V

207 12 10
                                    

Francuski zamek był zdecydowanie lepszy niż ten paryski, w którym mieszkała Chloe.

Oraz cięższy do zdobycia, jak zauważyła z pewnym niesmakiem.

Zamek w Paryżu był... zamkiem wyglądającym jak przerobiony dworek. Miał niskie wieżyczki, czerwione dachówki, a droga, która do niego prowadziła była idealnie wygładzona, chroniona przez bramę kutą z tak delikatnego metalu, że każdy idiota z młotem kowalskim by się przez nią przebił.

Za to zamek w Lyon był twierdzą. Cholerną puszką, jak zauważyła spacerując po ogrodach. Z głupią fosą, murami grubymi jak ona była wysoka i podnoszonym mostem, do diabła, który oddzielał go od miasta. Dostać się do niego bez pozwolenia... Boże, co abstrakcja.

Przysiadła zmęczona na jednej z ławeczek, pozwalając rozkloszowanej sukni rozłożyć się wokół jej nóg, złożyła ręce na podołku. Eleganckie pantofle uciskały jej stopy, ale dodawały prawie dziesięć centymetrów wzrostu – jeśli chciała się prezentować, musiała cierpieć.

Uniosła wzrok na wieże wznoszące się nad jej głową. Szklane, mętne szybki – najnowszy wynalazek! – lśniły w blasku popołudniowego słońca.

W co ona się wpakowała? Zbieranie informacji, szpiegowanie, to nie były zajęcia dla niej! Łaziła po zamku jakby dostała robaków i rozglądała się szukając czegokolwiek, co mogłoby okazać się przydatne dla tej paskudnej, rozwydrzonej dziewuchy z potężnym kompleksem na punkcie własnego wzrostu i agresji i to za co? Za marną, żółtą maseczkę z jakiegoś pospolitego, nie daj Boże, psu z gardła wyciągniętego materiału.

Zadrżała, kiedy chłodniejszy wiaterek musnął jej nagie ramiona. Wychodzenie na zewnątrz w samej, cieniutkiej sukni z muślinu nie było dobrym pomysłem, zdecydowanie nie. Jeszcze się zaziębi, a nie może nieelegancko pociągać nosem, bo to było takie... niehigieniczne.

Zauważyła jak jeden z gwardzistów przy prowadzących do ogrodu drzwiach porusza się niespokojnie na widok swojego wychodzącego z wnętrza kolegi. Przekazali sobie szybką wiadomość, a Chloe poczuła jak gęsia skórka pojawia się na jej ramionach, zdecydowanie nie spowodowana chłodem.

Do diabła! Przecież nie było możliwości, żeby ktoś ją nakrył, kiedy ostatnio wychodziła! A nawet jeśli, Adrien wymykał się z zamku cały czas i król zawsze przymykał na to oko!

Ale ona nie była Adrienem. Co, jeśli ktoś podsłuchał? Albo to małe, paskudne dziewczę doniosło na nią, żeby mieć pewność, że nie wniknie głębiej w struktury ich rebelii?

Nie, to śmieszne. Przecież widziała, jak bardzo zależało jej na tym, co Chloe mogła zaoferować, poza tym wtedy sama by się zdradziła.

Zacisnęła mocno palce na sobie nawzajem. Po tym wszystkim, kiedy w końcu wprowadzi tam Adriena i pokaże mu, jak wiele może mu dać, jak zależy jej na jego dobru o wiele bardziej niż jego ojcu, książę będzie musiał się jej srogo odwdzięczyć! Najlepiej diamentem w pierścionku zaręczynowym!

Kiedy gwardzista podszedł do niej i skłonił się przed nią głęboko, uniosła jedynie podbródek, czekając na informację.

— Wasza Wysokość — zaczął nerwowo gwardzista. Chloe zdawała sobie sprawę, że pałacowa służba zdecydowanie wolała unikać z nią jakichkolwiek rozmów, uznając ją za... nieprzyjemną. A ona jedynie miała swoje wymagania i standardy, których oni ewidentnie nie spełniali.

Co zdecydowanie nie odbierało jej satysfakcji. Uwielbiała rozstawiać ludzi po kątach!

— Właśnie dostaliśmy informację od króla Gabriela. Życzył sobie, żeby Wasza Wysokość zjadła z nim dzisiaj kolację razem z księciem Adrienem.

Wyjść ze złotych klatek || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz