Rozdział 2: Co tam się, do cholery, stało?

200 5 0
                                    

Lea's POV

Stanęłam niepewnym krokiem na bladoróżowej werandzie i popatrzyłam na jego słodkie loczki. Odwrócił się z uśmiechem na ustach. Tak jak zawsze podszedł do mnie i ucałował w czoło. 

-Jak tam słodka?-w końcu zagadłął-Jak się spało?

-Dobrze, nie zważając uwagi na to, że jest już późnie popołudnie i... -nie dokończyłam zbliżając nas do siebie niebezpiecznie blisko-...i tak się składa...-musnęłam lekko jego wargi.

-Że? Co się tak składa?-spytał korzstając z okazji, gdy oderwaliśmy się od siebie, po czym od nowa złożył go na moje usta.

-Że będę żyć ze świadomością, że dziś długo nie pójdę spać-pisnełam odsuwając się od niego, lubię sprawiać mu takie psikusy. W odwiecie podszedł do mnie i zaczął niemiłosiernie mocno łaskotać. Nagle coś nam przerwało, długi dwięk, albo bardziej kilka krótkich urwanych jak, jak...

-O cholera!- wymsknęło mi się, gdy otworzyłam oczy i spojrzałam na budzik, który piszczał w niebogłosy. Było na nim dokładnie moja śmierć, 4 diabelskie cyfry: 07:10. Nie wiem ile razy musiała zadzwonić drzemka ale już miałam dość tego dnia. Chciałam wstać dziś wcześniej by móc umyć na spokojnie włosy, zjeść, ubrać się i pomalować, a może nawet zakręcić włosy by nie wyglądać jak siódme nieszczęście. Jednakże moja leniwa strona miała moje pomysły w tyłku i wolała pospać jeszcze jakieś... no nie wiem dwadzieścia minut dłużej! Zła sama na siebie skarciłam się w myślach i wyparowałam spod ciepłej pierzyny. Potykając się oczywiście o kartony, a jakże by nie, doczłapałam się do łazienki i wskoczyłam pod prysznic pozbywając się potu z mojej skóry. Po wyjściu umyłam zęby, pozbywając się 'morning breath', rozczesałam włosy moją kompaktową wersją Tangle Teazzer i wysuszyłam je suszarką. Zajeło mi to sporo czasu, więc stylizacją były rzeczy, które miałam pod ręką-czarne legginsy, czarny top i sweterek-czarny, naturalnie. Zrobiłam szybki makijaż starając się nie analizować ilości moich krost tylko przykrywając je lekko korektorem. Nałożyłam szary cień na dolną powiekę, by podbić ich obramówę i pociągnęłam po cienkich wargach miętowym eos. Włosy poprawiłam rękoma i zbiegłam na dół wkładając w locie skarpetki pumy. Wzięłam do ust banana i przywitałam się z domownikami. Rodzice jeszcze dziś zostają w domu i będą mogli zostać z Colinem w domu. Zabrałam jeszcze jabłko, by mieć co wrzucić na ząb do lunchu i zabrałam torbę, po którą musiałam się wrócić na górę. Wzięłam moją za dużą dżinsową kurtkę i przewiesiłam przez ramię. To nie jest tak, że jestem jakimś punkiem, emo czy nie wiadomo co albo heavy metalówą albo gorzej jakąś dziewczyna z depresją! Nie, ja po prostu uważam, że inny kolor zwyczajnie w świecie mi nie pasuje, a czarny cóż, jest odpowiedni, tak myślę. Wyszłam z impentem trzaskająć frontowymi drzwiami i rzucilam za sobą tylko zwykłe "hej" i przemieżałam drogę wartkim krokiem. Było całkiem ciepło, przyjemnie i dość słonecznie, a ja puściłam po prostu muzykę Lil'a Wayne'a na odtwarzaczu. Okolica wydawała się całkiem spokojna, trochę szara i statyczna ale miła, w każdym razie podobało mi się to co widziałam z wysokości metra sześćdziesiąt ile dane było mi mieć. Nie śmiejcie się ze mnie, nie moja wina, że jestem mikrusem. Ani się nie spostrzegłam, a stałam już pod dużym ceglanym budynkiem z napisem "Kings Secondary School of London"*. Mój żołądek zakoziołkował ale muszę być dzielna, więc dziarsko przeszłam przez bramę i od razu tego pożałowałam. Spojrzałam na grupki, które potworzyły się pewnie w zeszłych rocznikach-szaleni naukowcy w swetrach w serek i koszulach zapiętych pod samą szyję, kujonki w habitowatych spódnicach, jakaś zwyczajna grupka przyjaciół wyglądająca na całkiem noralnych, kółko muzycznie(?) nie wiem, ale każdy przytaskał ze sobą jakiś puzon czy bóg wie co. Przechodząc tak sobie i komentując w duchu ludzi nie uszła mojej uwadze jedna największa grupa, a w zaszadzie dwie- sportowcy aka mięśniaki aka bad boy aka dresy i cheerlederki inaczej po prostu tapeciary z ustami glonojadów. Zdziwiłam się dość, oj, bardzo mocno, gdy ujrzałam między nimi normalną brunetkę bez sukienki do pół uda. I właśnie dlatego żałuję, że tu jestem-bo wyglądam jak brzydkie kaczątko. Odwróciłam od nich mój smętny wzrok bo zwyczajnie im trochę zazdrościłam-wyglądu, przyjaciół, widzianej gołym okiem popularności i może pewności siebie? Nie ważne. Ruszyłam do przodu kierując się w stronę grupki i drzwi wejściowych. Już chciałam je popchnąć, gdy zaczął wibrować mój telefon. Odsunęłam się od nich i podjełam szybką decyzję, do której grupki się zbliżyć-popularsów czy jakiś emo wyrzutków tak sądzę. Wybrałam pierwszą opcję nieznacznie się do nicg dosuwając i wyjmując niezgrabnie telefon z kieszonki sweterka.

TryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz