Dzień 6

116 15 0
                                    

Następny dzień zaczęliśmy od poszukiwań Felix'a.

Nawet nie zjedliśmy śniadania, a już zaczęła się seria niespodzianek.
Najpierw okazało się, że 2 moje różańce gdzieś zniknęły na kilka godzin, potem zauważyłam brak notatnika, który po powrocie do mnie, miał powypisywane łacińskie klątwy, a na końcu pojawił się jakiś demon, który oczywiście nam groził.

-Udany dzień się zapowiada...-mruknęłam z ironią

Nikt nie powiedział ani słowa, by mnie nie prowokować.

-Zajebisty dzień się zapowiada, nieprawdaż?-rzekłam ni to do moich towarzyszy, ni to do siebie

Bardziej to było do demona.

Nie wiem co mną kierowało, by mówić do siły nieczystej, niemniej jednak trochę mi ulżyło.

-Zabiję się chyba.-mruknęłam, a moja wypowiedź kipiała złością

-Może on to robi specjalnie?-zapytał Jack

Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.

-Nie, on tego nie robi specjalnie.-powiedziałam z sarkazmem wychuwalnym na kilometr

-Już, już, spokojnie.-rzekł chłopak, podnosząc ręce w geście kapitulacji-Nic już nie mówię.

-I dobrze.-mruknęłam-Dla swojego pieprzonego bezpieczeństwa lepiej nic nie mów.

W kuchni-bo tam przebywaliśmy-rozległa się, przecinająca powietrze niczym miecz, cisza.

-Może by ktoś rzucił jakąś mądrą radą bo ta cisza mnie cholernie denerwuje.-rzekłam, podpierając głowę na dłoni, załamana całą zaistniałą sytuacją

Nagle, z całej tej dłużącej się niemiłosiernie ciszy, wydobył się krzyk kogoś z sypialni.

Wszyscy podnieśliśmy jednocześnie głowy i jak na komendę wykrzyknęliśmy:

-Felix!

W trójkę rzuciliśmy się w kierunku wskazanym przez krzyk.

Gdy weszliśmy do pomieszczenia zastaliśmy tam naszą zgubę-przerażonego(jak zwykle)Felix'a.

-Felix, co się stało? Gdzie byłeś?-spytałam

-On... Demon... Ja... Mnie...-tylko tyle zdołał wydukać, cały czas trzęsący się chłopak

-Demon go porwał...-wydedukowałam ze "zdań" wypowiedzianych przez bruneta

-Tak!-wykrzyknął Felix, jakby na potwierdzenie moich słów

-Groził ci?-zapytała Lena, a, gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi, mruknęła:

-Tak...

-Hmm...-rzekłam-Mam pewną teorię, ale ją zweryfikujemy później. A teraz, wszyscy spieprzać na śniadanie.

***

Po śniadaniu postanowiliśmy podpytać Felix'a o to, co wydarzyło się dzień wcześniej.

Dowiedzieliśmy się tylko tyle:

Felix położył się spać razem z nami, a obudził się w dziwnym pomieszczeniu, przywiązany do krzesła. Przyszedł jakiś demon i groził mu. Na koniec kazał przekazać Felix'owi, że, cytuję: "Jestem mu potrzebna. Nie obchodzi go to, że jestem najbardziej chroniona. I tak będę jego." oraz "Ja doskonale wiem kim on jest, a raczej, był za życia.", koniec cytatu.

-Cytując Roberta Lee Frosta-"Najlepszym wyjściem z trudnej sytuacji jest przejście przez nią."-rzekłam

-Co masz na myśli?-spytała Lena

-Musimy dowiedzieć się, o co chodzi temu demonowi.-odpowiedziałam

***

Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Zaczęliśmy kolejny raz przeszukiwać dom. Ja znowu powędrowałam na górę i znowu zaczęłam szukać w pokoju kolejnych dokumentów, które by nam pomogły rozwiązać "zagadkę".

Tym razem w pomieszczeniu znalazłam więcej dokumentów, niż poprzednio.

"Jakim cudem ja ich wcześniej nie widziałam?" pomyślałam.

Uderzyłam się delikatnie w głowę.

-A no takim cudem, że wcześniej poszłaś pokazać tamte dokumenty reszcie, Annabelle.-rzekłam sama do siebie

Rzuciłam dokumenty na podłogę, po czym sama na niej uklęknęłam.

Pierwsza kartka. Akt zgonu.

-Intryguje mnie tylko, jak on się tu znalazł, skoro dzieciak najprawdopodobniej zmarł w psychiatryku.-mruknęłam

Druga kartka. Akt urodzenia.

Trzecia kartka. Kopia akt policyjnych...

Wróć!

Jeszcze raz wzięłam do ręki akt urodzenia.

-Bla, bla, bla. Mark Southley, urodzony 20.01.1909 roku... Zaraz, zaraz... SOUTHLEY?!

***

-Ludzie!-rzekłam, a raczej krzyknęłam, na wstępie-Mam news'y!

-Jakie?-spytał Jack

-Bier to do łapy i czytaj. Tylko na głos.-odpowiedziałam, wpychając chłopakowi dokumenty do ręki

-Akt zgonu...

-Nie to! Te drugie!-rzekłam, przerywając mu

-Akt urodzenia. Mark Southley, urodzony dnia 20.01.1909 roku w...
-Tyle wystarczy!-przerwałam mu

-Co w tym nadzwyczajnego?-spytał brunet

-To, że moi prapradziadkowie nazywali się Southley.-rzekłam

-Eee...-Jack chciał chyba coś powiedzieć, ale wyszło mu to bardzo nieudolnie

-Czyli, że...-zaczęła Lena

-...on chce mnie bo jestem jego rodziną.-dokończyłam za nią

Usiadłam na kanapie, opierając łokcie o stół oraz kładąc głowę na dłoniach.

-Czekaj... Czyli, że twój pradziadek chce cię zabić...-zaczął Jack

-...aalbo zrobić coś gggorszego...?-dokończył, częściowo pytając, wystraszony Felix

-Co może być gorszego od śmierci?-spytał Jack

-Gwałt...-odpowiedziała Lena

-Oł...-"stwierdził" brunet, zakończając temat

-Załamania dostanę...-szepnęłam

Reszta dosiadła się do mnie. Przez chwilę siedzieliśmy w całkowitej ciszy.

-O patrzcie!-rzekłam, wstając oraz biorąc zgubę do ręki-Moje 2 różańce się znalazły!

><><><

I'm back!!!

W końcu udało mi się napisać rozdział.

Gdyby nie brak weny, to next byłby o wiele wcześniej, ale... sami rozumiecie.

Podoba się? Mam nadzieję, że tak ^^
Do następnego.
Harley~

7 dni grozy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz