Kiedy Adrien dostrzegł Chloe, lawirującą wdzięcznie w morzu eleganckich sukien i garniturów, uśmiechającą się słodko do każdego mijanego osobnika płci męskiej, nie spodziewał się, że to dzisiaj.
— Musimy stąd zwiewać — odezwała się, stając przed nim w płytkim ukłonie. Jej szept mieszał się z dźwiękami fortepianu, drobna dłoń wygładzała niewidoczne zmarszczki żółtej spódnicy, którą Adrien jeszcze kilka godzin temu określił zbyt odważną i jaskrawą jak na bal.
Oderwał tę znajomą dłoń od materiału i uniósł do swoich ust, nachylając się wolno; z boku musiało wyglądać to na dobrze przemyślany z jego strony gest adoracji.
— Panienko Bourgeois — uniósł delikatnie ich złączone ręce, obejmując ramieniem jej wciętą kibić. Obrócił ich z finezją, prowadząc pewnie na parkiet, kręcąc się z wdziękiem między pozostałymi parami. Wszelaka szlachta, każdy gentleman i dama, usuwała im się z drogi, robiąc miejsce na taniec księcia i księżniczki.
Adrien pozwolił sobie przyciągnąć Chloe trochę bliżej.
— Co się stało? — spytał, starając się, by jego ruchy były miękkie i łagodne. Szeptał Chloe do ucha, a ona zachichotała usłużnie, jakby właśnie obdarzył ją czarującym komplementem.
— Są tutaj — odparła, uśmiechając się powłóczyście. Adrien skupiał wzrok na jej twarzy, trochę zbyt ostrej w stosunku do jej arystokratycznego pochodzenia, ale kątem oka obserwował drzwi sali balowej i galery pod sufitem pełne straży. Nie zauważył niczego odstającego od normy. — Musimy się zbierać albo wpadniemy w sam środek tego syfu.
Adrien zmarszczył brwi, ale kiedy uchwycił wzrok jednej ze starszych hrabin, natychmiast wygładził czoło, zbliżając się jeszcze trochę do ucha Chloe. Miał nadzieję, że ojciec, obserwujący wszystko z podwyższenia nie uzna tego za nieprzyzwoitą odległość.
Zresztą, teraz to i tak było nieważne. Nie, jeśli słowa Chloe były prawdą.
— Dlaczego nikt mnie nie poinformował? — spytał sekundy przed odepchnięciem dziewczyny i obróceniem jej zgrabnie za pomocą nadgarstka. Bransolety zalśniły, podobnie jak spinki jego mankietów. Wiedział, że razem z Chloe tworzyli wspaniały obrazek, jaki powinno widzieć królestwo. Jaki powinien być wystawiany dla oczu jego ojca i wszystkich baronów, jaki wszyscy chcieli widzieć.
— Podejrzewają szpiega — syknęła księżniczka, kiedy silne ramię Adriena ponownie ją oplotło, a ona sama wdzięcznie wpasowała się w rytm tańca, w którym prowadził ja następca tronu. — Przełożyli akcję, by nikt nie miał okazji poinformować króla. Czekają na nas w ogrodzie.
Adrien odwrócił ich tak, by móc spojrzeć na swojego ojca, siedzącego samotnie wśród atłasów, brylantów i złota, wodzącego po tłumie szarymi oczami, z ustami zaciśniętymi w wąską linię. Tylko siłą woli, powstrzymał swoje ciało od nagłego drgnięcia.
Kochał swojego ojca. Kochał swoje życie, pełne przepychu i wystawnych bali, uwielbiał dania, które sprawiały, że z przyjemności topniało podniebienie, podziwiał potęgę, która udało się zbudować starym, wytwornym rodom. To był jego świat, pełen eleganckich dworów i wystawnych przyjęć. Świat, przez który szedł jako następca francuskiego tronu. Świat jego rodziców, dziadków i wszystkich przodków. Świat jego przyjaciół, Chloe, Kagami, Nino.
Jednakże, równie mocno jak kochał swoje życie, tak bardzo nienawidził faktu, że nie wszyscy takie mieli. Nienawidził widoku brudnych ulic, zapracowanych dzieci oraz żebraków i kalek. Nienawidził, że on sam żył w złotej klatce, podczas gdy ludzie, którzy naprawdę mogliby wykorzystać swoją wolność, harowali dniami i nocami dla kraju. Poświęcali swoje życie jako żołnierze, strażnicy, rolnicy lub szwacze. Nieważne. Każdy z nich żył pod butem jego ojca, króla, dla którego liczyli się tylko ludzie, mający znaczenie. Ci, którzy dysponowali fortuną i głosem. Nienawidził faktu, że jeśli kiedyś przejmie koronę, nie będzie miał nic do gadania, bo tak długo jak żyje jego ojciec i cały gabinet, który dookoła siebie zebrał, Adrien nie będzie nic mógł zrobić. A kiedy w końcu dostanie realną władzę będzie za późno. Kraj zdąży spłynąć krwią.
W sposób, który wybrał, zbrudzą tylko marmurowe posadzki pałacu.
Złapał Chloe mocniej, wirując z nią wdzięcznie przez salę w kierunki drzwi ogrodowych. Słyszał stukot jej pantofelków, swój własny oddech. Im bardziej się przyglądał, tym więcej twarzy rozpoznawał. Twarzy skrytych pod eleganckimi kapeluszami i fryzurami lub czapkami strażników, zbyt ogorzałych od słońca i zmarszczonych, by mogły pochodzić z rodzin arystokracji.
Jeśli się stąd nie wyniosą, nie będą mieli okazji nic zrobić. Wiedział, że w ogrodzie ktoś czeka. Ktoś da im broń. Ktoś inny wręczy mu maskę. A jeśli tu zostaną będą tylko świadkami rzezi, a jeden z rebeliantów zabije go jako księcia, którego – według ustalonego planu – miało na miejscu akcji w ogóle nie być. Pozbędą się go, by obsadzić na tronie własnego króla, bo mało który rebeliant wiedział, jak wielką rolę Adrien z Chloe odegrali.
Adrien wdzięcznie zakręcił Chloe po raz ostatni, stając przed progiem otwartego tarasu. Podziękował jej za taniec głębokim ukłonem, który Chloe oddała z niebezpiecznym błyskiem ekscytacji w niebieskim oku.
Kiedy zaproponował jej ramię, przyjęła je bez wahania. Adrien dostrzegł, jak jego ojciec z zadowoleniem kiwa głową.
Ojcze, gdybyś tylko wiedział.
Wystarczyło tylko, że przekroczyli próg, a w głębi sali wybuchł wrzask.
Chloe zrzucił ze stóp wysokie pantofle, porzucając je na trawie i pognała w ciemność.
Adrien ruszył za nią.
CZYTASZ
Wyjść ze złotych klatek || Miraculous
FanfictionWitam, witam wszystkich w moim powrocie! Rajusiu, jak ja dawno tu nic nie wstawiałam. Otóż. Kto obserwuje i śledzi, ten wie, że to konto wieje pustkami. Zimno, pusto i staro, że się tak wyrażę. Ale dziś przychodzę z nowym pomysłem i jestem tak pod...