[szpital]
Do budynku, który nazywam szpitalem trafiłem 8 lat temu. Jest on ogromny, ma wiele pomieszczeń, w większości pustych i setki korytarzy. Mój „pokój" znajduje się na 1 piętrze. Sa tu nawet podziemia, tam schodzę na badania. Na zewnątrz jest ogromne podwórko, w którym często przesiaduje wraz z Col- Carol. Oprócz mnie, Col, lekarzy, ochrony i grupki stażystów z którymi nie wolno mi się spotykać, nie ma tu nikogo. Zawsze byłem odizolowany, więc nie trudno było mi przyzwyczaić się do małego grona znajomych. Odwiedza mnie tutaj też brodaty starzec- Blaise, którego poznałem jeszcze zanim przyjechałem.
[rodzice]
Każdego dnia odkąd tu przybyłem pytałem się co z tatą i mamą. W liście który mi wysłali był tylko jakiś adres:
7/12 Greenrose, PaintownNic mi on nie mówi. Może mógłbym się dowiedzieć więcej, ale niestety moje możliwości podróżnicze kończą się wraz z końcem ogrodu. Nikt nie przekazał mi żadnych informacji o moich rodzicach. Kiedy przyjechałem zajęła się mną pielęgniarka. Powiedziała że rodzice wysłali mnie do specjalnego internatu. Z początku było ciężko, ale po jakimś czasie przestałem się przeciwstawiać, z myślą że kiedyś napewno po mnie wrócą.
Niecałe 3 lata później Blaise oznajmił o tragicznej śmierci Darrena i Lauren (niby w wypadku samochodowym). Gdy usłyszałem co powiedział, nie mogłem w to uwierzyć. Oskarżyłem go o kłamstwo, całe moje ciało przeszył ogromny chłód i zacząłem niszczyć wszystko co stanęło mi na drodze.
[moc]
Wtedy pierwszy raz poczułem, jakbym panował nad tym co we mnie jest. Potrafiłem skierować swoją siłe w dany obiekt a później pchnąć go (nie dotykając) tak daleko i mocno, by napewno nie przetrwał upadku. Mój tryumf nie trwał długo, ponieważ w pewnym momencie puściłem z ręki fale energii w stronę jednego z ochroniarzy. Upadł na ziemię. Był to ostatni raz kiedy widziałem, żeby się ruszał. W tamtym momencie od razu nasunęła mi się ta myśl: Zabiłem go.... Zabiłem kogoś. Napewno był to czyjś ojciec lub syn... nie mogłem pozbyć się tego uczucia winy. Nie ma usprawiedliwienia dla takich rzeczy...Col mówi, że lekarze od razu się nim zajęli, a potem wziął urlop, ale ja wiem co widziałem. Tego nie dało się przeżyć. Gdy w tamtej chwili zobaczyłem co zrobiłem, natychmiastowo zaprzestałem i opuściłem bezwładnie ręce. Reszta ochrony szybko podbiegła do mnie, wbiła w ramię cienką igłę, wpuszczając mi do organizmu jakąś ciecz, nałożyła kajdanki i zaniosła do pokoju. Wtedy siedziałem tam bardzo długo. Przy miesiącu przestałem liczyć. To co przeszedłem wcześniej w domu, nie mogło się z tym równać. Właśnie tam spędziłem moje 12 urodziny.
[strach]
Wychodziłem tylko raz w tygodniu, (oczywiście dostając znieczulenie przed wyjściem) robić jakieś testy. Na rękach miałem założone dwie czarne, metalowe bransolety. Blokowały one w jakiś sposób moją energię, wiem bo próbowałem jej użyć. Chociaż od tamtego czasu przestałem się narażać na sytuacje, w których mógłbym potrzebować mocy. Obiecałem sobie, że nikogo już nie skrzywdzę.Carol odwiedzała mnie wtedy codziennie, lecz nie chciałem żadnego towarzystwa. Siadała zatem przed drzwiami, próbowała pocieszać, powtarzała że to nie moja wina i opowiadała jak wyglądał jej cały dzień. Ja leżałem na łóżku i patrząc bezcelowo w wielką szarą ścianę czułem jak jej słowa przechodzą przez małą szparę w drzwiach i odbijają się pomiędzy zimnymi, stalowymi ścianami pokoju.
Po jakimś czasie wyszedłem. Mogłem znów spędzać czas wszędzie ale na noc musiałem wracać do małej zimnej celi. Tak zostało do dzisiaj.
To już 4 rozdział. Postanowiłam podzielić go na 2 części. Mam nadzieję, że nie przynudzam heh, ale chcę żebyście mieli obraz tego jak wyglądało dzieciństwo bohatera zanim przejdziemy do czystej akcji, by móc później zrozumieć jego wybory patrząc na to co przeżył. Jeśli wam się spodobało lub macie jakieś uwagi zostawcie komentarz<3
CZYTASZ
Nathan
Fantasy17 Chłopak odkrywa że ma w sobie ogromną siłę którą duszono w nim od dzieciństwa. W końcu przestaje z nią walczyć. I staje się kimś kogo sam się obawiał.