✻XI✻

5.5K 443 144
                                    

Rozdział jedenasty
bo wszystko dobre, co się dobrze kończy

✻✻✻

Dni pędzą. Mijają lekcje, egzaminy, kolejne deszczowe poranki, słoneczne popołudnia i zachmurzone wieczory. A Draco każdą chwilę stara się spędzić z Harrym. W końcu teraz, kiedy są razem, nic już nie stoi na przeszkodzie.

— A kiedykolwiek coś stało? — pyta ze śmiechem Harry, gdy Draco mu to mówi. — Chyba że masz na myśli twoje głupie sposoby na podryw rodem z siedemnastego wieku.

— Gdyby to był siedmnasty wiek, porwałbym cię i pogalopował na koniu do zamku, by ukryć cię tam na wieki.

Harry całuje go. Niestety jest to bardzo krótki pocałunek, stanowczo za krótki dla Draco, bo Harry po chwili się odsuwa, a w zielonych oczach tańczą chochliki.

— A potem przeżyliśmy coś, co zowią romantycznym gwałtem?

Draco marszczy brwi.

— Nie rozumiem.

Harry całuje go słodko w policzek i opada na trawę ze śmiechem.

— Taka mała dygresja do mugolskiej literatury.

— Dla nich gwałt jest romantyczny? — oburza się Ślizgon. — Może ten szaleniec, co chciał ich wybić miał rację? — rzuca pół-żartem, ale mina mu rzednie, gdy widzi reakcję Harry'ego.

— Ta... — mówi cicho. — Może. A może nie?

— Jak mu było? Volume? Czy jakoś tak. — Draco wzrusza ramionami. — Nie pamiętam.

— Sam-Wiesz-Kto — śmieje się Harry.

— Hm?

— Bo... no, sam wiesz, o kogo chodzi! To przecież genialne!

— Nie, nadal nie pamiętam jego imienia.

Właśnie tak spędzają te ostatnie, beztroskie dni. Zajadają się smakołykami przy jeziorze, chodzą na długie spacery, wymachując złączonymi dłońmi, a Draco ma wrażenie, że nigdy nie był szczęśliwszy.

Bo Harry to taki promyczek — pełen pozytywnej energii i wszystkiego, co najlepsze. Rozświetla nawet te najmroczniejsze zakamarki Draco swoim śmiechem i delikatnymi pocałunkami.

Każda chwila, nawet ta najszczęśliwsza, musi się skończyć. W końcu tak zaprojektowany został świat.

— Jadę pociągiem. — Draco zakłada ręce na ramion i spogląda na Karkarowa spod przymrużonych powiek. — Jestem pełnoletni.

— Dobra! — Mężczyzna unosi ręce do góry w gniewnym geście. — Ale pamiętaj, że czekają cię jeszcze OWTM-y w Durmstrangu. Nie ręczę za siebie, jeśli się na nie nie stawisz w lipcu.

— Nie jestem idiotą.

— Mówisz? — wzdycha dyrektor i odchodzi sprężystym krokiem, by zniknąć za drzwiami statku Durmstrangu.

Draco z zadowoleniem wsiada do powozu, obok Harry'ego oczywiście. Wśród rozmów i śmiechów dojeżdżają na stację.

Pociąg bucha parą, Harry wsiada do środka i pociąga Draco ze sobą. Parę godzin jazdy. Parę godzin, tylko tyle zostało Draco.

— Musimy się zobaczyć — mówi z desperacją.

— Hm? — Harry nie unosi głowy znad partii Eksplodującego Durnia, w którego gra z Ronem i Neville'em.

— W wakacje — uściśla Malfoy.

— Myślałem, że to oczywiste?

Fala ulgi, która zalewa Draco jest niewyobrażalnych rozmiarów. Chłopak rozsiada się wygodniej i uśmiecha z zadowoleniem.

— Bo jest. — Schyla się i całuje Harry'ego w policzek.

Parę godzin jazdy wydaje się długim czasem, jednak gdy spędza się go w przyjemnym towarzystwie, wręcz przecieka przez palce. Dojeżdżają do Londynu, Harry jedzie do Weasleyów, a potem chce zacząć naukę na magicznym uniwersytecie, by móc uczyć obrony przed czarną magią, gdy już dostanie swoje wyniki. Draco musi napisać swoje OWTM-y, a potem zacząć przyuczać się do zawodu polityka.

— To nie pożegnanie — mówi ściśniętym głosem, gdy stoją na peronie, trzymając się za ręce.

— Nigdy. — Harry uśmiecha się słodko. — Pisz do mnie.

— Widzimy się w sobotę na Pokątnej.

Ich pocałunek na to krótkie pożegnanie, które każdy z nich tak boi się nazwać imieniem, trwa parę długich chwil.

I choć każda chwila musi się skończyć, to przecież życie trwa nadal. Harry i Draco spotkają się jeszcze raz, a potem kolejny i kolejny, i kolejny. 

__________________________________

teraz rozumiecie, o co mi chodziło ^^

z jednej strony mi się podoba, bo to ta pierwotna-pierwotna wersja, z drugiej mam niefajne uczucie, że mogłam zrobić to lepiej, ale... nie potrafię?

Fiołki |drarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz