✻IV✻

6.3K 506 409
                                    

Rozdział czwarty
w którym rządzi Pansy, a Draco się podporządkowuje

✻✻✻

— Merlinie, jego tyłek — mruczy Draco, wpatrując się w Harry'ego, który właśnie wychodzi z Wielkiej Sali.

— Draco, nie przy jedzeniu! — Pansy krzywi się, jakby właśnie zjadła cytrynę.

Blaise patrzy na Draco jak na wariata, a potem udaje, że wymiotuje. Malfoy przewraca oczami.

— Idź do swoich przyjaciół z Durmstrangu, co? — warczy Teodor. — Może oni będą chcieli wysłuchiwać o tyłku Pottera.

— Nie mam przyjaciół w Durmstrangu.

— Podpadłeś?

— Phi, po prostu nie umieją się poznać na wpływowej osobie.

— Czyli zacząłeś chwalić się bogatym tatusiem — wzdycha Pansy.

— Ej! — Draco mrozi ją wzrokiem, ale dziewczyna jedynie wystawia mu język i skupia się na jagodowej babeczce.

— Z Potterem też tak zrobił! — wspomina Blaise. — W jeziorze, pamiętacie?

Cała trójka wybucha śmiechem, tylko Draco podpiera brodę i siedzi naburmuszony.

— Testowałem grunt — mamrocze, ale wywołuje tym jedynie kolejną salwę śmiechu. Pansy parska tak mocno, że z ust wylatuje jej kawałek babeczki. Zatyka szybko usta obiema dłońmi i rozgląda się zarumieniona, czy ktoś nie widział.

— Tak w ogóle... — zaczyna Draco, patrząc stronę wyjścia Wielkiej Sali, w którym przed chwilą zniknął Harry. — Kim jest ta dwójka Gryfonów, z którymi ciągle łazi?

— A co? Znowu testujesz grunt? — drażni się Blaise, ale Pansy uderza go w ramię. — Ej! Za co?

— Nie zabieraj mi okazji do plotek! — mówi, po czym zwraca się w stronę Draco ze świecącymi oczami. — Ta z burzą włosów na głowie...

— Która nigdy nie widziała szczotki?

— Właśnie. — Pansy uśmiecha się z zadowoleniem. — To Granger. Szlama. — Dziewczyna krzywi się brzydko.

— Musisz przestać tak wykrzywiać tą twarz, będziesz jeszcze brzydsza — mówi Draco, a Blaise rechocze głośno, czym zarabia kolejne uderzenie od Pansy.

— A to za co?

— Już ty dobrze wiesz.

— Podążając tą logiką, to nie powinnaś walnąć Draco? — mówi urażony Blaise.

Pansy wzrusza ramionami i uderza Draco.

— Ała! Musiałaś? — Draco spogląda na nią jak zraniona łania.

— Dla zasady, zresztą nieważne! Obgadywanie! Skupmy się na tym. To jest rzecz najważniejsza w tym momencie, nie głupia, urażona męska duma.

Draco kiwa głową, bo chce się dowiedzieć czegoś więcej o przyjaciołach Harry'ego, a Pansy uśmiecha się zadowolona.

— Więc Granger myśli, że może więcej i jest najmądrzejsza, bo czyta książki. Prawdopodobnie kręci z tym rudym, a przynajmniej chce, ale żadne nie ma jaj, by zacząć. Wolą się gryźć niczym kundel. Granger jest znana z bycia idealną panią Prefekt Naczelną... naprawdę, aż mnie mdli na samą myśl o jej oceniającym wzroku. A teraz — Pansy klaszcze w dłonie — wisienka na torcie, czyli Ron Weasley. Zdrajca krwi, który niezbyt radzi sobie w magii, powiedziałabym, że trochę przygłupi. Najbardziej znany z tego, że włóczy się z Potterem. Biedny jak mysz kościelna, tuzin rodzeństwa, nie wróżę mu świetlanej przyszłości.

— I Harry się z nimi zadaje? — pyta Draco, marszcząc brwi. Nie chce mu się wierzyć, że jego cudowny Harry ma takich beznadziejnych przyjaciół, a odrzuca Draco, który przecież jest lepszy w praktycznie wszystkich liczących się aspektach.

— To idiota z irracjonalnym kompleksem bohatera... — zaczyna mówić dziewczyna, ale przerywa, gdy widzi karcący wzrok Malfoya. — No co?

— Wyrażaj się z szacunkiem.

— Nie obrażam przecież, no! To szczera prawda, mogę to powiedzieć z ręką na sercu, naprawdę!

— Ale prawda widziana twoimi oczami — wytyka Draco.

— A czyimi oczami mam niby patrzeć, co? Teo, mam tobie wydłubać gały, by zadowolić mości księcia z Durmstrangu? — prycha.

Nim Draco zdąży odpowiedzieć na stół przylatuje rodzinny sokół z paczką i listem od ojca.

— Lucjusz tęskni? — Blasie gryzie grzankę posmarowaną miodem i oblizuje usta, chrupiąc. Pansy krzywi się z obrzydzeniem i patrzy na okruszki, jakby chciała je zabić.

— Raczej wydaje rozkazy — zauważa Teodor ze złośliwym uśmieszkiem.

Draco jednak nie zwraca uwagi na przytyki przyjaciół, skupiony na treści listu, która jest tak istotna.

— Idę porozmawiać z Karkarowem — mówi, wstając i wychodzi z Wielkiej Sali szybkim krokiem, a w ręce zaciska list. Idąc, patrzy dumnie przed siebie, ale w środku wszystko się skręca z przerażenia.

W co on się wpakował, do cholery?!

— Draco! Czekaj!

Odwraca się, by napotkać te niesamowicie zielone oczy i już pamięta, dlaczego bierze udział w tym turnieju i dlaczego warto poświęcić nawet swoje życie.

Harry stoi niepewnie i co chwilę odwraca wzrok, co niesamowicie irytuje Draco, bo chciałby bez przerwy patrzeć w najpiękniejsze oczy świata.

— Hej — mówi Draco, uśmiechając się najlepszym uśmiechem, który sprawia, że wygląda jak przystojny młodzieniec (a przynajmniej tak zwykła mówić jego matka).

— Hej — odpowiada Harry z delikatnym uśmiechem czającym się w kącikach ust. — Nie powinienem ci tego mówić, w końcu reguły, ale w sumie dzisiaj Hermiona powiedziała, że nigdy na nie nie zważałem i w sumie, cholera, miała rację, więc... — Harry wykręca palce, wbijając wzrok w ziemię. — Pierwszymzadaniembędąsmoki.

— Przepraszam, co? — Draco bezskutecznie próbuje rozszyfrować taką ilość słów wypowiedzianych na raz.

Harry bierze głęboki wdech.

— Smoki. To pierwsze zadanie.

— Ach. — Twarz Draco rozjaśnia się. — Schlebia mi, że tak się o mnie troszczysz.

— Więc nie zgiń, okej? Bo będę czuł się tak winny, że przyjdę w zaświaty specjalnie, żeby cię zabić, aby moja wina miała jakiś sens, rozumiemy się?

— Jasne jak słońce, kochanie. — Draco nachyla się lekko, by spojrzeć prosto w zielone oczy.

Harry rumieni się mocno.

— To... powodzenia — mówi i ucieka.

Draco stoi na korytarzu z ciepłym uśmiechem, wpatrując się w plecy oddalającego się Gryfona. Nie ma serca mu powiedzieć, że wiedział o smokach od ojca.

— Uroczy i, o Merlinie, ten tyłek — mówi do siebie, po czym wzdycha, spoglądając na list w dłoni. Czas porozmawiać z Karkarowem i przygotować się na spotkanie ze smokiem. 

________________

walczę z pokusą, by nie zapisać nazwiska naszego drogiego Igora jako Kraków, czas porozmawiać z Krakowem, kochani~!

okej, więc nie umiem trzymać terminów. bo jak myślę, że macie czekać tak długo na tak krótki rozdział, to mi smutno. a jak mi smutno, to potrzebuję komentarzy na rozchmurzenie i publikuję rozdział. prosta matematyka. 

plan jest taki, że będę wrzucała rozdział dziennie. enjoy. hmm... nie mogę się zabrać do napisania tych ostatnich rozdziałów i chyba nie chcę kończyć tej historii? nie wiem, to chyba głęboko w podświadomości siedzi, bo ja chcę już to skończyć i iść do Symfonii, ale nie mogę. lol, ja się zaczęłam uczyć, żeby nie pisać, omg. czy to już choroba? 

kocham Pansy w tym fanfiku, absolutnie kocham.

Fiołki |drarry|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz