nienasycony, chce więcej i więcej. Dlatego też wpada na świetny pomysł zorganizowania pikniku.
Jest już kwiecień, przyroda budzi się do życia, idealny moment, by rozłożyć na trawie koc w czerwono-białą kratę i zaprosić Harry'ego. Usiedliby blisko siebie (w końcu na kocu nie ma zbyt wiele miejsca), rozmawialiby wśród śmiechu o wszystkich, zwierzali się z najgłębszych sekretów, Draco oczarowałby Harry'ego poezją... a potem, potem przenieśliby się w jakieś ustronne miejsce.
Plany sprawiają wrażenie wręcz idyllicznych... dopóki Draco nie otwiera swojej głupiej gęby i nie mówi wszystkiego Pansy. I jakimś cholernym zbiegiem przypadku tuż po tym okazuje się, że to nie piknik dla dwojga, ale dla całej zgrai imbecyli.
Jest Granger, Longbottom, Blaise, Teodor, głupia Parkinson, która szczerzy się zadowolona z siebie, dwójka Weasleyów, Draco... i Harry.
Gdy Draco spogląda na uśmiech Harry'ego i to jak chłopak z przejęciem rozmawia z Blaise'em, Teo i Weasleyami o quidditchu, coś ciepłego rozlewa się w jego sercu. Uśmiecha się pod nosem i stwierdza, że dla Harry'ego pocierpi. Bo kim byłby, gdyby odmówił szczęścia swojej miłości?
— Ty grasz? — Harry zwraca zaciekawiony wzrok w stronę Draco.
Pansy wybucha głośnym śmiechem, czym zarabia oburzone spojrzenie Malfoya.
— Chciał, nawet się przechwalał, że ile to on nie ćwiczył, ale jak przyszło co do czego...
W parę sekund Draco jest przy niej, by przyłożyć rękę do ust dziewczyny.
— Ani słowa więcej — warczy, spoglądając na Pansy swoim najbardziej mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Nie wiedzieć czemu, wszyscy wokół wybuchają śmiechem.
— Musisz opowiedzieć więcej!
— Nie ma mowy! — odpowiada Draco za Pansy, która odrywa jego rękę i uśmiecha się wrednie.
— Proszę?
Draco spogląda na Harry'ego, który uśmiecha się delikatnie i spogląda na niego jak anioł zesłany z niebios, by...
— Wie, jak sobie okręcić ciebie wokół palca. Zdrowie, Potter. — Pansy unosi butelkę kremowego piwa i upija łyk.
Harry wzrusza ramionami i wyczekująco spogląda na Draco, a twarz zdobi elfi uśmieszek. Draco wraca na swoje miejsce na kocu z westchnieniem.
— Zwyczajnie oblałem nabór — mówi, starając się brzmieć nonszalancko, jakby w ogóle nie obchodziło go zdarzenie z przeszłości.
— Oczywiście pominął wszystkie istotne szczegóły — prycha Pansy. — Sijana, czyli pani kapitan z największym tyłkiem świata, opowiadała, że tak się zapatrzył na pałkarza... jak mu tam było? Aleksandyr? Zresztą nieistotne. Chodzi o to, że Draco cały czas gapił się na niego zamiast na znicz, więc oczywiście zajął ostatnie miejsce ze wszystkich szukających starających się o miejsce w drużynie. Narcyza opowiadała mojej matce na herbatce...
CZYTASZ
Fiołki |drarry|
FanfictionDraco przybywa do Hogwartu wraz z uczniami Durmstrangu, by wziąć udział w Turnieju Trójmagicznym. Jego uwagę przykuwają zielone oczy, więc zrobi wszystko, by zdobyć serce tego, do kogo one należą.